Historie kryminalne: Zemsta odprawionego narzeczonego

Historie kryminalne: Zemsta odprawionego narzeczonego
fot. Pixabay

Czuł się poniżony i ośmieszony. Nie mógł się z tym pogodzić. Musiał coś zrobić, może nie wszystko jeszcze stracone. Zapukał do drzwi niskiego, podłużnego domu.

Otworzyła, ale nie wpuściła go za próg, Nie chciała z nim rozmawiać. Kazała mu iść precz i nigdy nie wracać. Zagroziła wezwaniem milicji. I wtedy przelała się czara jego goryczy. Stracił nad sobą panowanie.

Młody musi się wyszumieć

W 1970 roku Mirosław L. odbył służbę wojskową i wrócił w rodzinne strony. 22-latek pochodził z dobrze sytuowanej gospodarskiej rodziny, zamieszkałej w miejscowości Międzylesie w powiecie bialskim, w gminie Tuczna. Był jedynakiem, miał wszystko kiedyś odziedziczyć, ale do pracy na roli – ciężkiej, nienormowanej czasowo, narażonej na różnego rodzaju ryzyko – bynajmniej się nie palił. W ogóle żadna praca się go nie imała.

Pierwszy był natomiast do wydawania pieniędzy. Rodzice mu ich nie żałowali. Mirek uwielbiał rozrywkowe życie: imprezy, spotkania z kolegami, alkohol. Miał wszystko, czego dusza zapragnie. Motorower, dżinsy za dolary, a gdy zdał egzamin na prawo jazdy, ojciec obiecał sprezentować Mirkowi samochód. W czasach PRL auta były na talony, którymi władza obdarowywała zaufanych wybrańców. Alternatywą był wtórny rynek, gdzie jednak istniało ryzyko nabycia złomu, który wysiądzie po kilku kilometrach jazdy.

Państwo L. przez palce patrzyli, jak syn beztrosko trwoni ich krwawicę, bo rozumieli, że jest młody i musi się wyszumieć. Woleliby jednak, żeby się w końcu ustatkował. A jaki jest na to najlepszy sposób? Stwierdzili, że ożenek.

Urocza wdówka ze spożywczego

Na brak powodzenia u dziewczyn Mirek nigdy nie mógł narzekać. Młody, przystojny, towarzysko wyrobiony. I rzecz chyba najważniejsza: zasobny finansowo. Niejedna z miejscowych panien z chęcią by się za niego wydała.

Toteż jego rodzice spodziewali się, że nie będą zbyt długo czekać na chwilę, w której syn przedstawi im swoją przyszłą żonę. I tak się rzeczywiście stało.

W sklepie spożywczym w Międzylesiu od niedawna pracowała jako ekspedientka 31-letnia Renata C. Wyróżniała się nie tylko dobrą znajomością swojego fachu, ale przede wszystkim niebanalną urodą. Miała figurę modelki, duże niebieskie oczy i gęste jasne włosy. Trochę przypominała ówczesną francuską gwiazdę kina Brigitte Bardot. Toteż mężczyźni wcale nie grymasili, kiedy żony wysyłały ich do sklepu po sprawunki, lecz czynili to bardzo chętnie, by sobie popatrzeć na urodziwą ekspedientkę.

Nic dziwnego, że Renata wpadła Mirkowi w oko. Przestał spotykać się z kolegami, zapomniał o obiecanym przez ojca samochodzie. W ogóle o bożym świecie zapomniał. Nie przeszkadzało mu, że jest sporo młodszy od Renaty. Jakie to miało znaczenie, skoro się w niej zadurzył po sam czubek głowy.

Pod wieczór, kiedy w sklepie nie było dużo klientów, przychodził do niej i zapewniał, że kocha ją nad życie.

– Ja też cię kocham, Mireczku. Jesteś taki milusi – odpowiadała z uśmiechem. Zauroczony nią 22-latek wierzył we wszystko, co mówiła. Nie dostrzegał w jej słowach ironii. Zbyt późno zrozumiał, że tylko się nim bawiła.

Ich związek rozkwitał

Pewnego razu musiała dłużej zostać w sklepie, bo mieli remanent. Skończyła pracę, gdy zapadła noc. Mirek zaofiarował się, że odprowadzi ją do domu.

– Dobrze, skoro ci na tym zależy. Będzie mi bardzo miło – zgodziła się. A on niemal skrzydeł dostał ze szczęścia.

fot. autor

Renata mieszkała z matką na skraju Międzylesia, w niedużym, ale ładnym domu z ogrodem. Przy furtce Mirek długo i namiętnie ją całował. W pewnym momencie z domu wyszła matka Renaty, Janina. Wcale się nie oburzyła, widząc nieznajomego mężczyznę obściskującego jej córkę. Wręcz przeciwnie.

– Dlaczego stoicie pod płotem, zamiast wejść do mieszkania? Zapraszam – powiedziała.

– Nie chcę sprawiać kłopotu – certował się Mirek, ale matka Renaty roześmiała się.

