Odbił z łap UB 120 akowców

Odbił z łap UB 120 akowców

Robert Domański „Florian”, dowodząc swoim oddziałem ROAK, organizował wiele akcji na posterunki Milicji Obywatelskiej i areszty, likwidował agentów i informatorów UB i NKWD, a także zwalczał pospolity bandytyzm

Tworzenie się nowego ładu politycznego w powojennej Polsce w oparciu o ZSRR, terror aparatu bezpieczeństwa i działalność zbrojnego podziemia antykomunistycznego zebrały krwawe żniwo w całej Polsce. Południowe Podlasie również było światkiem bratobójczej wojny i do dziś pamięta żołnierzy tamtych czasów.

Czy współcześnie trudno nam zrozumieć moment, kiedy Polska podzieliła się na dwa wrogie, zajadle ze sobą walczące obozy polityczne? Zapewne nie, przecież dziś w polityce obserwujemy podobny schemat, ale póki co obywa się bez krwawych ofiar. Jest też inna, istotna różnica. Dzisiejsza polityka bije się tak naprawdę o bzdety, miejsca w sejmowych ławach i pieniądze. W 1944 r. na Południowym Podlasiu, a później w całej Polsce, podjęto walkę o wolność, niezależne państwo, o wiarę przodków i o własne życie.

Często jednak zadajemy sobie pytanie, czy w tamtej wojnie my, Polacy, nie byliśmy jedynie bezwolnym narzędziem? Sytuacja była przecież bardzo niejasna. Kiedy na nasze ziemie wkroczyła Armia Czerwona, wojna wciąż trwała. W Warszawie wybuchło powstanie, działał rząd RP na uchodźctwie, a na ziemiach wyzwolonych, w oparciu o Manifest PKWN, powstawał nowy rząd. Ludzie byli zdezorientowani. W dodatku na świadomość Polaków działały dwie potężne siły.

Z jednej strony komunistyczny aparat Urzędu Bezpieczeństwa, wspierany przez NKWD, rozpoczął aresztowania i wywózki zdekonspirowanych żołnierzy AK, ale ludności cywilnej obiecywał m.in. ziemię na własność, rozbudowę opieki społecznej i szkolnictwo powszechne. Z drugiej strony agenci wywiadów zachodnich mamiły daleko idącą pomocą i rychłym wybuchem III wojny światowej, i ludzie naprawdę w to uwierzyli. Wielu świadków tamtego okresu wspominało, że ilość zrzutów broni, amunicji, mundurów itp. z samolotów alianckich była dużo większa niż w czasach okupacji niemieckiej.

Biorąc pod uwagę wszystkie te czynniki, nie dziwi to, że społeczeństwo podzieliło się na tych, którzy uwierzyli w ideę państwa komunistycznego, i na tych, którzy wciąż śnili o wolnej ojczyźnie.

Odbudowa podziemia                 

Po masowych aresztowaniach kadry dowódczej Armii Krajowej, trzeba było zacząć odbudowywać struktury zbrojne w nowej rzeczywistości. Zadanie nie było łatwe z powodu ograniczeń kadrowych, ale już jesienią 1944 r. miejscowe AK podjęło pierwsze działania. Sprowadzały się głównie do rozpoznania wywiadowczego, ukrywania poszukiwanych, ewidencjonowania osób współpracujących z UB i NKWD, czasem też likwidowania ich.

W styczniu 1944 r. kpr. Robert Domański ps. Jarach dostał rozkaz zorganizowania Oddziału Samoobrony Ruchu Oporu Armii Krajowej (ROAK). Nominalnym dowódcą został Stefan Wyrzykowski „Zenon”, ale faktycznie dowodził Domański, który przyjął nowy pseudonim, „Florian”. W maju 1945 r. na Podlasie zaczęli napływać żołnierze AK, głównie z Kresów Wschodnich, dzięki czemu nowo tworzone oddziały rozrastały się. Początkowo oddział liczył około 30 osób, by od kwietnia powoli osiągać stan do około 150 żołnierzy. Oddział dowodzony przez „Floriana” objął swoim działaniem cały Obwód.

