Kącik książkowy: Czy nieoczekiwany zwrot w życiu może być najwspanialszym prezentem?

Kącik książkowy: Czy nieoczekiwany zwrot w życiu może być najwspanialszym prezentem?

Kilka dni temu miałam miejsce premiera najnowszej książki Magdaleny Kołosowskiej pt. „Gwiazdka na Zacisznej”. Tę bardzo dobrą powieść, w dodatku pięknie wydaną, z barwionymi brzegami, proponuje naszym czytelniczkom na ten przedświąteczny czas doskonale nam znane Wydawnictwo Replika.

Julia i Kostek rozstają się tuż przed świętami. Ona spotyka się z innym mężczyzną i planuje wyjść za niego za mąż. Kostek życzy jej szczęścia. I kiedy wydawało by się, że tych dwoje nie będzie miało ze sobą już nic wspólnego, zaczynają się dziać zaskakujące rzeczy.

Julia otrzymuje zlecenie na zorganizowanie ślubu w Tromsø w pierwszy dzień zimy. Przygotowuje więc kilkudniowy pobyt na północy, gdzie dba o dobre samopoczucie państwa młodych, świadków i swojej przyjaciółki, a także jest odpowiedzialna za atrakcje, z których jedną miało być gonienie zorzy. Wszystko idzie dobrze do czasu, kiedy nieoczekiwanie mdleje w kościele.

Po jakimś czasie budzi się w szpitalu, i wtedy okazuje się, że nic nie jest takie, jak wcześniej jej się wydawało…

 

O autorce:

Magdalena Kołosowska – zodiakalny wodnik, żywy dowód na to, że połączenie wszystkich cech tego znaku jest jednak możliwe. Niepoprawna gaduła. Uwielbia długie rozmowy, lubi poznawać ludzkie historie, słuchać zwierzeń. Optymistka mająca za motto życiowe dwa stwierdzenia: cokolwiek się dzieje, dzieje się zawsze na czas, i wszystko w życiu dzieje się po coś, w jakimś celu.

Z wykształcenia ekonomistka, po godzinach oddająca się swoim pasjom: czytaniu, fotografii i gotowaniu, a przede wszystkim pisaniu. Wierzy w miłość. Pisze dla kobiet i o kobietach, o ich problemach, radościach i smutkach. Na co dzień mieszka w malowniczej wsi, słynącej z pięknego pałacu Radziwiłłów. Namiętnie słucha muzyki.

Wcześniej napisała 16 powieści, m.in.: „Tęcza nad jeziorem, trylogię „Lepsze jutro” („Słońce za horyzontem”, „Pod niebieskim księżycem” i „Za ostatnią gwiazdą”), opowiadającą historię trzech sióstr: Kingi, Karoliny i Kamili, trzyczęściowy cykl Pod wspólnym niebem” („Kiedyś dogonimy Paryż”, „Zanim zobaczymy Neapol” i „Jutro pokochamy Rzym”), świąteczną opowieść Noc spełnionych marzeń czy trylogię „Rodzinne sekrety („Tamta dziewczyna”, „Dawne obietnice” i „Szepty przyszłości”).

Premierę jej najnowszej książki „Gwiazdka na Zacisznej” miała miejsce 5 listopada br.

 

Rozmawiamy z autorką „Gwiazdki na Zacisznej” Magdaleną Kołosowską: 

Co zainspirowało Panią do napisania świątecznych powieści? Czy ma Pani osobiste tradycje, które wpływają na atmosferę książek?

– Kiedy myślę o świętach Bożego Narodzenia, wracam wspomnieniami do dzieciństwa. Odkąd pamiętam, to mój najulubieńszy czas w roku. I choć nie mam żadnej niecodziennej tradycji, czy też spektakularnego wydarzenia, o którym mogłabym opowiedzieć w kontekście świąt, każdego roku ten czas jest dla mnie wyjątkowy. Zapach świerku i pomarańczy, prezenty pod ubraną w kolorowe ozdoby choinką. To, że ludzie potrafią choć na chwilę zapomnieć o złych chwilach, wybaczyć innym, wyciągnąć rękę, spotkać się, porozmawiać. Każda, najmniejsza nawet rzecz, tworzy niepowtarzalny klimat. To właśnie szczególna atmosfera, patrzenie na świat i odczuwanie wszystkiego inaczej, sprawiają, że chcę choć odrobinę tego klimatu przekazać dalej. Sądzę, że każdy ma wyjątkowe wspomnienia czy oczekiwania związane z tym okresem. Ja tylko staram się to wszystko ubrać w słowa.