– Ależ to żaden kłopot. Wchodźcie, napijemy się herbaty, porozmawiamy.

Okazała się tak samo miła i bezpośrednia jak jej córka. Miała taki sam uśmiech. Powiedzieć można, że była nieco starszą wersją Renaty. Mirek wyszedł od nich po północy. Puściły go dopiero wtedy, gdy zapewnił, że będzie je regularnie odwiedzał.

Bynajmniej nie przychodził do nich z musu. Renata w sklepie, zajęta pracą, nie miała zbyt wiele czasu, ale w domu zawsze chętnie go przyjmowała. Ich związek rozkwitał, na co Janina C. patrzyła łaskawym okiem. Spytała go, jakie ma zamiary wobec jej córki. Odpowiedział, że chce się z nią ożenić, bo ją kocha i nie wyobraża sobie poślubienia innej kobiety.

Miłe złego początki

Wkrótce o planach matrymonialnych Mirka dowiedzieli się jego rodzice. Chociaż bardzo im zależało, żeby syn się ożenił, wiadomość, że się zaręczył, nie wzbudziła w nich entuzjazmu. Nie chodziło oczywiście o sam fakt, że jest już po słowie, ale o osobę narzeczonej. Ta nie budziła u państwa L. ciepłych uczuć.

– Wiesz, co ludzie o niej mówią? Że to puszczalska, że wdzięczy się za ladą do każdego faceta! I ty się chcesz z nią żenić? – próbowali zohydzić mu Renatę. Nie zdołali.

– To są podłe plotki, których wcale nie słucham. Pewnie rozsiewają je jacyś zawistnicy. A ja Renatkę kocham i tylko z nią mogę się ożenić, czy się to komu podoba, czy nie – odpowiedział butnie.

Rodzice jeszcze nie rezygnowali. – A czy ona kocha ciebie? Bo nam się widzi, że leci wyłącznie na nasze pieniądze – odpowiadali.

Znowu uderzyli kulą w płot. Żadne argumenty nie były w stanie odwieść Mirka od małżeństwa. Jest od niej młodszy o prawie dziesięć lat? Przecież tej różnicy wieku prawie nie widać. A czy ty zdajesz sobie, synu, sprawę, że jej poprzedni mąż umarł ze zgryzoty, bo rogi mu przyprawiała? Następne wyssane z palca brednie. Niech no tylko ktoś się odważy powiedzieć o niej coś takiego w mojej obecności, to będzie liczył zęby!

Państwo L. w końcu spasowali. Zrozumieli, że ich zdanie nie liczy się dla syna. On już podjął decyzję i nic jej nie zmieni. Im bardziej będą oponować w kwestii jego małżeństwa, tym gorzej dla nich. Nie chcieli go stracić, więc przestali źle mówić o Renacie. Nie wróżyli jednak dobrze temu związkowi…

Słabo się starasz, zięciu…

Spotkanie z narzeczoną syna i jej matką tylko ich utwierdziło w przekonaniu, że oślepły z miłości chłopak nie widzi tego, co widzą inni. Janina C. czuła się u nich w domu jak u siebie. Szczegółowo wypytała ich o dochody i czy Mirek na pewno wszystko po nich odziedziczy. Bez skrępowania chodziła po całym mieszkaniu, zaglądając w każdy kąt.

Nie podobało im się wychwalanie Renaty pod niebiosa. Jaka ona piękna, jaki ma gust i w ogóle. Wiadomo, matka zawsze będzie za swoim dzieckiem, ale dobrze wychowani ludzie powinni zachować umiar. Nie mogła nie widzieć, jak marszczą brwi, gdy opowiadała o córce, ale najwyraźniej nic sobie z tego nie robiła.

– Renatka miała wielu kandydatów na męża, przebierała w nich jak w ulęgałkach. Powiem wam w zaufaniu, że w ubiegłym roku starał się o nią zastępca kierownika GS-u, ale cóż, serce nie sługa. Nie pokochała go i biedak odszedł z kwitkiem…

Przykro było im tego słuchać, ale przecież była ich gościem, nie mogli kazać jej milczeć. Niekorzystnego wrażenia bynajmniej nie poprawiała Renata. Cóż z tego, że miała na ustach uśmiech, skoro dostrzegali w nim fałsz i obłudę.

Jak człowiek myśli, że będzie źle, to najczęściej takie przewidywania się sprawdzają. Nie upłynęło wiele czasu, kiedy Mirek boleśnie przekonał się, jakie naprawdę są Renata i jego przyszła teściowa. Janina C. poprosiła go, by pomógł jej wypielić ogródek przy domu. Zgodził się z radością, jednak szybko tego pożałował, gdyż kobieta bezustannie krytykowała jego pracę. Posunęła się nawet do tego, żeby mu powiedzieć, że do niczego się nie nadaje.

Zrobiło mu się przykro, ale pocieszał się myślą, że to przecież nic takiego. Pewnie miała zły dzień.