„Jarach” w czasie okupacji

Robert Domański urodził się w 1925 r. we wsi Krzywda (powiat łukowski). Był nastolatkiem, gdy wybuchła wojna. Miał zaledwie 15 lat, kiedy przybierając pseudonim „Jarach”, włączył się w walkę w Związku Odwetu na Zamojszczyźnie. Później działał pod dowództwem cichociemnego por. Mariana Gołębiewskiego i walczył w oddziale bojowym.

Domański musiał wyróżniać się spośród młodych żołnierzy, bo w maju 1943 r. został dowódcą własnego oddziału dywersji Kedywu w okręgu Biała Podlaska. W tym samym czasie „Jarach” został też szefem saperów w oddziale Stefana Wyrzykowskiego „Zenona”. Wraz ze swoim plutonem „Jarach” brał udział w wielu akcjach przeciwko Niemcom, a podczas Akcji Burza stoczył walki pod Kozłami i Witorożem. Ostatnią akcją zbrojną tamtego okresu były zwycięskie walki, przy boku Armii Czerwonej, o wyzwolenie Międzyrzeca Podlaskiego.

Broń zamiast pióra

Czy kiedy Armia Czerwona wkroczyła na nasze tereny, a ludność cywilna poczuła delikatny oddech wolności, Domański pomyślał o tym, by wrócić do domu i rozpocząć naukę w jakiejś szkole? Przecież w 1944 r. miał dopiero 19 lat. Czas, kiedy powinien się uczyć, spędził z bronią w ręku. Trudno nam dziś oceniać, dlaczego „Jarach”, jak i wielu innych młodych ludzi, podjął decyzję o kontynuowaniu walki, tym razem z nowym wrogiem. Robił to z nie mniejszym, niż w czasie okupacji, zaangażowaniem.

6 października 1944 r., dowodząc ośmioosobowym oddziałem, bez strat własnych, „Jarach” odbił z więzienia w Białej Podlaskiej por. Aleksandra Wereszko ps. Roch. Dzięki fortelowi i pomocy dwóch pracowników więzienia, Tadeusza Barczyńskiego ps. Baśka i Antoniego Samocia ps. Enka, żołnierzom udało się dostać do środka. Barczyński "Baśka”, by odsunąć od siebie podejrzenia o współpracę z partyzantami, postrzelił się w rękę. Takich udanych akcji odbicia więźniów z rąk UB było znacznie więcej.

Nowa funkcja, nowy pseudonim

Od stycznia 1945 r. Domański, już jako „Florian”, dowodząc swoim oddziałem ROAK organizował wiele akcji na posterunki Milicji Obywatelskiej i areszty, likwidował agentów i informatorów UB i NKWD. 9 marca 1945 r. miała miejsce chyba najbardziej spektakularna akcja „Floriana”. Partyzanci bez strat własnych opanowali więzienie w Białej Podlaskiej i uwolnili ponad 100 więźniów. Kilka dni później oddział rozbroił milicjantów z załogi majątku Cieleśnica. 25 marca poszczególne plutony ROAK przeprowadziły akcje na posterunki MO w Tucznej i Zabłociu.

Z ubeckiego więzienia w Białej Podlaskiej w zuchwałych akcjach oddział Domańskiego odbił około 120 akowców, m.in. "Rocha". Na budynku Zakładu Karnego wisi dziś taka tablica, ufundowana przez społeczność Podlasia

Ciekawostką jest też przeprowadzenie pozorowanych napadów na posterunki MO w Kościeniewiczach i Piszczacu. Sfingowanie napadów było konieczne, ponieważ w tamtym czasie te dwa posterunki były obsadzone przez milicjantów konspirujących z podziemiem antykomunistycznym.

Jednak zadaniem oddziału „Floriana” była nie tylko walka z agentami UB i członkami PPR. Warto podkreślać, że na terenie Podlasia Południowego i Polesia Zachodniego partyzanci kładli też duży nacisk na zwalczanie pospolitego bandytyzmu, który szerzył się w tamtym okresie. Zapewne dlatego członkowie podziemia antykomunistycznego tak długo cieszyli się poparciem ludności cywilnej.