Święta to czas bliskości, ale i refleksji. Jakie emocje lub wartości chce Pani przekazać czytelnikom w swoich powieściach świątecznych?

– Czytelnicy zdążyli mnie już poznać i wiedzą, czego oczekiwać po moich historiach. Pokazuję w nich, że w życiu ważna jest miłość i przyjaźń, że szczera rozmowa potrafi wiele zdziałać. Ale jednocześnie podkreślam, że warto dbać o siebie, o swoje samopoczucie, rozwijać się i żyć w zgodzie ze swoimi wartościami, że naprawdę nie warto się poświęcać, jeśli coś nas uwiera, a czasami warto zaryzykować i postawić wszystko na jedną kartę.

W powieściach świątecznych stawiam na rodzinę. Bo takie są święta. Kojarzą się z bliskimi, ze wspólnie spędzonym czasem, z łamaniem się opłatkiem i składaniem sobie życzeń. Do swoich historiach dodaję więcej miłości i romantyzmu, kreuję świat bardziej przyjazny, gdzie wszystko kończy się dobrze. Tego oczekują Czytelnicy. Bo taka jest magia świąt. Każdy chce w nią wierzyć.

Czy pisanie powieści świątecznych wymaga od Pani innego podejścia niż do książek o innej tematyce? Jak buduje Pani tę magiczną atmosferę?

– Samo pisanie książek świątecznych niczym się nie różni od pisania każdej innej historii. Pojawia się pomysł, potem ubiera się to wszystko w słowa, w bardzo dużo słów. Cały czas jest jednak świadomość, że to książka wyjątkowa, tak jak świąteczny czas. Tam po prostu wszystko musi pasować. Miejsce, czas, pogoda. Musi być choinka i świąteczne dekoracje. Aby wczuć się w tę wyjątkową atmosferę, słucham muzyki, niekoniecznie świątecznej, ale z pewnością takiej, która sprawia, że robi mi się ciepło w serduchu i uśmiecham się całą sobą.

Czy jest jakaś postać z Pani świątecznych książek, którą szczególnie Pani polubiła? Dlaczego?

– Nie mam swojej ulubionej bohaterki ani bohatera. Każda postać, którą wykreowałam, jest wyjątkowa i każdą uwielbiam z różnych powodów. One wszystkie są moimi dziećmi, nie sposób mieć jednego, ukochanego, skoro ma się ich już siedemnaścioro.

Jakie wyzwania napotyka Pani podczas tworzenia świątecznych opowieści? Czy są momenty, które trudno przełożyć na papier?

– Zdecydowanie nie. Pisanie książki świątecznej z jakiegoś powodu jest dla mnie łatwiejsze. Świetnie się bawię, mogę poczuć magię świąt na długo przed Bożym Narodzeniem.

Jak Pani zdaniem świąteczne książki wpływają na nastrój czytelników w okresie Bożego Narodzenia?

– Każda książka wciąga Czytelnika w swój świat, pokazuje inną rzeczywistość i emocje. Książki świąteczne, z racji tego, że dużo w nich odniesień do tradycji, uczuć, rodziny, poruszają zupełnie inne obszary duszy. Wlewają w Czytelnika nadzieję, pokazują, że wszystko jest możliwe i cuda się zdarzają. Są niczym baśnie, ale jednocześnie są prawdziwe. Każdy chce wierzyć, że świat nie jest zły, że gdzieś tam jest ktoś, kto przynosi prezenty i spełnia marzenia. Książki świąteczne sprawiają, że magiczny czas staje się jeszcze bardziej magiczny.

Czy święta w Pani powieściach mają dla Pani znaczenie symboliczne?

– Ależ oczywiście. Święta, bez względu czy są prawdziwe, czy takie, o których piszę, są wyjątkowe. Są kwintesencją tego wszystkiego, o czym powiedziałam wcześniej: miłość, rodzina, marzenia, magia.

Wiele z Pani książek porusza relacje międzyludzkie i bliskość. Czy Pani zdaniem święta to szczególny czas na naprawę lub pogłębienie więzi między ludźmi?

