Biała Podlaska: Ordynator ginekologii z wyrokiem

Biała Podlaska: Ordynator ginekologii z wyrokiem

– Brak decyzji o cięciu cesarskim doprowadziła u mojego syna do całkowitego uszkodzenia splotu ramiennego, czyli całej rączki. Jedna błędna decyzja lekarza, i ze zdrowego dziecka mój syn jest niepełnosprawny, czego konsekwencje będziemy ponosić przez całe życie - mówi pokrzywdzona. Andrzeja K. uznano winnym tego, iż jako ordynator oddziału ginekologiczno-położniczego, zobowiązany do opieki w okresie porodu nad pacjentką i jej dzieckiem, nieumyślnie naraził rodzącą na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu oraz nieumyślnie spowodował u dziecka ciężki uszczerbek na zdrowiu.

Zdaniem sądu ordynator, wbrew temu, że u rodzącej kobiety były wskazania medyczne do przeprowadzenia cesarskiego cięcia, błędnie zdecydował o porodzie naturalnym. Podczas porodu wystąpiły komplikacje. Andrzej K. przy próbach wydobycia dziecka złamał mu rączkę, doszło także do porażenia splotu ramiennego u noworodka.

Wydarzenie to miało miejsce w październiku 2013 roku. Młoda kobieta w 36 tygodniu ciąży została przyjęta na oddział ginekologiczno-położniczy bialskiego szpitala. Skierował ją lekarz prowadzący ciążę, z uwagi na to, że istniało zagrożenie przedwczesnego porodu. Dodatkowym ryzykiem dla przyszłej matki była cukrzyca. Obawy były tym większe, że pierwszy poród zakończył się dla niej cesarskim cięciem. Kobietę umieszczono na pododdziale patologii ciąży, rozpoczęto diagnozę i leczenie zachowawcze. Wykonano badania, m.in. określono obwód brzuszka i główki płodu, aby wykluczyć możliwość utrudnionego rodzenia barków, co niekiedy zdarza się przy porodach.

Jeszcze trzy skurcze i wołamy ordynatora

Pacjentką opiekowały się położne, codziennie była wizytowana przez lekarzy. Po kilku dniach zaczęły się skurcze i kobieta trafiła na trakt porodowy. Po godzinie 12 rozpoczął się poród. Jeszcze w czasie porannego obchodu ordynator oddziału uznał, że kobieta da radę urodzić siłami natury.

W aktach sprawy czytamy, że pacjentka, będąc już na trakcie porodowym, dla pewności pytała lekarek, czy ze względu na wielkość dziecka jest w stanie urodzić naturalnie. W odpowiedzi miała usłyszeć wtedy: "Spróbujemy". Akcja porodowa przebiegała bezproblemowo do czasu urodzenia główki. Wtedy pojawiły się komplikacje, bo okazało się, że pozostała część ciała noworodka utknęła w drogach rodnych matki. Lekarze stwierdzili, że mają do czynienia z tzw. dystocją barkową, czyli utrudnionym rodzeniem barków, sytuacją, którą miało przecież wykluczyć przeprowadzone kilka dni wcześniej badanie.

Dopiero gdy pojawiły się problemy, położne wezwały na salę ordynatora Andrzeja K. "Główka dziecka dłuższy czas się nie pojawiała. Położne zaczęły wątpić, czy urodzę naturalnie. Powiedziały, że jeszcze trzy skurcze i zawołają ordynatora. Przy drugim skurczu przyszedł ordynator, stwierdził, że brakuje tylko nacięcia i urodzę naturalnie. Urodziła się główka. Wykonano mi manewry unoszenia klatki piersiowej do kolan. Ordynator kazał pogłębić nacięcie i wyrwano mi dziecko. Przy drugim wyrwaniu słyszałam, jak coś trachnęło. Podniosłam się i widziałam, że dziecko jest duże i całe sine" – czytamy w zeznaniach matki.

Lekarze przecież wiedzą, co robią

Na sali powstało zamieszanie. Lekarze nie informowali matki, co się dzieje. Kobieta z przerażeniem wychwytywała tylko pojedyncze słowa komunikującego się nad nią personelu medycznego: "Słyszałam, jak ordynator mówił: ratujemy dziecko. Wtedy zrozumiałam, że sytuacja jest dramatyczna i że życie dziecka jest zagrożone" – opisuje.

Jak przyznała w toku prowadzonego śledztwa, nikt jej przedtem nie uświadomił, że cukrzyca, na którą przewlekle chorowała, może być niebezpieczna podczas porodu i stanowić jakiekolwiek przeciwwskazanie do rodzenia siłami natury. A i o samej dystocji barkowej usłyszała dopiero tydzień po porodzie. Przed i w trakcie akcji porodowej nie zgłaszała uwag do decyzji lekarzy, bo sądziła, że "oni wiedzą, co robią".

Gdy dziecko ustabilizowano, badania ujawniły, że trudny poród miał inne poważne konsekwencje dla jego zdrowia. Bo podczas uwalniania dziecka z dróg rodnych doznało ono złamania kości ramiennej oraz porażenia splotu barkowego drugiej ręki.

(...)

  • - Czy ordynator Andrzej K. w trakcie składania zeznań w Prokuraturze Rejonowej i na kolejnych rozprawach w Sądzie Rejonowym w Białej Podlaskiej przyznał się do zarzucanego mu czynu?

  • - Co znalazło się w zeznaniach personelu obecnego przy porodzie?

  • - Czy w ocenie biegłych ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach doszło do błędnej decyzji w sposobie rozwiązania ciąży?

Więcej przeczytasz JUŻ DZIŚ w papierowym i elektronicznym wydaniu "Podlasiaka" nr 14!

Dodaj komentarz

Komentarze

    Brak komentarzy