Pożegnanie z partyzantką

8 kwietnia 1945 r. oddział „Floriana” został zaatakowany przez jednostki NKWD. Komuniści okrążyli ich pod wsią Ogrodniki, ale na szczęście partyzantom udało się wyrwać z obławy. Do czerwca 1945 r. oddział działał skutecznie, rozbrajając kolejne posterunki MO, likwidując nadgorliwych działaczy PPR i konfidentów UB.

W tym czasie NKWD, wspierane przez Ludowe Wojsko Polskie, zaczęło liczne akcje pacyfikacyjne na naszym terenie i obławy na partyzantów. Właśnie w czerwcu oddział por. „Floriana” szczęśliwie przedarł się przez obławę Wojska Polskiego pod Sokulami. „Florian” zawarł z dowodzącymi WP pakt o nieagresji i szczęśliwie wycofał się na północ powiatu bialskiego.

W połowie 1945 r. powstała Komisja Likwidacyjna AK Obwodu Biała Podlaska. Jej celem było ograniczenie aktywności bojowej oddziałów i ich częściowa likwidacja i demobilizacja. W ten sposób AK chciało uchronić swoich żołnierzy przed koniecznością oficjalnych ujawnień czy aresztowań. Na przełomie września i października z ponad stuosobowego oddziału „Floriana” pozostaje 20 żołnierzy. Tym, którzy odchodzili do normalnego życia, „Florian” starał się zagwarantować środki finansowe i wszelką pomoc. Wielu z nich wyjechało na Ziemie Odzyskane.

Kiedy ROAK zostało rozwiązane, Domański związał się ze Zrzeszeniem Wolność i Niezawisłość, przejmując dowództwo nad oddziałami w okręgu Radzyń Podlaski. Swoją działalność w podziemiu antykomunistycznym skończył, ujawniając się w Warszawie w marcu 1947 r. Miał dopiero 22 lata i być może szansę na normalne życie. Nie było to jednak łatwe. „Florian” podzielił los wielu ujawnionych. Kilka miesięcy po ujawnieniu został aresztowany wraz z żoną, jednak już w Boże Narodzenie oboje wyszli na wolność.

Domańscy przez jakiś czas próbowali ułożyć sobie życie w Gdańsku. Niestety, uznani za element niebezpieczny, zostali przeniesieni do Nowej Huty. Tam „Florian” podejrzewany był o próbę wysadzenia pomnika Lenina. Aż do 1953 r. UB próbowało nakłonić byłego partyzanta do współpracy. Bezskutecznie.

Wysoka cena za marzenia

Robertowi Domańskiemu udało się przeżyć czas bratobójczej wojny. Jednak, tak jak wielu, którzy przeżyli, zapłacił za to. Choć napiętnowany jako bandyta i „element niebezpieczny”, był nękany przez służby bezpieczeństwa, pozbawiony możliwości osiedlenia się tam, gdzie chce, uważany za obywatela gorszej kategorii, starał się żyć normalnie. Zmarł w 1995 r.

Wielu jego kolegów, bardzo młodych chłopaków, oddało życie w imię sprawy, która chyba od początku była przegrana. Bardzo szybko okazało się, że obiecywana III wojna światowa nie wybuchnie. Alianci, pomimo wielkich obietnic, pozostawili Polskę na pastwę Związku Radzieckiego i krwiożerczego aparatu bezpieczeństwa. Wielu członków podziemia antykomunistycznego straciło wszelką nadzieję po sfałszowanych wyborach do Sejmu Ustawodawczego i ostatecznym uznaniu przez mocarstwa zachodnie władzy narzuconej Polakom przez ZSRR. W lesie została garstka tych, którzy prawdopodobnie nie mieli wyboru. Woleli zginąć z bronią w ręku, niż zawisnąć na ”komunistycznej szubienicy”.

Bratobójcza walka na Południowym Podlasiu przyniosła zbyt wiele ofiar. Polacy ginęli po obu stronach barykady. Z rąk komunistów zginęło tu do 1948 r. około 2500 członków podziemia antykomunistycznego. Na karę śmierci skazano około 200 osób, ale w całym województwie lubelskim wykonano około 1200 wyroków śmierci. Z kolei z rąk partyzantów niepodległościowych zginęło ponad 900 osób.

Edyta Tyszkiewicz

Dodaj komentarz

Komentarze

    Brak komentarzy