Brawura młodego kierowcy zabiła małżeństwo z Grabanowa

Brawura młodego kierowcy zabiła małżeństwo z Grabanowa

GMINA MIĘDZYRZEC PODLASKI Trzy lata i osiem miesięcy więzienia oraz zakaz kierowania pojazdami przez osiem lat – taki wyrok usłyszał 26-letni Piotr M. z gminy Międzyrzec Podlaski, sprawca tragicznego wypadku w Rogoźnicy Kolonia. Zginęli w nim Beata i Sławomir S., małżeństwo z Grabanowa z gminie Biała Podlaska. Nawet sąd podczas apelacji podkreślił, że orzeczona kara jest zbyt łagodna.

Do wypadku doszło 15 listopada 2016 r., około godz. 11.10 na drodze krajowej nr 2 w Rogoźnicy Kolonii. Sąd Rejonowy w Radzyniu Podlaskim uznał Piotra M. winnego, że kierując niesprawnym samochodem osobowym audi A6 umyślnie naruszył zasady bezpieczeństwa w ruchu. Mężczyzna podjął nieprawidłowy manewr wyprzedzania samochodu ciężarowego po jego prawej stronie. Przy czym znacznie przekroczył dozwoloną w tamtym miejscu prędkość, jadąc 148 km/h, przy dopuszczalnych 90 km/h. Kończąc wyprzedzanie zjechał na pobocze, a następnie prawymi kołami na trawiaste pobocze, i wtedy stracił panowanie nad autem. Zjechał nagle na przeciwny pas ruchu, prosto przed jadących od strony Białej Podlaskiej kilka pojazdów.
Trzask w słuchawce

Audi zawadziło bokiem o opla zafirę, a następnie z dużą prędkością czołowo zderzyło się z kierowaną przez Sławomira S. toyotą yaris, szaleńczą jazdę kończąc w rowie. Uderzenie było tak silne, że Sławomir S., pomimo zapiętych pasów, wypadł z auta. Na tył jego toyoty najechał jeszcze jadący za nim ford mondeo, a kierowca rovera 416, widząc, co dzieje się na drodze i jeszcze próbując ominąć uczestniczące w wypadku pojazdy, najechał na leżące na jezdni ciało kierowcy toyoty. „Sławomir S. na skutek wstrząsu krwotocznego i obrażeń wielonarządowych, a szczególnie rozerwania prawej komory serca, oraz pasażerka Beata S. na skutek wstrząsu urazowo-krwotocznego w następstwie rozległych urazów, ponieśli śmierć na miejscu”. Ciężkich obrażeń doznał również kierowca forda mondeo.

Tragicznego dnia małżeństwo z Grabanowa, Sławomir S. i jego żona Beata jechali do Lublina na wykonanie rezonansu magnetycznego. Warunki atmosferyczne były dobre, a jezdnia sucha. Beata S. w czasie jazdy rozmawiała przez telefon z matką. Małżonkowie byli w Rogoźnicy Kolonii, gdy w słuchawce telefonu matka usłyszała nagły trzask, niepokojący jęk córki i połączenie zostało przerwane. Późniejsze wielokrotne próby dodzwonienia się do córki i zięcia nie przyniosły skutku. Dlatego rodzina Beaty S. przeczuwała, że mogło stać się coś złego. Zaniepokojeni rodzice kobiety od razu ruszyli z Białej samochodem w kierunku Lublina, ale dojeżdżając do zakrętu w Rogoźnicy nie zauważyli nic niepokojącego i zawrócili. Wypadek wydarzył się około 2 kilometrów dalej…
Nie przyznał się do winy

Sprawca wypadku Piotr M. ma dzisiaj 26 lat. Z zawodu jest mechanikiem samochodowym i prowadzi własną działalność gospodarczą, przez co często bywał na terenie Niemiec. Feralnego dnia około godziny 10 wybrał się na zakupy do Międzyrzeca Podlaskiego. Po załatwieniu spraw, około godziny 11, wracał z miasta. Od miejsca wypadku do domu miał zaledwie 2 kilometry… Do domu tego dnia nie dotarł, bo najpierw z drobnymi obrażeniami trafił do szpitala. Podczas pierwszego przesłuchania, trzy dni po wypadku, nie przyznał się do popełnionego czynu, zasłaniając się niepamięcią. Wyjaśnił, że zapamiętał tylko, jak jechał prostą drogą: „Nie wiem, jak doszło do wypadku. Nie pamiętam, czy i jak znalazłem się na poboczu drogi, a następnie zjechałem na przeciwny pas ruchu. Później pamiętam, że obudziłem się w karetce” – tłumaczył przed prokuratorem.