– Jak już wcześniej wspomniałam, święta sprawiają, że ludzie potrafią choć na chwilę zapomnieć o złych chwilach, wybaczyć innym, wyciągnąć rękę, spotkać się, porozmawiać. W tym czasie jesteśmy bardziej otwarci. Nawet jeśli przez cały rok nie zauważamy innych wokół siebie, w okresie świątecznym zatrzymujemy się, rozmawiamy, składamy sobie życzenia. Dostrzegamy sąsiadów, znajomych, bliskich. Chcemy być dla nich dobrzy i mili. Bo takie właśnie są święta. Wyzwalają w nas to, co dobre, co na co dzień często chowamy gdzieś głęboko w sobie, z obawy, by nie okazywać słabości. Dlatego uwielbiam święta. Wtedy wszystko wydaje się prostsze i lepsze.

Jak wygląda Pani proces twórczy? Czy pisanie powieści świątecznych zaczyna się na długo przed okresem świątecznym?

– Aby książka mogła trafić do Czytelnika w okresie przedświątecznym, musi być przygotowana odpowiednio wcześniej. A tak się składa, że to „odpowiednio wcześniej” ma miejsce wiosną i latem. Swoją pierwszą książkę świąteczną, „Noc spełnionych marzeń”, częściowo napisałam w czasie wakacji na południu Francji. Było upalnie, niemal bezwietrznie, a ja siedziałam w cieniu pisząc o śniegu i mrozie. Ale skoro można pisać zimą o lecie, to czemu nie odwrotnie?

Tak naprawdę jednak nie ma znaczenia, w jakim czasie piszę jakąś historię. W czasie jej tworzenia oddaję się jej całkowicie, wpadam po uszy w wykreowany świat i chłonę jego atmosferę, a wszystko po to, aby jak najlepiej oddać emocje bohaterów.

Jakie ma Pani plany na przyszłość jako autorka? Czy możemy się spodziewać kolejnych świątecznych opowieści, a może spróbuje Pani czegoś zupełnie nowego?

– Jestem otwarta na nowe i głodna kolejnych doświadczeń. Chcę tworzyć kolejne historie, a czy będą opowiadać o świętach, czy też nie… Jestem ciekawa dokąd zmierzam. Chcę zobaczyć, jacy będą moi przyszli bohaterowie, w jaki sposób przyjmą ich Czytelnicy. Wciąż mam mnóstwo pomysłów a pisanie nieustannie sprawia mi przeogromna frajdę. Mam nadzieję, że moi Czytelnicy z taką samą niecierpliwością czekają na moje kolejne książki.

rozmawiała Andżelika Wojtkiewicz

źródło: Replika

zdjęcia Replika.eu

 


Czytaj fragment powieści:

