Frekwencja na zadowalającym poziomie

Frekwencja na zadowalającym poziomie
fot. J. Dragan

BIAŁA PODLASKA Z dr. nauk prawnych Andrzejem Halickim, członkiem Polskiego Towarzystwa Legislacji, autorem licznych petycji usprawniających funkcjonowania Budżetu Obywatelskiego oraz książki „Społeczeństwo obywatelskie w Białej Podlaskiej”, rozmawia Justyna Dragan.

Właśnie zakończyła się kolejna edycja Budżetu Obywatelskiego. Czym różniła się od poprzednich? Na uwagę na pewno może zasługiwać frekwencja, prawda?

– Frekwencja wyniosła 18 procent i jest to zadowalający poziom. Oczywiście możemy to skomentować także w ten sposób, że dla ponad 80 proc. mieszkańców jest obojętne, na co władze miasta wydadzą ponad 2 miliony złotych, których źródłem są również ich podatki. Nie świadczy to najlepiej o stanie społeczeństwa obywatelskiego. Z drugiej jednak strony, gdy porównamy frekwencję w Białej Podlaskiej i w innych miastach, to okaże się, że jesteśmy powyżej średniej. Są bowiem miasta z frekwencją na poziomie 5-10 proc. Warto zastanowić się, co ma wpływ na większą niż w ostatniej edycji frekwencję. Moim zdaniem złożyło się na to kilka czynników. Po pierwsze, różnorodność projektów. Każdy mieszkaniec mógł wybrać ofertę dla siebie. Po drugie, zgłoszenie pomysłów budzących kontrowersje, jak np. tężnia czy inwestycja na cmentarzu. Projekty te budzą emocje, wywołują dyskusję, nakręcają frekwencję. Z kolei propozycje dotyczące terenów szkół, np. szatni w hali sportowej przy Szkole Podstawowej nr 6 czy ścieżki rowerowej przy ul. Akademickiej, angażują dzieci, młodzież oraz ich rodziców, a to ważna grupa głosujących. Nie można też pominąć lepszej niż w poprzednich latach promocji Budżetu Obywatelskiego oraz rezygnacji z wymogu formalnego, czyli obowiązku podania numeru PESEL przez głosującego.

W tym roku, jak zresztą w poprzednich edycjach BO, dużą część zwycięskich projektów stanowiły te złożone przez miejskich radnych. Różnie jest to oceniane. Co pan o tym sądzi?

– Zgłaszanie projektów do Budżetu Obywatelskiego przez radnych nie jest zjawiskiem występującym wyłącznie w naszym mieście. Dyskusja na ten temat od lat toczy się na warszawskim Ursynowie, w Lubartowie czy Szczytnie. Z jednej strony trudno radnemu zabronić występowania z pomysłem. Jest on przecież mieszkańcem i ma takie prawo. Z drugiej jednak strony, radny nie jest takim samym mieszkańcem jak inni, zaś jego pozycja, status różnią się od pozycji mieszkańca niebędącego radnym. Z tych względów radny znajduje się w uprzywilejowanej sytuacji. Jest on rozpoznawalny, nieanonimowy, ma większy dostęp do lokalnych mediów, w których może promować swój projekt. Nie jest to więc rywalizacja na równych zasadach.

Jeżeli jeszcze nie przekonałem, to zadam kilka pytań. Dlaczego radni nie zgłaszają pomysłów wspólnie z innymi mieszkańcami? Przecież w Białej Podlaskiej nie wprowadzono ograniczeń i projekt może być zgłoszony przez wiele osób. Dlaczego radni promują swój projekt podpisując się na plakatach nie tylko imieniem i nazwiskiem, ale również zwrotem „radny”? Przecież zgłaszając projekt występują jako „zwykli” mieszkańcy. Dlaczego radni nie korzystają przede wszystkim z innych dostępnych im, a niedostępnych pozostałym mieszkańcom narzędzi, jak złożenie propozycji do budżetu miasta? Niewątpliwie zgłaszanie przez radnych projektu do BO jest dla nich cenne i pomaga im budować kapitał polityczny, przydatny w kolejnych wyborach.

Cały wywiad w papierowym wydaniu „Podlasianina” z 11 października.

Dodaj komentarz

Komentarze

    Brak komentarzy