Przed sądem Piotr M. również nie przyznał się do zarzucanego mu czynu. Na rozprawie tłumaczył, że jednak „powoli sobie wszystko przypomniał” i że będąc w Rogoźnicy Kolonii wyprzedzał z lewej strony jadącą przed nim ciężarówkę. Według jego relacji, z naprzeciwka nie jechały samochody, więc wjechał na swój pas ruchu i nagle przed nim „wyrosło jakieś duże białe auto”. Zjechał na prawe pobocze, aby uniknąć zderzenia, a wówczas tył kierowanego przez niego samochodu zaczął się niekontrolowanie ślizgać. Upierał się, że samochód, który na niego jechał, to biały chevrolet captiva. Dodał, że dobrze zna ten odcinek drogi, bo mieszka niedaleko od miejsca wypadku i że ze względu na pracę w Niemczech i ilość przejechanych samochodem kilometrów, zna przepisy ruchu drogowego nie tylko polskie, ale również za granicą.

W próbce krwi Piotra M., pobranej o 13.20, czyli już po wypadku, wykryto lidokainę (stosowana jako środek miejscowo znieczulający), poniżej stężenia terapeutycznego. Nie stwierdzono środków odurzających i substancji o działaniu psychotropowym. Zdaniem biegłych lekarzy, lidokaina nie zaburza sprawności psychomotorycznej, nie działa podobnie do alkoholu i nie mogła wpłynąć na wyniki poziomu alkoholu we krwi mężczyzny. I choć w dokumentacji medycznej brak jest informacji, żeby lidokaina została podana Piotrowi M. podczas czynności medycznych, to biegli uznali, że jest „wielce prawdopodobne”, że lek ten podano oskarżonemu przed szyciem rany nosa, której doznał podczas wypadku.
Sprawdzali trzeźwość

Biegli ustalali też, czy w czasie wypadku Piotr M. był trzeźwy i jakie mogło być stężenie alkoholu w jego krwi. W próbce pobranej od niego krwi stwierdzono bowiem obecność alkoholu etylowego w ilości 0,26 mg/l. Tylko że, zdaniem biegłych, próbka krwi pobrana do badań klinicznych, nie może stanowić podstawy do obliczeń, gdyż… nie jest znana dokładna godzina jej pobrania. A tej informacji zabrakło w dokumentacji medycznych czynności ratunkowych. „W chwili wypadku we krwi Piotra M. najprawdopodobniej mógł znajdować się alkohol pochodzenia egzogennego, który w chwili pobrania pierwszej dowodowej próbki o godz. 13.20 uległ całkowitej eliminacji z jego organizmu. Na podstawie badania elektronicznego i pobranej krwi wywiedziono, że Piotr M. był trzeźwy w chwili wypadku” – czytamy w uzasadnieniu wyroku.

Wiele pracy od śledczych wymagało ustalenie przebiegu wypadku, ze względu na wiele pojazdów uczestniczących w zdarzeniu oraz dwie różne wersje na temat przebiegu, wyłaniające się z zeznań świadków i oskarżonego.

Kobieta, która kierowała oplem (tym, z którym bokiem zderzyło się audi Piotra M.), zeznała, że chwilę przed wypadkiem zauważyła, że z naprzeciwka, w kierunku Białej Podlaskiej, nadjeżdżał biały tir, którego z lewej strony wyprzedzał jakiś samochód osobowy. Nagle zauważyła, że z prawej strony tira jechało z dużą prędkością czarne audi. Opisała, że samochód Piotra M. „wyskoczył z trzeciego pasa, wyjeżdżał skosem z pobocza przed ciężarówkę”. Tę wersje potwierdzili inni uczestnicy zdarzenia, m.in. pasażerka opla oraz kierowcy forda i rovera.
Biały samochód nie był zagrożeniem

Zeznania złożyli również rolnicy, którzy wtedy około 150 metrów od drogi krajowej wykonywali prace polowe. I po usłyszeniu huku spostrzegli na drodze dwa zderzone ze sobą samochody i „lecący w powietrze trzeci – audi”, który wylądował w rowie.

Przebieg zdarzenia udało się odtworzyć również dzięki nagraniu z kamer monitoringu z budynku pobliskiego zakładu mięsnego. Z zapisu wynika, że jako pierwszy w kierunku Międzyrzeca Podlaskiego jechał samochód ciężarowy przewożący kontener, który został wyprzedzony przez chevroleta captiva. W pewnej odległości za samochodem ciężarowym jechał opel zafira, za nią toyota yaris, ford mondeo i rover.

Kierowca białego chevroleta captiva, wbrew temu, co zeznał Piotr M., wyjaśnił, że nie widział momentu wypadku w lusterkach. A przed zdarzeniem, w miejscu, gdzie do niego doszło, nie zaistniała żadna niebezpieczna sytuacja drogowa, z powodu której jadące z naprzeciwka audi musiałoby zjechać na pobocze, aby nie doszło do czołowego zderzenia z kierowanym przez niego autem. Biegły na podstawie analizy stop klatek z nagrania stwierdził, że czas, jaki upłynął od przejazdu chevroleta captiva (w miejscu wypadku) do momentu zderzenia audi i opla, to 1,4 sek. Uznano, że chevrolet, ze względu na odległość, nie mógł stanowić bezpośredniego zagrożenia dla kierowcy audi.

