Bogate, mądre, urodziwe, czyli jakie były kobiety Radziwiłłów

Bogate, mądre, urodziwe, czyli jakie były kobiety Radziwiłłów

Czym może się skończyć małżeńska zdrada na balu imieninowym, jak bardzo można znienawidzić macochę albo czy można zajść w ciążę 34 razy w ciągu jednego małżeństwa? Mnóstwo takich ciekawostek usłyszeli uczestnicy spotkania z Jerzym Flisińskim w Filii nr 6 Miejskiej Biblioteki Publicznej w Białej Podlaskiej.

Spotkanie, które odbyło się w czwartek 23 lutego, nosiło tytuł „Kobiety Radziwiłłów” i w całości było poświęcone sylwetkom księżnych Radziwiłłowych. Nieprzypadkowo, bowiem Jerzy Flisiński przygotowuje obszerną publikację na ten temat. A w zasadzie już kończy. Po pewnych kłopotach ze zdrowiem w ubiegłym roku, wrócił do pracy – i jak powiedział – w ciągu 4-6 tygodni planuje skończyć pisanie. Później pozostanie już tylko kwestia jej wydania, w czym obiecała pomóc Krystyna Nowicka, kierownik Filii nr 6 MBP a jednocześnie prezes Stowarzyszenia Koło Bialczan.

Biała miała 9 panów i 16 pań

Jak podliczył gość spotkania, wszystkich bialskich Radziwiłłów było 9, a księżnych – 16. Różnica wynika z faktu, że niektórzy z Radziwiłłów żenili się dwu-, a nawet trzykrotnie. Bez wątpienia wyjść w tamtych czasach za Radziwiłła to było coś. W końcu to był jeden z najbogatszych i najbardziej znanych rodów magnackich, nie tylko w Rzeczypospolitej Obojga Narodów, ale i w Europie.

– Dlatego mogłoby się wydawać, że skoro panie Radziwiłłowe żyły w cieniu swoich mężów, wobec tego cóż o nich można by napisać. Sam tak myślałem na początku. Otóż bardzo się myliłem – zaczął Jerzy Flisiński. – Okazało się bowiem, że jest dużo dokumentów na ten temat, niektóre bardzo ciekawe. Wszystkie rękopiśmienne, w różnym stanie zachowania. Każdy z nas ma właściwy sobie charakter pisma. Tak było też w tamtych czasach. Każda z tych pań pisała innym charakterem pisma, a ponadto pisownia wówczas nie była w żaden sposób skodyfikowana, i ludzie pisali tak jak słyszeli. Musiałem od początku uczyć się każdego charakteru pisma. Niektóre z tych pań dyktowały listy czy pisma swoim sekretarzom, a ci na szczęście mieli z reguły w miarę czytelny charakter pisma. Wtedy było trochę łatwiej odczytać.

Kolejny problem to stan tych dokumentów. – Pamiętajmy, że niektóre z nich mają już 200, 300, a nawet 500 lat. Czas robi swoje, ale mimo to i tak z zadziwieniem można patrzeć na przykład na listy pań Radziwiłłowych, pisane 200-300 lat temu, które do dzisiaj są czytelne. Ciekawe, czy za 300 lat ktoś odczyta nasze dzisiejsze rękopisy pisane długopisem? Wtedy była zupełnie inna jakość i papieru, i inkaustu – tłumaczył wieloletni dyrektor Miejskiej Biblioteki Publicznej w Białej Podlaskiej. – Żadna z bohaterek mojej książki nie urodziła się w Białej i nie była bialczanką z urodzenia. Ale dlatego mówimy „bialskie księżne”, ponieważ ich mężowie byli właścicielami Białej i hrabstwa bialskiego.

Marni rytownicy, marne portrety

Jedynymi dziedzicami hrabstwa Biała Radziwiłłowie stali się w 1594 roku – za sprawą księcia Mikołaja Krzysztofa Radziwiłła zwanego „Sierotką” (1549-1616), który odkupił drugą połowę Białej i olbrzymie okoliczne dobra bialskie od bardzo zadłużonej u niego Barbary z Chodkiewiczów Kiszczyny.

