Kącik książkowy: Dlaczego Patrycja wyszła z domu i nigdy nie wróciła?

Kącik książkowy: Dlaczego Patrycja wyszła z domu i nigdy nie wróciła?

Wydawnictwo Replika proponuje naszym czytelnikom książkę „Tamta dziewczyna”, inaugurującą nową serię Magdaleny Kołosowskiej pt. „Rodzinne sekrety”. To niezwykle wciągająca powieść obyczajowa z zaskakującym wątkiem kryminalnym.

Wyszła z domu i nie wróciła. Najpierw w rękach pęka filiżanka z kawą, potem na lustrze pojawia się rysa – czytelne znaki od fatum. Wiktor już przeczuwa, że coś się wydarzy, ale jeszcze nie wie, że będzie musiał wrócić pamięcią do tamtej dziewczyny, która zapadła się pod ziemię w pierwszy weekend wakacji siedemnaście lat temu.

Kochająca córka, spokojna, ambitna uczennica – wyszła z domu i nigdy nie wróciła. Kiedy po kilku miesiącach do matki dociera wiadomość, że Patrycja żyje i nie chce mieć nic wspólnego ani z nią, ani ze swoim dawnym życiem, nikt nawet nie podejrzewa, co może się kryć za okrutną decyzją dziewczyny.

 


A oto przykładowe recenzje tej książki:

„Tamta dziewczyna”, pierwszy tom serii „Rodzinne sekrety”, to powieść niezwykła i wciągająca z każdą kolejną stroną. Zaintrygowały mnie ciekawe losy bohaterów i wielowątkowość tej historii. Autorka krok po kroku snuje tę tajemniczą momentami opowieść, czasem podaje niektóre tropy, czasami trochę zwodzi, stosuje zabieg retrospekcji i… czytelnik nie może odłożyć książki, dopóki nie pozna jej zakończenia. I kolejna „niespodzianka” – na koniec historia jeszcze bardziej się zagmatwała, choć zagadka wydawała się bliska wyjaśnienia.

Poznajemy Wiktora, młodego mężczyznę, który raczej nie budzi sympatii. Bez skrupułów korzysta z pieniędzy rodziców, bo otwierają wszystkie drzwi. Jest pozbawiony głębszych uczuć, ale gdy w rękach pęka mu filiżanka, a na lustrze pojawia się nagle rysa, zaczyna odczuwać niepokój i lęk, że wydarzy się coś niedobrego, co zburzy dotychczasowy spokój i życie skoncentrowane na sobie.
Jerzy i Elżbieta, rodzice Wiktora, od lat żyją w związku, który jest fikcją. Łączą ich interesy i syn, a uczucie dawno się wypaliło. Mężczyzna od lat ma inną kobietę, jednak związek z Dorotą nie należy do łatwych. Siedemnaście lat wcześniej córka Doroty, Patrycja, zaginęła, i gdy już powoli nikła nadzieja na jej odnalezienie, dziewczyna została odszukana. Jednak bez słowa wyjaśnienia zerwała wszelkie kontakty z matką, z dawnym życiem i po prostu zniknęła.

Losy zaginionej Patrycji wpływają nadal na życie wielu osób. Od początku czujemy, że ten kryminalny wątek będzie mieć duże znaczenie dla rozwoju fabuły. Tak się rzeczywiście stało i tajemnica goni tajemnicę, na światło dzienne wypływają nowe fakty, a do akcji wkracza dociekliwa pani detektyw. (krainazaczytania_ewy – lubimyczytać.pl)

