Wypłaciliśmy 7 mln zł odszkodowań za wybicie świń [WYWIAD TYGODNIA]

Wypłaciliśmy 7 mln zł odszkodowań za wybicie świń [WYWIAD TYGODNIA]

O skali wirusa afrykańskiego pomoru świń, kontrowersjach związanych z ubojem stad i wypłatą rekompensat oraz zasadach bioasekuracji z Radomirem Bańko, powiatowym lekarzem weterynarii w Białej Podlaskiej, rozmawia Monika Pawluk.

Czy wirus ASF jest największym wyzwaniem, z jakim przyszło się zmierzyć Powiatowemu Inspektoratowi Weterynarii na przestrzeni lat?

– Tak, to było dla nas największe wyzwanie. Rzeczywiście skala tej choroby w naszym powiecie była największa. Stwierdzono aż 42 ogniska wirusa afrykańskiego pomoru świń, które trzeba było zlikwidować. W związku z tym wytyczono pewne strefy wokół tych ognisk, gdzie ustalono zasady postępowania, rygory obowiązujące na tym terenie. Zrodziło to masę problemów.

Jak obecnie wygląda sytuacja w zakresie ASF na terenie naszego powiatu?

– W powiatach ościennych, parczewskim czy siedleckim, ogniska wirusa wystąpiły jeszcze w tym roku. Natomiast na szczęście u nas nowe ogniska w gospodarstwach się nie pojawiają, to jest zasługa programu bioasekuracji, który wdrożyliśmy w zeszłym roku. Prawie 900 gospodarstw zrzekło się dalszej hodowli trzody chlewnej, a rolnicy otrzymali odszkodowania i rekompensaty. W związku z tym, że gospodarstw jest mniej, zagrożenie jest mniejsze. Ogniska wirusa stwierdzono głównie w mniejszych gospodarstwach, z którymi najtrudniej się współpracuje, bo nie mają funduszy na stosowanie pełnej bioasekuracji. A jeżeli tych warunków się nie spełni, to jest możliwość w każdym momencie wystąpienia choroby w gospodarstwie. Tym bardziej że mamy bardzo dużo przypadków ASF u dzików i koncentrację wirusa w środowisku. Praktycznie nie ma już gminy w powiecie bialskim, gdzie nie wystąpiłaby ta choroba u dzików. Dlatego tak podkreślamy i stale powtarzamy rolnikom, żeby stosować bioasekurację, żeby nie pozwolić na wtargnięcie wirusa do hodowli, gdyż wtedy zaczynają się poważne komplikacje. Bo nie dość, że problem mają ci, u których ognisko wirusa wystąpiło, to jeszcze ci hodowcy, których gospodarstwa znajdują się w promieniu do dziesięciu kilometrów od ogniska, ze względu na ograniczenia, jakie wtedy się stosuje.

Mówi się, że wirus jest w środowisku, a jego głównym nośnikiem jest dzik. Rolnicy na wielu spotkaniach dotyczących tematu ASF podnosili kwestię niewłaściwie prowadzonej, ich zdaniem, gospodarki łowieckiej w tym zakresie. Jakie działania podejmowała weterynaria w celu redukcji dzików poprzez odstrzał?