Dlaczego „Sierotka” był tak zainteresowany Białą? Jako wojewoda trocki, a później wileński, pełniąc także wiele innych ważnych funkcji, często musiał bywać na dworze królewskim w Warszawie. I po prostu z Białej było mu bliżej do Warszawy niż z Nieświeża na dzisiejszej Białorusi, skąd miał co najmniej trzykrotnie dalej. Dlatego chciał mieć tutaj swoją siedzibę.

– Od Mikołaja Krzysztofa Radziwiłła wszystko się zaczęło. To on zapoczątkował tzw. linię bialską, czy raczej odgałęzienie bialskie linii nieświeskiej Radziwiłłów. Był pierwszym, który zainteresował się Białą – mówił Flisiński. – Natomiast pierwszą damą Radziwiłłową była żona „Sierotki” – Elżbieta Eufemia z Wiśniowieckich. Jedyny jej portret, jak i kolejnych Radziwiłłów, pochodzą z albumowego, XVIII-wiecznego wydania „Icones familiae ducalis Radivilianae” (galeria przodków nieświeskiej linii Radziwiłłów) Marcina Franciszka Wobe. Inicjatorem wykonania tych miedziorytów był książę Michał Kazimierz Radziwiłł zwany „Rybeńko”. Dobrze, że to zrobił, ale źle, że wybrał tak marnych artystów – ojca Lejbę Zyskielowicza i syna Hirsza Lejbowicza – na autorów tych miedziorytów. Poza innym nosem, oczami i czołem, te kobiety niczym się w zasadzie nie różnią. Trudno więc zgadnąć, czy Elżbieta Eufemia z Wiśniowieckich rzeczywiście tak wyglądała, tym bardziej że portret był rytowany jakieś 200 lat po jej śmierci.

Ich małżeństwo zostało zawarte w 1584 roku, i w tym małżeństwie Elżbieta Eufemia przeżyła zaledwie 18 lat. Zmarła bardzo młodo, ale zdążyła urodzić ośmioro dzieci. – Zresztą wszystkie z pań Radziwiłłowych rodziły, jak gdyby były maszynkami do rodzenia – zauważył gość spotkania w bibliotece. „Sierotka”, umierając w 1616 roku, całe hrabstwo bialskie zostawił swemu najmłodszemu synowi Aleksandrowi Ludwikowi. – Warto tutaj podkreślić, że „Sierotka” utworzył pierwszą w Rzeczypospolitej ordynację magnacką. Oznaczało to, że majątki ordynackie mogły być dziedziczone tylko i wyłącznie przez potomków męskich. Więc jak „Sierotka” dzielił w testamencie swoje majątki, synom zapisywał majątki ordynackie, a córkom inne dobra, najczęściej ruchome lub majątki nieordynackie.

Córka Katarzyna odnalazła się w… testamencie

Jedną z kolejnych „kobiet Radziwiłłów” była Tekla Anna z Wołłowiczów, pierwsza z trzech żon Aleksandra Ludwika. – Miała 28 lat jak zmarła, a urodziła ośmioro dzieci. Będąc w archiwum Radziwiłłów w Warszawie, czytałem jej testament. Było tam cztery czy pięć kopii, z których trzy były jednobrzmiące, a dwie różniły się od wcześniejszych ostatnim zdaniem. I w tym ostatnim zdaniu Tekla Anna Radziwiłłowa napisała, że chciałaby spocząć razem z „Jurasikiem i Kasieńką”, czyli swoimi dziećmi. Jurasik to było zdrobnienie od imienia Jerzy, a Kasieńka to wiadomo, od Katarzyny. W różnych opracowaniach pisano, że miała córkę, ale nikt nie wiedział, jak ona ma na imię. Bo nikt wcześniej nie zajrzał to pozostałych kopii testamentu, zaspokajając swoją ciekawość na pierwszej, i zakładając, że pozostałe są identyczne. Ja zajrzałem i okazało się, że ta nieznana dotąd córka to była młodsza od Jerzego Katarzyna – opowiadał Flisiński. – Tekla Anna zmarła w połogu, rodząc ostatnią córkę Joannę, w 1637 roku. Wśród ośmiorga wcześniejszych dzieci rodzili się chłopcy, ale umierali albo w okresie niemowlęcym, albo we wczesnym dzieciństwie. W efekcie przeżył tylko urodzony w 1635 roku Michał Kazimierz, i to on dziedziczył po ojcu majątki.

