Grażyna Brodzińska, gwiazda 5. Festiwalu im. Bogusława Kaczyńskiego, o muzyce, podróżach i publiczności

Grażyna Brodzińska, gwiazda 5. Festiwalu im. Bogusława Kaczyńskiego, o muzyce, podróżach i publiczności

Pierwsza dama polskiej sceny muzycznej – Grażyna Brodzińska – króluje na scenie i podbija serca publiczności na całym świecie. Krytycy podkreślają jej perfekcję w każdym geście. Prezentując najwyższy kunszt sztuki wokalnej, swoim repertuarem obejmuje zarówno klasykę, musical, jak i światowe przeboje z gatunku różnych nurtów muzycznych. Zachwyca widzów głosem, elegancją i temperamentem.

Bialscy miłośnicy talentu gwiazdy będą mogli podziwiać ją dwukrotnie w ramach 5. Festiwalu im. Bogusława Kaczyńskiego. W sobotę 26 sierpnia o godzinie 18 w Sali Bialskiego Centrum Kultury przy ulicy Warszawskiej 11 odbędzie się spotkanie Grażyny Brodzińskiej z dyrektorem festiwalu Krzysztofem Korwin-Piotrowskim, natomiast w niedzielę 27 sierpnia o godzinie 18 wystąpi w amfiteatrze w koncercie „Zaczarowany świat operetki”.

Z wybitną śpiewaczką operetkową, aktorką i tancerką Grażyną Brodzińską, która niebawem wystąpi w bialskim amfiteatrze, rozmawia Istvan Grabowski.

Jak to się stało, że wybrała pani zawód śpiewaczki?

– Nie miałem większego wyboru. Po prostu podtrzymałam tradycję rodzinną. Tata był założycielem dwóch teatrów muzycznych w Polsce, dyrektorem, reżyserem, aktorem i śpiewakiem. Mama zaś – wspaniałą śpiewaczką, aktorką i tancerką. Śpiewałam już pod sercem mamy, często nawet w tercecie z tatą. Uczestniczyłam w wielu teatralnych próbach. Biegałam za kulisami, siadywałam na widowni, nawet… zasypiałam w teatralnych fotelach. Rodzice wpoili mi miłość do sceny oraz szacunek do pracy i ludzi. „Rola” piątego ptaszka w „Czerwonym Kapturku” była moim debiutem na prawdziwej teatralnej scenie. Już wtedy wiedziałam, co będę robić w przyszłości. Nie miałam co do tego żadnych wątpliwości.

Czaruje pani wspaniałym sopranem miłośników operetki. Jaki jest świat pani sztuki?

– Na scenie beztroski, a prywatnie różnie bywa. Operetka to piękna bajka dla dorosłych. Ludzie uwielbiają opowieści o miłości z happy endem. Zwłaszcza w obecnych czasach szarości i brutalności. Z tego powodu na spektakle przychodzi wciąż wielu melomanów. Śpiewam też od czasu do czasu operę i musical, ale nie ten awangardowy, wykrzyczany, tylko klasyczny, stanowiący naturalną konsekwencję operetki.

Jakim wymogom muszą sprostać wykonawcy operetkowi?

– Operetka jest moim zdaniem jednym z najtrudniejszych gatunków sztuki teatralnej. Można ją grać wiecznie, pod warunkiem że jest świetnie reżyserowana. Piękne, zgrabne, świetnie śpiewające dziewczyny i czarujący panowie. Świetny młody balet i profesjonalny chór. Do tego reżyser czujący operetkę, duża, sprawna orkiestra i dyrygent szanujący śpiewaków. Tak wyobrażam sobie idealną sztukę. W życiu zdarza się tak, choć rzadko.

W jakim repertuarze czuje się pani swobodnie?

– Muzyka to dla mnie sens życia. Lubię sprawdzać się w różnych gatunkach, nie ograniczając się do muzyki klasycznej. Dobrze czuję się w utworach musicalowych, szczególnie tych klasycznych. Mam w programie światowe przeboje, ale też polską piosenkę międzywojenną. Staram się cały czas wzbogacać mój repertuar o nowe utwory.

Zdaniem recenzentów króluje pani na scenach całej Polski. Czy często opuszcza pani stolicę?

– Jestem wręcz do tego zmuszona, bo Warszawa, w przeciwieństwie do innych miast, nie ma już teatru operetkowego. Przez te liczne podróże mój mąż twierdzi, iż chwilami czuje się jak żona marynarza. Ogląda mnie zbyt rzadko.

Niegdyś primadonny były obiektem uwielbienia. Obsypywano je kwiatami, nawet brylantami. Jak pani przyjmuje dowody sympatii melomanów?

– Oczywiście cieszę się bardzo, kiedy dostanę kwiaty. Przyznam się panu, że zdarzają się również drobne, dowcipne prezenty. Sympatia publiczności jest dla wykonawcy niczym powietrze. Najbardziej jednak cenię sobie komplementy wypowiadane pod mym adresem przez kobiety. Są na pewno szczere.

Kiedyś publiczność wzruszała się operetką. Czy współczesnym przedstawieniom towarzyszą równie duże emocje?

– Oczywiście. Publiczność poddaje się urokowi tej konwencji, bo świadomie przychodzi na spektakle operetkowe. Przychodzą nie tylko osoby starsze i średnie pokolenie. Młodzież, której często rozdaję autografy, ma wypieki na twarzach.

Skoro na spektaklach bywają też ludzie młodzi, to zapewne operetka nie jest przeżytkiem?

– Gdybyśmy mieli zachwycać się wyłącznie sztuką współczesną, należałoby zamknąć operę, operetkę i teatr dramatyczny. Świetne, klasycznie wykonane operetki to niemała odwaga. Nowoczesna klasyka wydaje mi się niezniszczalna.

Objechała pani kawał świata. Gdzie chętnie pojechałaby pani choćby dziś?

– Zwiedzam świat głównie poprzez wyjazdy koncertowe. Niewiele jest wtedy czasu na odwiedzanie ciekawych miejsc, ale zawsze można coś zobaczyć. Prywatnie, poza wakacjami, nie mam czasu na wojaże. Widziałam już Australię i Afrykę. Nie byłam jednak na Hawajach, i tam bym też chętnie zaśpiewała.

Co zmieniłaby pani w swoim życiu, gdyby mogła nim pokierować ponownie?

– Na pewno zostałabym śpiewaczką, bo kocham śpiewać. Prawdę mówiąc nie wyobrażam siebie w innej roli. Chciałabym zmienić parę rzeczy w naszym kraju, aby żyło się wszystkim lepiej, spokojniej, po prostu śpiewająco. Pech w tym, że artysta sceniczny niewielki ma na to wpływ.

zdjęcia: oficjalna strona www artystki

Czytaj szczegółowy program 5. Festiwalu im. Bogusława Kaczyńskiego.

Dodaj komentarz

Komentarze

    Brak komentarzy