„Tamta dziewczyna”, choć niewielka objętościowo, zawiera mnóstwo emocji i wątków, które nie do końca zostają wyjaśnione, co powoduje, że z wielką przyjemnością przeczytam kontynuację. Czytając ją miałam w głowie to, że książka jest PRAWDZIWA. Nie jest to cukierkowa historia o miłości, ale o różnych jej odcieniach – takich, gdy człowiek nie chce prawdziwie kochać, a jedynie czerpać rozkosz, takich, gdy miłość jest zakazana albo wynika z przywiązania. Dodatkowym smaczkiem jest wątek zaginięcia Partycji. Autorka niczym w rasowym kryminale podrzuca coraz to nowe tropy, by jednocześnie znienacka zaskoczyć rozwiązaniem zagadki. Choć czy została ona do końca rozwiązana? (czaraksiazek – lubimyczytać.pl)

 


Czytaj fragment:

Idealnie o północy wystrzeliły korki od szampanów, w górę z sykiem wzbijały się fajerwerki, tworząc na zachmurzonym niebie parasole kolorowych iskierek rozbłyskujących na chwilę, po czym znikały równie szybko, jak się pojawiły. Głośne krzyki, gwizdy i składanie życzeń przez w większości już podchmielone towarzystwo, spowodowały na kilkanaście minut ogólny tumult i dezorganizację.
Niech żyje Nowy Rok!
Zadziwiające! Wszyscy cieszyli się z upływającego czasu, jakby cudem było przekroczenie magicznej godziny zero i dopisanie kolejnej cyfry do daty, jednocześnie czyniąc każdego, bez wyjątku, o rok starszym!
Wiktor stał z boku, nie kręciła go ta cała impreza, ale wiedział, co to poczucie obowiązku i dlatego był tutaj i znosił wszystkich tych ludzi, doskonale i przekonywająco grających jego przyjaciół. To byli przyjaciele rodziców, nie jego, ale doceniał ich starania. Po prostu wiedział, dlaczego to robili. Obserwował ich z delikatnym uśmiechem, kilku osobom złożył życzenia, uścisnął kilka rąk. Na policzkach czuł gorące całusy kobiet będące bardziej zaproszeniem i obietnicą niż kurtuazyjnym cmoknięciem.
Cała ta gala na jego cześć.
Rodzice wymyślili taki spektakularny, iście amerykański sposób na przekazanie mu swojej firmy. Drugim powodem miały być jego urodziny. Trzydzieste piąte. Co prawda wypadały w Dzień Świętego Walentego, ale okrągła rocznica wydała się idealnym momentem do zmian. I do rozpoczęcia świętowania dość wcześnie.
– Zabawne, prawda?
Nagle dobiegł go znajomy głos, którego nie słyszał od dość długiego czasu. I nie spodziewał się usłyszeć!
Odwrócił się gwałtownie.
– Sandra – powiedział, ni to przestraszony, ni to zaskoczony. Zobaczył przed sobą szczuplutką kobietę, z oczami niemal na wysokości swoich, i zrozumiał, że miała na sobie niebotycznie wysokie szpilki, w których jakimś cudem umiała się poruszać. A wyglądała w nich…
Poczuł, jak jego ciało reaguje na wspomnienia.
Cholera!
Dziewczyna ubrana była w ultrakrótką srebrną sukienkę na cienkich ramiączkach, ledwie zakrywającą pośladki, wyszytą tysiącem cekinów mieniących się wszystkimi kolorami tęczy. Sukienka miała za zadanie więcej odkrywać niż zakrywać, podkreślać idealną linię bioder, wąską talię i długie nogi. I nie pozostawiać zbyt wiele miejsca wyobraźni. Sięgające pasa naturalne blond włosy spięła, eksponując nagie plecy. W ręku trzymała kieliszek z szampanem, powoli się nim delektując. Całość sprawiała wrażenie prostoty oraz naturalności, tworząc spójny wizerunek.