Drugą żoną Aleksandra Ludwika była Katarzyna Eugenia Rakowska, ale później się z nim rozwiodła. – To był chyba jej największy błąd w życiu, bo ona miała ogromny kłopot ze swoim teściem Konstantym Wiśniowieckim, czyli ojcem pierwszego męża Janusza Wiśniowieckiego. Ten teść, po śmierci syna, chciał za wszelką ceną przejąć opiekę nad wnukami i zarządzać ich ogromnymi majątkami dziedziczonymi po ojcu. Nie dając sobie z tym rady, postanowiła wyjść za owdowiałego już w tym czasie Aleksandra Ludwika, który zresztą bardzo jej pomógł – usłyszeli goście Filii nr 6 miejskiej biblioteki. – Po rozwodzie, już po śmierci teścia, pojechała do swego największego wroga, Jeremiego Wiśniowieckigo, którego znamy z kart „Potopu”. Tylko że to wcale nie była taka świetlana postać jak u Sienkiewicza. Ale to już temat na inną opowieść.

Pierwsza Włoszka wśród Radziwiłłów

Trzecią żoną Aleksandra Ludwika była Włoszka, Lukrecja Maria de Strozzi. Przyjechała do Polski w składzie fraucymeru (daw. grupa kobiet należących do dworu królowej lub księżnej) królowej Cecylii Renaty Habsburżanki, żony króla Polski Władysława IV Wazy. W 1639 roku, kiedy królowa Polski Cecylia Renata przybyła z całym swoim fraucymerem do Polski, w gronie witających królową znalazł się Aleksander Ludwik, wówczas marszałek Wielkiego Księstwa Litewskiego, któremu od razu wpadła w oko młodziutka, około 16-letnia dama dworu Lukrecja Maria.

– Radziwiłłowie zawsze parli do kariery. Nie inaczej było w przypadku Aleksandra Ludwika, który coraz częściej bywał na dworze królewskim, współpracował z królem Władysławem IV, i tam poznał nie tylko przyszłą królową, ale i jej dwórkę. Wkrótce został zawarty związek małżeński, zresztą nie bez inspiracji samej królowej Cecylii Renaty – opowiadał Flisiński. – Po ślubie Lukrecja Maria zamieszkał w pałacu w Białej, który jeszcze wtedy nie był w całości wykończony. Mąż ciągle był w Warszawie, więc ona była tu bardzo osamotniona, tym bardziej że na początku nie umiała się porozumiewać w innym języku niż włoski.

Radziwiłł znał woski, bo studiował w Bolonii, ale w Białej, w jej otoczeniu, nikt prawdopodobnie nie znał tego języka. Oczywiście Lukrecja Maria uczyła się polskiego, ale gdy zobaczymy jej listy pisane kilkanaście lat później w języku polskim, to jej polszczyzna była naprawdę tak koślawa, że trudno zrozumieć.

– Należy zaznaczyć, że zawarcie związku małżeńskiego w tamtych latach odbywało się na zasadzie kontraktu handlowego. Nie było tak, że młodzi zakochiwali się w sobie i robili wszystko, żeby być razem. Z reguły to rodzice kojarzyli małżeństwa swoich dzieci. Pierwsze skrzypce grał zawsze ojciec, tylko jego wola się liczyła. To ojciec decydował, za kogo wyjdzie jego córka lub z jaką kobietą ożeni się jego syn. To zależało zawsze od statusu rodziny, do której syn czy córka wchodzili, zwłaszcza w kręgach z wyższej półki – tłumaczył gość spotkania.

