Do niechlubnego rekordu jeszcze brakuje

Do niechlubnego rekordu jeszcze brakuje
fot. Roman Laszuk

Podlasie jest jedną z pięciu trzecioligowych drużyn, które w rundzie jesiennej nie odniosły na własnym stadionie zwycięstwa. W swojej grupie jedyną. Osiem kolejnych meczów bez wygranej to jednak nie klubowy rekord. Ten należy do zespołu, który w sezonie 1986/87 nie zdołał zwyciężyć u siebie 12 razy z rzędu plus jeden po spadku z trzeciej ligi.

PODLASIE Biała Podl. – UNIA Tarnów 1:1 (0:0).

1:0 – Pigiel (78), 1:1 – Palonek (90).

Podlasie: Misztal, Salak, Chyła, Kozłowski, Nojszewski, Podstolak, Bahonko, Pigiel, Wojczuk (88 Kobyliński), Galach (77 Kurowski), Kosieradzki (59 Mażysz).

Unia: Zagórowski, Adamski (81 Biały), Sierczyński, Węgrzyn, Putin (81 Wardzała), Kron, Biś, Orlik, Łazarz, Palonek, Sojda.

Sędzia: M. Sokołowski (Mińsk Maz.).

Kartki-żółte: Bahonko i Nojszewski (Podlasie) oraz Sierczyński (Unia).

Mecz Podlasie zaczęło z ogromnym animuszem. Cel mieli jasny – pierwsze zwycięstwo na przebudowanym stadionie. Ich dominacja była tak duża, że w pierwszej połowie rywale oddali tylko jeden strzał. W 39. minucie Patryk Orlik uderzył z 40 m tak, że piłka przeleciała 20 m obok prawego słupka bialskiej bramki. Pod drugą zagotowało się o wiele wcześniej. Najpierw po wolnym Mateusza Podstolaka i zgraniu piłki przez Marcina Pigla głową, gdy główkował Krzysztof Salak, a Mateuszowi Chyle zabrakło centymetrów, by wepchnąć piłkę do siatki. Następnie po strzałach Briana Galacha, obu obronionych przez Piotra Zagórowskiego. Okazję też miał Dawid Nojszewski, ale po wrzutce Jana Kozłowskiego przegrał powietrzny pojedynek z bramkarzem Unii.

Obraz gry zmienił się po przerwie. Zarysowała się przewaga gości, której efektem były jednak tylko niecelne próby Orlika z dystansu. O wiele groźniej wyglądały kontry bialczan, szczególnie te finalizowane przez Macieja Wojczuka, lecz jego strzały za każdym razem były blokowane. Po rogu Galacha główkował także Chyła, niestety, nad poprzeczką. Sukcesem zakończyło się dopiero dośrodkowanie Nojszewskiego, po którym liczący tylko 178 cm wzrostu Zagórowski nie sięgnął piłki, a zamykający akcję Pigiel z bliska wpakował ją do siatki.

Do końca meczu pozostał kwadrans i część kibiców głośno zaczęło wyrażać nadzieję, że tym razem Podlasie dowiezie korzystny wynik do końcowego gwizdka sędziego. Niestety, jak w przypadku meczów z Koroną II oraz Czarnymi bialczanie dali się zepchnąć do defensywy i finał był taki, jak poprzednio. Tym razem wyrównujący gol padł nie w 89., ani w 92. minucie, tylko w 90. W zamieszaniu na przedpolu bramki Rafała Misztala piłkę głową uderzył Tomasz Palonek (patrz zdjęcie) i ta wpadła do siatki tuż przy słupku. Na pierwsze na miejskim stadionie zwycięstwo bialscy piłkarze i ich kibice będą więc musieli poczekać do 4 marca, kiedy do Białej Podlaskiej przyjedzie Chełmianka. Tego dnia minie 1729 dni, kiedy Podlasie wygrało na nim po raz ostatni (7 czerwca 2018 r. 2:1 z Podhalem).

Roman Laszuk

Dodaj komentarz

Komentarze

    Brak komentarzy