I tylko ona sama wiedziała, jak wiele godzin poświęciła na dopięcie wszystkiego na ostatni guzik, na dopracowanie każdego szczegółu. Ale opłaciło się, bo w tej chwili zdała sobie sprawę, że osiągnęła cel. Uśmiechnęła się lekko, unosząc kieliszek do ust, językiem zwilżyła wargę i upiła kilka zaledwie kropel alkoholu. Musiała być trzeźwa.
– Skąd… ? – zaczął, ale patrząc na nią, nie mógł skończyć. Wspomnienia, jedno po drugim, wracały do niego niczym błyskawice. Spodziewał się dzisiaj wszystkiego, ale nie jej obecności.
Spojrzał na nią. Uśmiechała się, lecz w jej oczach zauważył lęk.
Delikatnie przesunęła palcami po jego ramieniu w diablo drogim garniturze, niezbyt nachalnie, jakby zrobiła to przypadkiem.
– Mój tatko. – Skinęła głową w kierunku siwowłosego mężczyzny rozmawiającego z gospodynią wieczoru. – Stwierdził, że już wielka pora, abym zaczęła pokazywać się w towarzystwie – zaśmiała się. – A wiesz, jaki on jest.
Wiedział.
– Podobno przejmujesz klinikę.
– Formalnie od jutra. Nieźle co? – Zadygotała z zimna. Pokaz sztucznych ogni właśnie dobiegł końca.
– Nigdy nie sądziłem, że cię to zainteresuje. Zawsze wydawałaś się taka… wolna.
– Siebie też zaskoczyłam. Nie przypuszczałam, że spodoba mi się praca na pełen etat.
Odstawiła kieliszek i objęła się ramionami.
Zauważył to. W jednej chwili zdjął marynarkę i zarzucił jej na plecy.
– Ale ty też awansowałeś – słusznie zauważyła.
Machnął ręką.
– Matka nie dawała mi spokoju.
– Powinniśmy wypić toast za nasze biznesy. I za naszych rodziców. Gdyby nie oni…
– Kiedy wróciłaś? – Nie chciał rozmawiać o biznesach.
– Wczoraj.
– Nie zadzwoniłaś…
– Nie wiedziałam, że cię to interesuje.
Zaśmiał się nerwowo.
– Ja też nie wiedziałem, że mnie to zainteresuje…
Nim skończył, poczuł mocnego kuksańca w bok. Skrzywił się w udawanym bólu.
– Ciekawych rzeczy uczą w tej twojej Szwajcarii…
– Gdyby tylko była taka możliwość, Szwajcaria rzeczywiście byłaby moja. Cała. – Rozmarzyła się. – Ale poczekaj. – Na jej ustach igrał figlarny uśmieszek. Delikatnymi palcami chwyciła poły marynarki i szybko wsunęła ręce do środka.
– Na co? – zapytał kpiąco.
– Aż zobaczysz, czego się nauczyłam… oczywiście – odparła w tym samym tonie, patrząc na niego spod długich, doklejonych rzęs.
Czuła napięcie, zupełnie jakby między nią a Wiktorem miliony iskierek przeskakiwały to w jedną, to w drugą stronę, powodując przyciąganie. Jak zawsze, powinna dodać. Jego marynarka wciąż pachniała tak samo, tak dobrze znała ten zapach. Mogłoby się wydawać, że nic się nie zmieniło. A jednak… pięć lat to nie to samo, co dwie godziny.
– Chcesz mi pokazać? – zniżył głos do szeptu, nachylając głowę w jej kierunku i ustami niemal dotykając jej ucha.
Podjęła grę.
– Kiedyś na pewno tak.
– Włożyłaś szpilki… – Prawą dłoń położył na biodrze dziewczyny i przyciągnął ją do siebie. Lewą masował jej udo, coraz wyżej i wyżej…
– Pasowały do sukienki.
– Ale to są TE szpilki – zauważył.
Poczuła jego gorący oddech na szyi i dłoń bez zażenowania zmierzającą do celu.
– Może urwiemy się na chwilę? – zapytał.
Mogła udawać, że ta propozycja nią wstrząsnęła, mogła zareagować gwałtownie, z oburzeniem, mogła odejść bez słowa…
– Jasne – powiedziała zamiast tego.

źródło: Replika.eu

 

Dodaj komentarz

Komentarze

    Brak komentarzy