Michał Kazimierz, jedyny syn z małżeństwa Aleksandra Ludwika z Teklą Anną, wyjechał do Włoch na nauki. Razem z nim pojechali ojciec i macocha. Głównie w celu poratowania zdrowia Aleksandra Ludwika, który przy okazji miał odebrać od Pompejusza de Strozzi należny mu posag swojej żony, wynoszący 10 tysięcy skudów, czyli w walucie obowiązującej w Mantui. Ale tam właśnie Aleksander Ludwik ciężko zachorował i zmarł.

– I tu się zaczęły kłopoty Lukrecji Marii. Jej pasierb Michał Kazimierz był co prawda dziedzicem majątków po ojcu, ale wcale nie zamierzał się nimi dzielić z macochą ani swoim przyrodnim rodzeństwem – mówił Flisiński. – Zaczął się bardzo podle zachowywać wobec Lukrecji Marii, mimo że miała ona oparcie w dworze królewskim, bo ówczesne prawo stało po jej stronie. Ale często bywało tak, że tzw. prawo kaduka było silniejsze niż prawo stanowione przez króla czy senat. Lukrecja Maria nie mogła nawet wejść do pałacu, który jej się należał. Gdy miała przyjechać do Białej, Michał Kazimierz usypał w bramie hałdę ziemi, żeby nie mogła dostać się do środka. Widząc, że sobie nie poradzi z pasierbem, wyszła za mąż za Joachima Kopcia. I dopiero gdy jej nowy mąż wkroczył w te sprawy, doszli z Michałem Kazimierzem do ugody. Dzięki temu zarówno jej dzieci z Radziwiłłem, jak i z Kopciem, mogły mieć zapewnioną przyszłość.

Zdrada małżeńska przyczyną śmierci

Począwszy od „Sierotki”, wszyscy Radziwiłłowie byli chowani w podziemiach kościoła pojezuickiego pw. Bożego Ciała w Nieświeżu. To było gniazdo rodowe wszystkich Radziwiłłów. Ostatni pochówek w kryptach tego kościoła odbył się w 1935 roku.

4 maja 1760 roku, trzecia żona księcia Hieronima FlorianaAniela z Miączyńskich Radziwiłłowa – wraz z towarzyszącą jej Martą z Trębickich Radziwiłłową, zorganizowały bal, wielką fetę z okazji imienin Hieronima Floriana. Ale on wtedy był już bardzo chory. Lekarz Oehme, Niemiec, zabronił mu jakiegokolwiek wysiłku fizycznego, także odbywania stosunków seksualnych. Poinformowana o tym została jego żona Aniela, żeby przypadkiem nie zainicjowała jakiegoś sypialnego spotkania.

Ale dlaczegóż Hieronim Florian nie mógłby sobie pozwolić na zbliżenie z jakąś inną kobietą? Tak też się stało. W czasie owego balu imieninowego, na piętrze pałacu, tuż obok wielkiej sali balowej, właściwie niemal na widoku wszystkich uczestników zabawy, zaczął zadawać się z jakąś damą. Przygody tej nie doprowadził jednak do końca, bo jej w trakcie… zasłabł. Natychmiast wezwano lekarza. Był nie tylko ogromny skandal, ale też wstyd i upokorzenie dla żony. A książę Hieronim, mimo starań lekarza, zmarł tego samego dnia. Najprawdopodobniej na bardzo rozległy zawał serca.