– Oczywiście rolnicy mają rację, rzeczywiście dzik jest przenośnikiem choroby. Dlatego my akcentujemy to i informujemy, że trzeba się przed tym zagrożeniem zabezpieczać. Nadmieniam, że były wydawane rozporządzenia powiatowego lekarza weterynarii o odstrzale sanitarnym i w zeszłym roku na terenie powiatu bialskiego odstrzelono około 3 tys. dzików. Kolejnych 800 padło. Czyli łącznie zniknęło ze środowiska 4 tys. dzików. Ale wiadomo, że to jest biologia, pojawiają się kolejne, następne się zakażają, a choroba się przenosi. Dzik nie jest zwierzęciem, które stacjonuje w jednym miejscu, tylko przemieszcza się kilka kilometrów i dlatego ta choroba tak szybko się przesuwa. Zaczęła się w północnej części powiatu, potem przeszła na południowy wschód i skończyła się na gminie Międzyrzec Podlaski. Niestety w tych okolicach jest duża koncentracja hodowli, wśród nich znaczną część stanowią gospodarstwa niewielkie. Część hodowców zrozumiała, że nie jest w stanie sprostać obowiązkom bioasekuracji i zlikwidowała hodowlę. I chwała im za to, bo jest mniejsze zagrożenie dla tych hodowli, które pozostały. Ale niektórzy rolnicy nie chcą zrezygnować, upierają się, że będą w dalszym ciągu hodować, nie mając ku temu warunków. Staramy się przekonywać właścicieli małych gospodarstw do odejścia od hodowli trzody chlewnej, zwłaszcza że państwo pomaga w tej sytuacji. Resort rolnictwa przeznaczył wraz z Unią Europejską pewną pulę funduszy na wypłatę rekompensat z tzw. programu Hogana. Rolnicy posiadający stado do 50 sztuk mogą zrezygnować z hodowli, w zamian za otrzymanie rekompensaty. Obecnie przeprowadzamy kontrole w takich gospodarstwach, praktycznie we wszystkich stwierdzamy uchybienia i część rolników świadomie podchodzi do sprawy i rezygnuje z hodowli. Właściciele gospodarstw będą mogli otrzymać rekompensaty na razie jednorazowo, może będzie potem kolejna transza. Nie wiadomo, ile jeszcze u nas ta choroba zagości, nie da się jej zwalczyć tak szybko. W województwie podlaskim ASF wystąpił dwa lata przed nami i dobrze wiemy, że nadal nie można tam mówić o całkowitym spokoju w tej kwestii. Dlatego apelujemy do rolników, aby naprawdę bardzo głęboko przemyśleli dalszą hodowlę i zawieszali ją tam, gdzie nie można spełnić podstawowych warunków sanitarnych. Zagrożenie jest, nadal w środowisku występuje wirus i jest go bardzo dużo. Zatem ważne, żeby rolnicy podejmowali decyzje o likwidowaniu hodowli w sytuacji niemożności spełnienia wymagań, w zamian za rekompensaty.

Wybijanie masowo w gospodarstwach stad świń i obostrzenia wdrożone w związku ze zwalczaniem wirusa budziły kontrowersje i oburzenie wśród rolników, którzy przez ASF tracili dorobek życia. Weterynarze, przyjeżdżając do gospodarstw, spotykali się z negatywnymi emocjami. Za każdym razem musieli też tłumaczyć, że realizują odgórne zasady wdrażane w przypadku pojawienia się choroby zakaźnej u zwierząt gospodarskich.

– Wykonywaliśmy tylko przepisy. Dopóki brak szczepionki, nie ma innej możliwości walki z chorobą, jak tylko likwidacja stad, w których choroba wystąpiła, jak i zagrożonych wystąpieniem choroby. Naprawdę wykonywaliśmy tylko to, co musieliśmy. Bo jeżeli wystąpiły ogniska kolejno w jednej miejscowości, to trudno było nie zareagować i czekać na następne. Podejmowaliśmy wtedy decyzje o wybijaniu świń w tych miejscowościach, tam, gdzie było to niezbędne. Na początku trzodę wybijaliśmy na obszarze około trzech kilometrów, czasami był to mniejszy, niekiedy większy obszar, mając na uwadze, że w środowisku jest wirus, a bioasekuracja niespełniona, co oznaczało, że w każdym momencie choroba mogła zostać przeniesiona do gospodarstwa. Bioasekuracji w małych gospodarstwach praktycznie nie ma, a rolnicy się przemieszczają, wyjeżdżają na pola do lasu, dlatego w każdym momencie jest możliwe wprowadzenie do gospodarstwa wirusa. W mediach pojawiają się takie głosy, że w 80 procentach przypadków nie zapłaciliśmy odszkodowań. Chcę kategorycznie zdementować to i powiedzieć, że odszkodowania zapłaciliśmy wszystkim, którym się one należały. Tylko w 37 gospodarstwach, w których wystąpiły ogniska (w sumie 42 ogniska), nie mogliśmy zapłacić, ponieważ były poważne naruszenia dotyczące rejestracji i identyfikacji zwierząt oraz bioasekuracji. I tam rzeczywiście nie wypłaciliśmy odszkodowań.

Cały wywiad przeczytasz w 7 numerze (wydanie od 24 kwietnia) tygodnika Podlasiak

Dodaj komentarz

Komentarze

    Brak komentarzy