Trzaski, czyli białe kruki, czarne złoto

Trzaski, czyli białe kruki, czarne złoto

Zamiast kompaktów czy empetrójek – czarne krążki i gramofon. Bo dlaczego nie wrócić do świata prawdziwych dźwięków zapisanych na płytach winylowych? Do tego zachęca właściciel sklepu Trzaski – Dominik Masalski. Jego projekt spotkał się z dobrym przyjęciem bialskich melomanów, co pokazały Piątkowe Pogaduchy, organizowane cyklicznie przez Stowarzyszenie Przez Pryzmat.

Muzyka w formacie cyfrowym, do której łatwo i szybko można dotrzeć, jest znakiem czasu. Nie znaczy to jednak, że wszyscy są jej zwolennikami. Owszem, wśród jednych popularność empetrójek rośnie, ale są też tendencje odwrotne. Mowa o powrocie do przeszłości, kiedy królowało analogowe brzmienie czarnych płyt. To właśnie zaserwowało Stowarzyszenie Przez Pryzmat na ostatnich, lutowych (23.02) Pogaduchach, podczas których Dominik Masalaski opowiadał o miłości do muzyki oraz o tym, jak udało mu się uczynić z hobby regularne źródło dochodu.

– Wszystko zaczęło się od pierwszego winyla, który kupiłem dwanaście lat temu w Kazimierzu. Byłem wtedy mocno zainteresowany muzyką około jazzową, około funkową. I to był Prince, ścieżka dźwiękowa z filmu „Purple rain” – wspomina. Paradoksalnie gramofon pojawił się później.

Winyle wracają do łask

Dominik od blisko dwóch lat prowadzi w Białej Podlaskiej sklep o wymownej nazwie Trzaski, gdzie można kupić płyty winylowe. Niedawno zmienił lokalizację, teraz sklep mieści się przy ul. Warszawskiej 6. Na kilku zaledwie półkach stoi kilkaset płyt (można je też znaleźć na wirtualnych półkach sklepu internetowego www.trzaski.pl). Każdy znajdzie tu coś dla siebie, jakiś „smaczek” przeszłości i teraźniejszości. Właściciel Trzasków oferuje nam podróż w czasie – są tu płyty z muzyką geniuszów ubiegłego wieku, ale także współczesnych twórców, którzy odważyli się wydać czarny krążek, jak np. Organek.

– Mamy różne płyty, używane i nowe. Kiedy odnajdujemy jakiegoś kolekcjonera w Anglii czy USA, odkupujemy od niego dużą ilość płyt. Z winylami jest tak, że nie zawsze można kupić, co się chce. Duża część płyt została wydana tylko na tym nośniku i nie miała reedycji. Czasem zdarza się, że w Polsce ktoś ma tylko jeden egzemplarz danego krążka – opowiada pomysłodawca winylowego biznesu.

Trzaski dostosowują się do oczekiwań i potrzeb klientów, a ich właściciel nie narzuca swoich muzycznych upodobań. Na początku Dominik, jak sam przyznaje, nie sprowadzał płyt, które ma w prywatnej kolekcji, albo takich, z którymi trudno byłoby mu się rozstać. Ostatecznie jednak przezwyciężył to w sobie. Zapewnia, że popularne tytuły są dostępne na zamówienie bez najmniejszego problemu. Jednak zdobycie wydań z lat 60., 70. i 80. ubiegłego wieku w dużej mierze zależy od szczęścia.

W Trzaskach można także kupić gramofony. – W ciągu miesiąca kilka osób prosi o pomoc w ich doborze. Mamy dostęp do sprawnych, dobrych, używanych gramofonów w rozsądnych cenach – mówi właściciel sklepu.

Druga młodość

Rosnąca z roku na rok sprzedaż płyt analogowych świadczy o tym, że moda na nie zatoczyła koło. Coraz więcej współczesnych artystów wydaje muzykę na winylach. Zainteresowanie czarnymi krążkami jest spore. Mocą poczty pantoflowej, ale po upływie dwóch lat, także z powodu renomy, do Trzasków zagląda nowy klient. Od progu słyszy muzykę, puszczaną przez Dominika oczywiście z gramofonu. Przy jej dźwiękach można przeglądać zbiory i poprosić o włączenie „skarbu”, jaki znalazł w kolekcji na sprzedaż. Ludzie, zatrzymując się przy półkach z płytami, wyruszają w podróż w przeszłość.

