Ta płyta jest pierwszą odsłoną prawdziwej mnie

Ta płyta jest pierwszą odsłoną prawdziwej mnie

Cieszę się, że udało nam się zagrać premierę i w sumie trzy koncerty promujące ten krążek, zanim wybuchła pandemia koronawirusa w Polsce – mówi Małgorzata Markiewicz

Z janowianką Małgorzatą Markiewicz o jej muzycznych fascynacjach i solowej płycie rozmawia Istvan Grabowski.

Ukazała się twoja pierwsza, długo wyczekiwana płyta. Powiedz, jakie wrażenia towarzyszyły jej oficjalnej premierze z udziałem wielu zaproszonych gości?

– Bardzo czekałam na ten moment. Cieszę się, że udało nam się zagrać premierę i w sumie trzy koncerty promujące ten krążek, zanim wybuchła pandemia koronawirusa w Polsce. Wiem, że wielu moich znajomych artystów nie miało tego szczęścia i daty premier ich płyt przypadły akurat na ten trudny czas, kiedy nie możemy grać koncertów i spotykać się z naszymi fanami. Mnie osobiście towarzyszyło wielkie podekscytowanie, że wreszcie mogę oficjalnie ogłosić premierę mojej płyty i zagrać ten materiał przed publicznością. To była dla mnie prawdziwa radość, ponieważ cały proces produkcji płyty był dużym przedsięwzięciem, bardzo pracochłonnym i kosztownym. Oprócz planowania, nagrywania, zapraszania konkretnych osób do współpracy czy zwykłego już edytowania materiału, później pracy nad teledyskiem, projektem okładki, sesji zdjęciowej, było mnóstwo działań, zanim weszłam do studia. Przede wszystkim moja edukacja, dojrzewanie do pisania własnego materiału, później proces twórczy, czyli pisanie utworów, a także tak prozaiczne problemy jak szukanie wsparcia różnych instytucji, aby mieć fundusze na zrealizowanie tego marzenia. Premiera była radosnym zwieńczeniem tej żmudnej drogi, którą musiałam przejść i która trwała ładnych parę lat. Na premierze było wielu znakomitych gości z branży show biznesu. Koncert był bardzo kameralny, ponieważ odbywał się w siedzibie World Orchestry Grzecha Piotrowskiego w warszawskim klubie Six Seasons, który może pomieścić zaledwie 100 osób. W związku z tym wydarzenie było dedykowane głównie mediom oraz najbliższym osobom współpracującym ze mną przy produkcji płyty, a także wspierającym mnie przez te lata w mojej drodze muzycznej.

Nagrania mają specyficzny klimat i odbiegają od piosenek, jakie śpiewałaś wcześniej m.in. z zespołem Piotra Rubika. Kto jest ich autorem?

– Tak, to prawda. Płyta bardzo odbiega od klimatu, z którego może mnie kojarzyć publiczność z czasów współpracy z Piotrem Rubikiem. Udział w „Tryptyku” z muzyką Piotra Rubika i librettem Zbigniewa Książka był wspaniałą przygodą. Zdobyłam wówczas spore doświadczenie sceniczne, bo nie każdy ma możliwość wystąpić choćby raz z towarzyszeniem wielkiej orkiestry symfonicznej. Tego doświadczenia nie można porównać z niczym innym. Tak pracowałam przez około dwa lata i traktuję to jako wielki dar. Natomiast muzycznie moje ambicje były nieco inne. Jestem absolwentką kilku szkół muzycznych, zarówno o profilu klasycznym, jak i jazzowym. Ponadto uczestniczyłam w wielu kursach z wybitnymi osobowościami, które przekazały mi dużo cennych wskazówek. Nie do przecenienia jest też moje przeszło 20-letnie doświadczenie w branży muzycznej, podczas którego miałam okazję współpracować z takimi artystami jak: Janusz Skowron, Adam Sztaba, Jagodziński Trio, Jerzy Małek, Grzech Piotrowski, Zbigniew Górny i długo by pewnie jeszcze wymieniać, a także udział w wielu niezwykłych wydarzeniach artystycznych telewizyjnych, radiowych czy innych scenicznych, gdzie poznałam nie tylko znanych muzyków, ale też aktorów, ludzi telewizji, teatru, dziennikarzy. Takim najbardziej spektakularnym doświadczeniem było z pewnością dwutygodniowe tournée po USA z Hanką Bielicką czy pośredni kontakt z Czesławem Niemenem, który bardzo pozytywnie zrecenzował na łamach czasopisma „Tylko Rock” mój występ podczas „Debiutów” w Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu. Niezwykle ważny był i jest kontakt z córką Czesława Niemena – Natalią, która przekazała mi po moim debiucie cenne dla mnie słowa od samego mistrza, które noszę w moim muzycznym sercu i które w trudniejszych chwilach nie pozwalają mi się poddać. Te wszystkie doświadczenia zbudowały mój obraz siebie jako twórcy, jakim chcę być dzisiaj. Dlatego ta płyta jest pierwszą odsłoną prawdziwej mnie. Jest odzwierciedleniem mojej ścieżki muzycznej, tego, co mnie najbardziej fascynowało i inspirowało przez te lata.

Podobno w studiu nagraniowym wspomagał cię mąż, muzyk znanego zespołu Atom String Quartet. Czy w kwestiach zawodowych jesteście równie zgodni, co w rodzinnych?

– W kwestiach zawodowych jesteśmy bardzo zgodni. Mam to szczęście, że mój mąż jest też muzykiem i do tego jednym z najbardziej cenionych artystów jazzowych w Polsce. Doskonale rozumie ten zawód i dlatego potrafi mądrze mnie wspierać. Zawsze gdy mamy jakiś dylemat związany z naszym zawodem, „przegadujemy” to razem i ostatecznie decydujemy wspólnie. Mamy obydwoje bardzo zbliżony gust muzyczny, rzadko kiedy się spieramy w kwestiach muzycznych. Kiedy zaczęliśmy się spotykać, okazało się, że słuchaliśmy przez lata podobnej muzyki. Obydwoje kochamy jazz, ale i groovowe klimaty. To bardzo nas zbliża. Michał bardzo mocno mnie dopingował do pracy nad tym krążkiem, od momentu kiedy pierwszy raz usłyszał kilka moich utworów. Podczas nagrań był przy mnie zawsze, kiedy tylko mógł. Wielokrotnie doradzał mi w sprawie doboru muzyków, konkretnych rozwiązań muzycznych, czy przy procesie końcowej obróbki dźwiękowej, czyli miksu i masteringu. Napisał też kilka aranży kwartetu smyczkowego, do którego nagrań zaangażował swój zespół. Czasami po prostu tylko i aż był przy mnie, robił zakupy spożywcze, które pozwalały nam funkcjonować w studiu Pawła Zareckiego, nieco oddalonym od „cywilizacji”. To wszystko sprawiało, że mogłam w dużej mierze spokojniej przejść proces nagrań i edycji. Jego wsparcie było dla mnie bezcenne, dlatego zdecydowałam, że jest razem ze mną współproducentem płyty.

Tak prezentuje się najnowsza płyta Małgosi Markiewicz

Goście obecni na premierze płyty (wśród nich Natalia Kukulska) z podziwem wypowiadali się o twoim głosie, guście i klimacie, w jakim teraz śpiewasz. Czy spodziewałaś się takich reakcji?

– To dla mnie bardzo miłe. Czułam, że płyta jest dobra, włożyłam w nią mnóstwo pracy i serca. Była nagrywana z pasją zarówno przeze mnie, jak i zespół, który zaprosiłam do współpracy. Jednak nigdy nie można być pewnym reakcji odbiorców, tym bardziej że ten album był tworzony przeze mnie bez żadnych kalkulacji. Nie zastanawiałam się, czy te piosenki, które piszę, wpisują się w obecne trendy muzyczne. Przelewałam na papier wszystko, co mi w duszy grało, tworzyłam w zgodzie z moim muzycznym gustem, nie myślałam o tym, czy komuś się moja muzyka spodoba, czy nie. Cieszę się, że płyta, mój śpiew, moje piosenki mają pozytywny odbiór. Tym bardziej jestem szczęśliwa, że album uzyskuje nagrody, świetne recenzje dziennikarzy muzycznych, środowiska muzycznego, moich fanów. Docierają też do mnie wspaniałe opinie zupełnie nowych moich odbiorców, którzy przypadkiem natrafili na moją muzykę, słuchając chociażby radia. To chyba największa nagroda dla każdego twórcy.

Czy jest szansa na prezentację premierowych piosenek w rozgłośniach radiowych?

– Płyta jest grana przez różne rozgłośnie radiowe już od dawna. Pierwszym sukcesem albumu było zwycięstwo w konkursie „Piosenka na 100” Stowarzyszenia Autorów ZAiKS i Polskiego Radia utworem „Niebywałe”, w czerwcu 2018 roku, kiedy oficjalnie wypuściliśmy pierwszy singiel zapowiadający krążek. Piosenka była grana głównie w rozgłośniach Polskiego Radia. Przez ostatnie miesiące od premiery płyty (30 stycznia 2020 r.) utwór „Niebywałe” utrzymywał się w pierwszej dziesiątce „Parady Przebojów” w RDC. Album był grany w audycjach Marka Niedźwieckiego w Trójce, był płytą tygodnia Radia Lublin, a także był emitowany na antenie m.in. Radia Gdańsk, Radia Opole, Radia Wnet.

Cały wywiad w pełnym wydaniu tygodnika Podlasianin.

Dodaj komentarz

Komentarze

    Brak komentarzy