Jingle bells, jingle bells, jingle all the way – z radia płynęły dźwięki świątecznej piosenki. Bezwiednie machała nogą i nuciła pod nosem, czekając na Elizę. Jedną rękę trzymała na wysokiej szklance z cynamonową kawą, drugą bawiła się słomką i mieszała nią intensywnie, jakby szczególnie upodobała sobie bitą śmietanę i postawiła za cel rozgniecenie jej na miazgę. Dookoła kłębiły się tłumy ludzi goniących za zakupami. Centrum handlowe pękało w szwach, a właściciele sklepów szaleli z radości, widząc tak rosnącą sprzedaż.
– Heeej, już jestem. – Nagle przy stoliku zmaterializowała się Eliza. – Długo czekasz? – Zdjęła płaszcz, położyła na krześle, a sama usiadła obok Julii.
– Dokładnie nie wiem, ale zdążyłam zamówić już kawę.
– To zaczekaj, wezmę coś dla siebie i wracam. – Zjawiła się z powrotem po kilku minutach. – Ludzie poszaleli przed tymi świętami. Zachowują się, jakby co najmniej świat miał się skończyć – sapnęła, siadając na swoim miejscu. – Naprawdę potrzebują tych wszystkich rzeczy?
Julia uśmiechnęła się. Nie odpowiadała na pytania retoryczne. Eliza za to kontynuowała:
– Każdego roku jest tak samo. Może mamy gdzieś w genach zakodowany strach przed tym, że może nam czegoś braknąć?
– Jak to? – W Julii zawsze budziło się zainteresowanie, gdy przyjaciółka nawiązywała do swojej pasji.
– Wystarczy popatrzeć na naszą historię – mówiła Eliza. – Albo wojny, albo zabory, albo pańszczyzna. Cały czas coś. A nie oszukujmy się, jesteśmy potomkami chłopów, a nie królów, jak niektórzy sądzą.
– Być może coś w tym jest.
– Coś? To udowodnione naukowo. Po przodkach dziedziczymy nie tylko wygląd, ale też ich traumy. Więc jeśli jakiś prapraprapra głodował za czasów pańszczyzny, a głodował, to na pewno jego potomek będzie leciał do marketu za każdym razem, gdy usłyszy „promocja”, kupować tony jedzenia „na wszelki wypadek” i „żeby nie brakło”. Tak jest! – zakończyła Eliza.
Julia ponownie się uśmiechnęła. Znała teorię przyjaciółki i słyszała ją już niejednokrotnie.
– Strasznie się cieszę, że udało nam się spotkać – zmieniła temat.
– Mam ci przypomnieć czyja to wina?
– Nie musisz, przyznaję się!
– Ja myślę! Dziękuję! – zwróciła się do kelnera, który przyniósł do stolika zamówioną kawę i dwa kawałki apetycznie wyglądającej bezy.
– Znowu to zrobiłaś! – Julia niemal krzyknęła, wskazując na talerzyki z ciastem.
– Wybacz. Spotkania z tobą są dla mnie istotne również z tego powodu, że bez wyrzutów sumienia mogę się skusić na coś słodkiego. – Eliza na potwierdzenie tych słów zanurzyła łyżeczkę w kremie, po czym włożyła ją do ust. – W poprzednim życiu musiałam być genialną cukierniczką. Jak randeczka? – zmieniła temat.
Julia westchnęła i spoważniała.
– Zerwaliśmy.
Eliza na chwilę zastygła.
– Zerwaliście? Naprawdę? Spodziewałam się bardziej zaręczyn, a nie zerwania. O czymś nie wiem?
Julia nie odpowiedziała od razu. Ostatnio nie mówiła Elizie o wszystkim, mimo że znały się od zawsze i nie miały przed sobą tajemnic.
– To Jasiek mi się oświadczył.
Eliza zakrztusiła się wypitym właśnie łykiem kawy i zaczęła kaszleć, rozpylając ją wokół niczym dezodorant.
– Jezus Maria! Julka, co ty bredzisz?! – wrzasnęła, zwracając na siebie uwagę pozostałych znajdujących się w kawiarni. – Jak chciałaś go przelecieć, to mogłaś to zrobić po cichu, a nie od razu zrywać z Kostkiem i przyjmować oświadczyny!
– Nie chciałam go przelecieć. Nie zrobiliśmy tego.
Eliza aż otworzyła usta ze zdumienia.
– Jak to nie? To skąd w ogóle pomysł na ślub?
– Spotykamy się od jakiegoś czasu i wiesz, zaiskrzyło.
– Mam ci przypomnieć, że z Kostkiem jesteś od jedenastu lat? I co? Nie iskrzy? Chcesz przekreślić te wszystkie lata tylko dlatego, że „zaiskrzyło”? A co to, przepraszam? Poraził cię piorun sycylijski czy co?
– Ojej, przestań już.
– Niedoczekanie. Powiem ci, co myślę na ten temat, a ty tego wysłuchasz!
– Elizka!
– Jesteś moją najukochańszą przyjaciółką i dlatego powiem ci, że to, co robisz, jest złe. Tak się nie postępuje. To jak kupowanie kota w worku! Nie znasz Jaśka, nie wiesz, jaki jest. Nie mieszkałaś z nim, a z tego, co wiem, nawet się z nim nie bzykałaś.
– Znam go tak długo, jak ciebie i Kostka.
– To o niczym nie świadczy. A może wy w ogóle do siebie nie pasujecie? Może on jest impotentem albo co gorsza seksoholikiem?
– Nie wymyślaj. Zamierzam powiedzieć mu „tak” i wyjść za niego. A ty będziesz moją druhną!
– Pogięło cię? Mam przykładać do tego rękę?
– Nie musisz niczego przykładać. Po prostu chcę, abyś była moją druhną. Proszę…
– Boże, co się z tobą dzieje?! – Wytarła usta. – Naprawdę rzuciłaś Kostka dla… Jaśka? Poważnie? A co na to Kostek?
– Życzył mi szczęścia.
– Co?! Na jego miejscu…
– Nie jesteś na jego miejscu, Eli. Zamierzasz się ze mną kłócić, czy raczej mnie wesprzesz?
Eliza westchnęła. Nie chciała wspierać przyjaciółki ani tym bardziej kłócić się z nią. Nie akceptowała tego, co zrobiła Julia. To było do niej niepodobne, a Jasiek jak nic zwiastował kłopoty!

 


Przeczytaj też o innej polecanej książce z Wydawnictwa Replika:

Kącik książkowy: Czy pod choinką można znaleźć miłość?

Kącik książkowy: Czy pod choinką można znaleźć miłość?

 

 

 

Dodaj komentarz

Komentarze

    Brak komentarzy