Śledczym do dzisiaj nie udało się dotrzeć do kierowców dwóch samochodów, mogących mieć wiedzę na temat zdarzenia. Są to ciężarówka jadąca w kierunku Białej Podlaskiej, którą prawą stroną wyprzedzał Piotr M., oraz auto osobowe, które z kolei wyprzedzało wspomnianego tira z lewej strony. Jeden ze świadków zeznał, że oba samochody tuż po wypadku zatrzymały się, ale po chwili zawróciły i odjechały w kierunku Międzyrzeca Podlaskiego.
Wysoki stopień szkodliwości

Sąd orzekł, że wina za spowodowanie wypadku leży tylko po stronie Piotra M. Nieprawidłowe wyprzedzanie ciężarowki z prawej strony oraz poruszanie się po poboczu z prędkością nie mniejsza niż 148 km/h, miało wpływ na utratę przez młodego kierowcę panowania nad pojazdem. Do tego samochód w ogóle nie powinien być dopuszczony do ruchu, ze względu na fatalny stan ogumienia. Bieżnik przednich opon miał zaledwie 0,5 milimetra, przy dopuszczalnej grubości 1,6 milimetra. „To miało wpływ na utratę panowania nad autem i długość drogi hamowania, w przypadku poruszania się po gruntowo-trawiastym poboczu. Właściciel pojazdu, z zawodu mechanik samochodowy, musiał wiedzieć o takiej niesprawności, a podejmując decyzję jazdy nim zachował się nieprawidłowo” – uzasadnia sąd.

Piotrowi M. wymierzono karę 3 lat i 8 miesięcy pozbawienia wolności. Przez 8 lat ma również zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych. Sąd wziął pod uwagę okoliczności łagodzące, czyli niekaralność Piotr M. Choć, jak się dowiadujemy, mężczyzna w przeszłości dwukrotnie był karany mandatami, w tym raz za przekroczoną prędkość.

Radzyński Sąd Rejonowy uznał, że stopień społecznej szkodliwości czynu dokonanego przez Piotra M. jest bardzo wysoki. Zmarłe tragicznie małżeństwo osierociło córkę, która wtedy miała 9 lat. Małżonkowie mieli również plany na rozwój firmy. Ich nagła śmierć poruszyła lokalną społeczność. Przez pierwsze dni po tragedii przed domem małżeństwa S. w Grabanowie sąsiedzi i znajomi rodziny palili znicze. „Oskarżony naruszył podstawowe zasady obowiązujące w ruchu drogowym, czym doprowadził do nieakceptowalnego niebezpieczeństwa dla dobra chronionego prawem przez artykuł 177 kk, którym jest życie i zdrowie uczestników ruchu drogowego. (…) Brawura i przecenianie własnych możliwości oraz doświadczenia, doprowadziły bowiem do tragicznych skutków” – uzasadnił sąd.
Tej rany nie da się zagoić

Obrońca Piotra M. złożył apelację, ale Sąd Okręgowy w Lublinie utrzymał w mocy zaskarżony wyrok. Podobnie jak sąd pierwszej instancji, uznał wersję przedstawioną przez Piotra M. jako nieprawdopodobną i stworzoną na potrzeby linii obrony. Co najbardziej zaskakujące, nawet sędzia orzekający w apelacji przyznał, że wyrok wymierzony Piotrowi M. jest… zbyt łagodny.

„(…) Sąd Okręgowy nie może oprzeć się refleksji, że wobec ogromu tragedii, do której doszło w następstwie brawury Piotra M., wymierzona kara jest stosunkowo łagodna. Waga naruszeń zasad bezpieczeństwa w ruchu drogowym uzasadniałaby wymierzenie surowszej kary, co jednak nie mogło nastąpić wobec braku apelacji na niekorzyść” – wyjaśniła sędzia przewodnicząca składu orzekającego.

Rodzina tragicznie zmarłego małżeństwa jest oburzona niską karą, jaką poniesie sprawca śmierci ich bliskich. – Jesteśmy oburzeni tym, że prokuratura nie domagała się wyższego wyroku. Przecież on zabił dwoje ludzi. To zbyt delikatny wyrok na takie przewinienie. Również adwokaci nie zasugerowali, żeby domagać się wymierzenia wyższej kary. Słyszeliśmy tylko, że ponad trzy lata to w przypadku sprawcy wypadku i tak dużo, ponieważ zazwyczaj wyrok w takich sprawach jest w zawieszeniu i że sprawca nie zrobił tego umyślnie. Ale on wiedział, że jedzie zbyt szybko. To zachowanie bandyckie, tylko jego narzędziem były samochód, nieuwaga i brawura. My w tym wypadku straciliśmy to, co najcenniejsze: bliskie nam osoby. Tej rany nie da się zagoić – mówi nam członek rodziny zmarłego tragicznie małżeństwa.

Cały artykuł do przeczytania w papierowym i cyfrowym wydaniu „Podlasianina” https://eprasa.pl/news/podlasianin 

Monika Pawluk

Dodaj komentarz

Komentarze

    Brak komentarzy