Nieoficjalny ranking księżnych

Jeden z uczestników spotkania zapytał autora książki, która z kobiet Radziwiłłów wywarła na nim największe wrażenie. Bez wątpienia Franciszka Urszula z Wiśniowieckich Radziwiłłowa. – Właśnie ostatni rozdział, który kończę, choć chronologicznie nie jest ostatni, poświęcony jest tej pierwszej żonie „Rybeńki”. Jaka była? Spolegliwa, mądra, wykształcona, choć samouk. Źródła wskazują, że lekturze oddawał się każdego dnia. Czytała z różnych dziedzin, o czym świadczą katalogi biblioteki nieświeskiej – opowiadał autor książki o księżnych. – Jest pierwszą w dziejach literatury polskiej kobietą-pisarką, która zajęła się tłumaczeniem komedii Moliera. Sama pisała wiersze, choć akurat profesor Julian Krzyżanowski odmawiał jej wielkiego talentu poetyckiego, i może miał rację. Poza tym w 1746 roku, jeszcze przed pogrzebem teściowej, zadebiutowała jako dramatopisarka, też jako pierwsza w naszym kraju.

Zajmowała się także działalnością gospodarczą, rozbudowywała i remontowała pałac w Nieświeżu. Nadzorowała działalność huty szkła w Nalibokach, mimo że założycielką była jej teściowa. Pilnowała obu malarzy Heskich, ojca i syna. Zachowało się część jej listów pisanych wierszem, wszystkie do męża. Gdybyśmy dzisiaj zbadali jej IQ, to mieściłoby się gdzieś w górnych granicach, a na samym dole dreptałby jej mąż, który mimo to zrobił nieprawdopodobną karierę. Bo od starosty przemyskiego doszedł do najwyższego stanowiska w Wielkim Księstwie Litewskim, czyli wojewody wileńskiego i hetmana wielkiego koronnego. A na wojskowości to on się znał jak kura na pieprzu. Franciszka Urszula zmarła młodo, w wieku 48 lat, w 1753 roku w Pucewiczach pod Nowogródkiem.

Również można sobie cenić – za spolegliwość, łagodność charakteru, życzliwość w stosunku do otoczenia – drugą żonę „Rybeńki”, Annę Ludwikę z Mycielskich Radziwiłłową. Pierwszym jej mężem był Leon Radziwiłł, książę na Szydłowcu, czyli nie z naszych Radziwiłłów. Ona też miała zacięcie artystyczne i przyjaźniła się z Franciszką Urszulą. Może dlatego „Rybeńka” nie szukał długo nowej żony po śmierci Franciszki.

Zaś pod względem przedsiębiorczości, racjonalności, mecenatu, zaradności, opiekuńczości wobec zatrudnianych przez siebie rzemieślników, artystów, malarzy, stolarzy, sztukatorów itd., na pewno na wyróżnienie zasługuje teściowa Franciszki Urszuli – księżna Anna Katarzyna z Sanguszków Radziwiłłowa.

Tak więc, o ile „listę rankingową” otworzyłaby na pewno Franciszka Urszula, to zakończyłaby ja Teresa Karolina z Rzewuskich Radziwiłłowa, druga żona Karola Stanisława Radziwiłła „Panie Kochanku”. Wyjątkowo wredna i pazerna kobieta. Poświęcony jej rozdział zatytułowałem „Niepiękna i niegodziwa”. Pozostałe kobiety Radziwiłłów mieściłyby się gdzieś pośrodku.

28 lat małżeństwa, 34 ciąże

Niezależnie, która to była Radziwiłłowa, w stosunku do męża zawsze to był „ten najukochańszy mężulek”, „ukochany Michasieńko” czy „najdroższy Florianek”. – Ale to była taka sztampa. Czy kryły się za tym prawdziwe uczucia, trudno powiedzieć. W przypadku Franciszki Urszuli na pewno tak. Bo gdy wychodziła za mąż, miała wielu kandydatów, ale każdego z nich odsyłała z kwitkiem, a rodzice – co może wydawać się dziwne – stawali po jej stronie, ustępowali jej. Wyszła za mąż mając dopiero 20 lat, co w tamtych czasach było już początkiem staropanieństwa – mówił na spotkaniu Flisiński.

