Małżeństwo zginęło w pożarze

Małżeństwo zginęło w pożarze

GMINA DRELÓW Przeraźliwy dźwięk syren wozów strażackich, karetek i policji pędzących przez wieś mieszkańcy Łózek będą pamiętać długo. W czwartek 24 stycznia spalił się tam drewniany dom. Niestety, strażacy znaleźli w zgliszczach najpierw ciało 60-letniej Mirosławy D., później jej 66-letniego męża Eugeniusza. Przyczyny tragedii wyjaśni śledztwo.

– To straszne, nie wyobrażam sobie takiej tragedii. Ludzie, którzy byli na miejscu mówili, że jak ich wynosili, to nie było już kogo ratować – opowiada jedna z mieszkanek Łózek, wskazując nam drogę do spalonego domu.

Przejeżdżając przez "kanał", jak mówią miejscowi, już z daleka widać wysoki ceglany komin, a wokół zgliszczy kręci się sfora przestraszonych psów. Trzy dni po pożarze z konstrukcji budynku niewiele już zostało. Służby dla bezpieczeństwa uprzątnęły resztki dachu, które tragicznego wieczoru nie runęły do środka. Zerwane zostały szalunki nadpalonych drewnianych desek, wyburzono część ścian działowych. Od domu D. zaledwie kawałek do kolejnych zabudowań. Pożar wybuchł około godziny 19.30, gdy ludzie po wieczornych obrządkach byli w domach. Może dlatego tak późno zauważono ogień.

– Przed godziną 20 policjanci Komisariatu Policji w Międzyrzecu Podlaskim powiadomieni zostali o pożarze drewnianego domu. W trakcie akcji gaśniczej znalezione zostały ciała dwóch osób. Prawdopodobnie właścicieli posesji, 66-letniego mężczyzny i 60-letniej kobiety – informuje Barbara Salczyńska-Pyrchla, rzecznik prasowy Komendy Miejskiej Policji.

Budynek częściowo spłonął, dach z eternitu runął do środka. Na miejscu pracowało aż osiem zastępów straży pożarnej: Jednostka Ratowniczo-Gaśnicza z Międzyrzeca Podlaskiego, OSP Rzeczyca, Łózki, Kwasówka, Żerocin i Drelów. Po ugaszeniu ognia ratownicy rozpoczęli poszukiwania właścicieli domu. Choć do końca wszyscy wierzyli, że może jakimś cudem feralnego wieczoru nie było ich w budynku. Ciała małżonków znaleziono w kuchni, na początku wyniesiono Mirosławę, później jej męża.

Nadal trwa wyjaśnianie przyczyn tragedii. Nieoficjalnie mówi się, że mogło dojść do zaprószenia ognia. Czynności wykonywane były pod nadzorem prokuratora, decyzją którego ciała zabezpieczone zostały do dalszych badań w Zakładzie Medycyny Sądowej.

(mp)

Dodaj komentarz

Komentarze

    Brak komentarzy