Na niekorzyść zmieniła się nie tylko matka, ale również córka. Renata wyraźnie ochłodła w stosunku do niego. Nie chciała, żeby przychodził do niej do sklepu, tłumacząc, że ma dużo pracy, a w ogóle po co ludzie mają gadać. Ale co mieli gadać? Przecież byli narzeczonymi…

Wkrótce dowiedział się, że wcale nie nadmiar pracy uniemożliwia jej spotykanie się z Mirkiem. Renata zaczęła spotykać się z kierownikiem Państwowego Ośrodka Maszyn.

– To dziany gość, przyjeżdża po nią fiatem. Musisz, stary, bardziej pilnować narzeczonej – poradził mu kolega, któremu zwierzył się z problemów uczuciowych.

Wynoś się i nie wracaj!

W ostatnich dniach maja 1970 roku w Międzylesiu odbywała się zabawa taneczna. Mirosław L. nie miał ochoty na nią iść, ale koledzy, z którymi wypił kilka głębszych, namówili go, aby mógł się oderwać od złych, smutnych myśli.

Nie był to jednak najlepszy pomysł. Na zabawie spotkał bowiem Renetę w towarzystwie kierownika POM-u, Jerzego T. Tańczyła tylko z nim i pozwalała mu się czule i namiętnie obejmować w tańcu. Mirek nie wytrzymał i podszedł do nich.

– Musimy się rozmówić – zażądał. Spojrzała na niego niechętnie i spytała, o co mu chodzi. Odparł, że będąc jego narzeczoną nie powinna obściskiwać się z innym mężczyzną. I w ogóle…

– Ale ja nie jestem twoją narzeczoną – przerwała mu, a jego aż zamurowało. – Właśnie w tej chwili zrywam z tobą zaręczyny. I nie będę z tobą rozmawiać, bo jesteś pijany.

– Jeszcze coś? – wtrącił prowokacyjnym tonem Jerzy T. Był potężnie zbudowanym mężczyzną. Gdyby doszło do walki, Mirek nie miałby z nim szans.

Wybiegł jak szalony z remizy. Czuł się, jakby zawalił się cały jego świat. Jak ona mogła go tak zranić?! Uznał, że nie może tego tak zostawić. Zlekceważony przez Renatę, udał się do jej matki. Otworzyła mu, ale spojrzała na niego takim samym wrogim i nieprzejednanym wzrokiem jak jej córka. Nie wpuściła go do mieszkania. Była zła, że ją obudził.

Nie zrobiła na niej wrażenia wiadomość o zerwaniu zaręczyn. Wzruszyła ramionami.

– Co mi do tego? Renata jest dorosła i wie co robi. Widocznie nie zasługujesz na nią.

– Ale przecież zaręczyła się ze mną…

– Zaręczyny to nie ślub, zawsze można je zerwać, to nie zbrodnia. A teraz nie zawracaj mi głowy. Już ci wszystko wyjaśniłam, więc się wynoś i nigdy nie wracaj. Jak będziesz nas nachodził, to wezwę milicję. No już, won!

Po tych okrutnych słowach ogarnęło go szaleństwo. Popchnął niedoszłą teściową, a ona upadła na podłogę. Przyskoczył do niej i zaczął ją dusić. Białka jej oczu żółkły, kobieta próbowała się wyswobodzić, ale z każdą chwilą jej opór słabł. Gdy puścił jej szyję, była już martwa.

Następnego dnia po Mirosława L. przyjechała milicja. Zabrali go do aresztu. Kilka miesięcy później, w lutym 1971 roku, Sąd Wojewódzki w Lublinie na sesji wyjazdowej w Białej Podlaskiej uznał 22-letniego mężczyznę winnym zabójstwa Janiny C. i skazał go na 15 lat pozbawienia wolności.

Mariusz Gadomski

Zmieniono personalia

 


Polecamy książkę Mariusza Gadomskiego pt. „Tajemnica Hipka Wariata”:

Jest to oparta na faktach powieść o Hipolicie Rytterze, pseudonim Hipek Wariat, słynnym międzywojennym gangsterze i mordercy, działającym w Warszawie, Lublinie i Charkowie. W 1929 roku Hipolit Rytter na łożu śmierci w więziennym szpitalu opowiada warszawskiemu adwokatowi Zygmuntowi Hofmoklowi-Ostrowskiemu swoją historię. Jego życie to ciągłe balansowanie między zbrodniami, pobytami w więzieniu a tęsknotą za żoną. Wie, że jest bestią, a jego historia to podróż przez morze krwi. Nietrudno zgadnąć, jak się ona skończy.

Mariusz Gadomski – autor inspirowanych faktami książek o retrozbrodniach, takich między innymi, jak „Gdzie diabeł nie może. Morderczynie i filutki”, „Jak zabijać, to tylko we Lwowie” czy „Retrozbrodnie”.

Link do zakupu książki: Tajemnica Hipka Wariata – Mariusz Gadomski Oficynka

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Komentarze

    Brak komentarzy