– Niektórzy może są nieśmiali i niegotowi na to, żeby usiąść na kanapie i pogadać ze mną o muzyce. Ale zdarzają się tacy, którzy spontanicznie wspominają, kiedy daną płytę ostatni raz trzymali w dłoniach, kiedy jej słuchali… Opowiadają, jak trudno było kupić płyty, gdy byli młodzi – mówi Masalski. – Jeden z kupujących opowiedział mi historię, jak odkładał ciężko zarobione pieniądze, by kupić wymarzony krążek. Po powrocie z giełdy okazało się, że płyta jest całkowicie zniszczona.

Ludzie z sentymentem wracają do tych wspomnień, podkreślając, jak ważnym elementem ich tożsamości są winylowe płyty z muzyką. Teraz, po latach, mają możliwość odsłuchania ulubionych płyt jak dawniej. Na gramofonie. Z trzaskami.

Posłuchane, pogadane

Pomysł organizowania w Białej Podlaskiej wieczorów z odtwarzaniem muzyki z adapteru pojawił się, kiedy jeden z klientów wyznał, że słuchanie winyli to dla niego nałóg, cały ceremoniał słuchania muzyki. „Słuchowisko” miało już kilka edycji, w tym tematyczną, podczas której Dominik Masalski prezentował muzykę filmową.

Jak na mało rozreklamowane wydarzenie, frekwencja za każdym razem była imponująca. – Świetnie, że spotkało się to z takim odzewem – przyznaje inicjator tego przedsięwzięcia.

Dominik Masalski (przy gramofonie) był gościem lutowych Piątkowych Pogaduch w Rabarbarze. Obok współautor tekstu Jakub Jańczuk

Na Piątkowych Pogaduchach zaprezentował kilka utworów, wydanych tylko na winylach. Stąd też wzięła się nazwa spotkania: „Białe kruki, czarne złoto, czyli wszystko o winylach”. – Piękne jest to, że niektórzy artyści godzą się na to, żeby ich muzyka była wydana jedynie na tym nośniku, który tak naprawdę do niedawna był bardzo niszowy i niepopularny. To duża odwaga – uważa.

Tłuste brzmienia w superokładkach

Ci, którzy stają się klientami Trzasków, mają swoje potrzeby. Jak mówi Dominik, można podzielić ich na dwie grupy: tych, którzy oczekują głębszego basu, tłustego brzmienia, oraz tych, którzy kochają koncept albumów. – Jest też trzecia grupa klientów – tłumaczy Dominik. – To ci zafiksowani na samym formacie.

Poruszając wątek graficzny, podzielił się na Pogaduchach ciekawostkami, na przykład o Polakach, Stanisławie Zagórskim i Rosławie Szaybo, którzy w latach 60. ubiegłego wieku wyjechali z Polski i za granicą projektowali okładki płyt dla największych ówczesnych gwiazd muzyki, m.in. Judas Priest, Chicago, The Clash, Janice Joplin, Miles’a Davis’a czy Krzysztofa Komedy. – Okładka to dzieło sztuki. Tak uważał na przykład Czesław Niemen, który nigdy nie podpisywał swoich płyt – mówi Masalski.

Analogowo, wielowymiarowo

– Magia płyt analogowych – mówi Dominik – to głównie sposób zapisu. To brud, który mnie osobiście bardziej odpowiada niż bezbłędne, klarowne w każdym calu cyfrowe nagrania. Tu ważniejsza jest świadomość, że słucha się płyty, która ma np. 50 lat i przechodziła przez ręce różnych osób. Płyty, która ma swoją historię, duszę – podkreśla.

Jeśli ktoś decyduje się na kupno używanej płyty, często chce sprawdzić jej stan, odsłuchując ją na miejscu. – I to jest ten moment, w którym zaczyna się dyskusja. Płyta sobie leci, a my rozmawiamy albo konkretnie o wybranym utworze, albo o artyście. O tym, że Paul McCartney podobno umarł przed nagraniem „SGT Pepper”, a później grał już jego sobowtór. Ciekawe historie są nieodłączną częścią płyt winylowych – mówi Dominik.

Kto chce się przekonać o magii winyli i poczuć dobrą energię, niech wstąpi koniecznie do Trzasków. Polecamy.

Jakub Jańczuk, Katarzyna Fronc

Komentarze

    Brak komentarzy

Zobacz także: