O miłości do sztuki i potrzebie tworzenia

O miłości do sztuki i potrzebie tworzenia

ŁOMAZY Dopiero od kilku lat zajmuje się malarstwem i rysunkiem. Skończyła studia na wydziale artystycznym UMCS w Lublinie i jest członkiem Związku Polskich Artystów Plastyków oraz Polskiego Stowarzyszenia Nauczycieli Plastyków. Ma za sobą 25 wystaw indywidualnych, wzięła też udział w 35 wystawach zbiorowych i 24 pokonkursowych. O sztuce oraz tym, co ją inspiruje, z Dorotą Kulicką rozmawia Justyna Madan.

Zacznijmy od tego, jaka jest pani historia? Kiedy i jak sztuka pojawiła się w pani życiu?

– Malarstwo w moim życiu pojawiło się późno, trochę jakby „na starość”. Życie zawodowe miałam już poukładane – od wielu lat jestem pedagogiem specjalnym w Zespole Placówek Oświatowych w Łomazach i ostatnio pedagogiem szkolnym w Szkole Podstawowej w Rossoszu. Malarstwo upomniało się o mnie około dziesięciu lat temu. Dopiero wtedy dojrzałam na tyle, żeby zrealizować dziecięce marzenia, wypełniając tym samym poczucie tęsknoty za czymś nieokreślonym.

Co panią inspiruje?

– Układy form w naturze, kolory, kreski, emocje, gra światła i cienia, kształty, przestrzeń i interakcje społeczne. Trudno przewidzieć, kiedy zrodzi w głowie pomysł na kolejny obraz i co to będzie. To się staje i jest początkiem aktu twórczego.

Jak wygląda proces tworzenia obrazu, ile czasu trwa?

– Czasem obraz jest przemyślany – kompozycja, kolor, temat. Wtedy spokojnie maluję poszczególne elementy. Innym razem jest czyste płótno i pomysł powstaje w miarę nakładania kolejnych plam, kresek. Często w trakcie pojawia się tytuł i wtedy nie myślę o obrazie tak bezosobowo. On już jest nazwany, spójny z nazwą, konkretny i „taki mój”. Zdarzają się też momenty walki, kiedy coś nie idzie, nie pasuje. Wtedy bardzo negatywnie to na mnie wpływa, bywam zdenerwowana, impulsywna. Staram się szybko znaleźć sposób na obraz, żeby wyciszyć emocje. Lubię mieć dużo czasu na malowanie.

Czy w pracy artystycznej stawia sobie pani jakiś cele, czy jest to raczej spontaniczny proces twórczy?

– Celem zawsze jest obraz, który mnie zadowoli, taki, którego nie będę wstydziła się pokazać i o nim mówić.

Czy jest ktoś kto wpłynął bądź wpływa na panią jako artystkę?

– Bardzo lubię malarstwo Tápiesa, Luciana Freuda, Fangora, Pieta Mondriana, Beksińskiego, Tarasina. Jest wielu świetnych malarzy, których warto oglądać. Każdy kontakt ze sztuką wpływa na nas. Mnie uczy pokory, szacunku, podejścia do pracy i odwagi twórczej. Czasem wywołuje silne emocje – oczyszczenie, bunt.

Z którego dzieła jest pani najbardziej dumna i dlaczego?

– Są obrazy lubiane bardziej i mniej. Te, z których nie jestem dumna, szybko znikają pod kolejną warstwą farby. Jestem dumna z każdego skończonego obrazu, którego się nie wstydzę. Przełomowym był dla mnie jeden z obrazów dyplomowych z cyklu „W drodze”. Pierwszy raz wtedy poczułam, że „jest moc”.

Czym jest dla pani sztuka i pani obrazy?

– Sztuka to szacunek i pokora, zachwyt i zaskoczenie, że ludzie mogli coś tak nieoczekiwanego stworzyć. Moje obrazy, a raczej malowanie ich, to dla mnie konieczność, potrzeba, przymus, oczekiwanie i poczucie zadowolenia, lub bunt, walka i dopiero zadowolenie. Moje obrazy to mój język wewnętrzny, symbole, znaki. Malarstwo to w pierwszej kolejności rozmowa z samym sobą. Następnie dialog z odbiorcą.

Cały artykuł przeczytać można w aktualnym – papierowym i cyfrowym wydaniu Podlasianina”

Dodaj komentarz

Komentarze

    Brak komentarzy