Franciszka Urszula w ciągu 28 lat małżeństwa z „Rybeńką” 34 razy zaszła w ciążę. W ogóle oszacowałem, że w tamtych czasach około 60 procent ciąż kończyło się albo poronieniami, albo śmierci dzieci jeszcze w wieku niemowlęcym. W przypadku Franciszki Urszuli te szacunki były jeszcze mniej dla niej korzystne. Siedem urodzeń żywych dzieci, z czego tylko troje przeżyło. Jeden syn, „Panie Kochanku”, i dwie córki.

Jerzy Flisiński wyjaśnił, że oprócz dokończenia rozdziału o Franciszce Urszuli, a konkretnie o jej działalności dramaturgicznej, poetyckiej, zostało mu tylko spisanie bibliografia, indeksów, wykazu skrótów, no i słownika wyrazów trudnych, bowiem wiele z nich wyszło już z użycia i obecne jest mało lub w ogóle nieznanych. Na przykład jeśli chodzi o ówczesne zwroty będące kalką z języka łacińskiego lub francuskiego. Albo niektóre wyrazy z czasem zmieniły znaczenie. Na przykład dziś posag i wiano to jedno i to samo.

– A w tamtych czasach posag to było to, co wnosiła kobieta, a wiano to to, co jej dawał mąż. I w rodzie Radziwiłłów był taki zwyczaj, już począwszy od „Sierotki”, że jeżeli posag danej panny wychodzącej za Radziwiłła wynosił 100 tysięcy, to wiano musiało wynosić 200 tysięcy. Nie wypadało Radziwiłłom, żeby było po równo, tak jak w innych rodach – tłumaczył gość spotkania.

Ale i od tego były wyjątki. Bywało, ze Radziwiłłom nie udało się przebić wianem tego, co wnosiła żona. Pierwsza żona Hieronima Floriana, Teresa z Sapiehów Radziwiłłowa, jako jedynaczka, odziedziczyła po swoich rodzicach tak ogromny majątek, że jak wychodziła za mąż, to ojciec dał jej posag w wysokości 2 milionów. Po prostu było go na to stać. Zresztą niedługo rozwiodła się ona z mężem (podobnie jak druga żona, Magdalena z Czapskich), o czym najpewniej przesądziła psychopatyczna osobowość Hieronima Floriana.

Trzeba powiedzieć sobie jasno, że za magnatów, a tym bardziej Radziwiłłów, biedne panny nie wychodziły. Raz się tylko zdarzył mezalians, jak na ówczesne czasy, ale za sprawą córki Radziwiłłów. Siostra „Panie Kochanku” zakochała się w zwykłym oficerze, kapitanie milicji radziwiłłowskiej, zresztą z wzajemnością. I brat musiał się na to zgodzić, bo już nacierały wojska rosyjskie. Skwitował to tylko: „A niech cię diabli biorą”. Siostra uznała za zgodę, wyjechała ze swym kapitanem i się pobrali.

– Co ciekawe, wszystkie te kobiety, gdy zostawały księżnymi Radziwiłłowymi, w zasadzie przestawały myśleć w kategoriach, że są Sanguszkówną czy Wiśniowicczanką. Od razu myślały kategoriami rodu Radziwiłłów – mówił Jerzy Flisińki. – W końcu to był jeden z najbogatszych i najbardziej znanych nie tylko w Rzeczypospolitej Obojga Narodów, ale i w Europie, rodów magnackich. Dlatego wyjść wtedy za Radziwiłła to było coś.

Po spotkaniu można było zakupić kilkutomową monografię „Dzieje Białej Podlaskiej”, z których dwa tomy napisał Jerzy Flisiński (jeden wspólnie z Henrykiem Mierzwińskim). Gość składał autografy w tych nowo zakupionych książkach, a także przyniesionych z domów przez uczestników spotkania.

Jacek Korwin

zdjęcia Jacek Korwin

 

Dodaj komentarz

Komentarze

    Brak komentarzy