Zamiast wyrzucić można naprawić, czyli rzemieślnicy w cenie

Zamiast wyrzucić można naprawić, czyli rzemieślnicy w cenie

BIAŁA PODLASKA O tym, że jakość wykonanych na zamówienie przedmiotów ze skóry jest dużo lepsza niż produktów dostępnych w marketach, wie każdy. Ale o tym, że ten sam rzemieślnik wykona nam większe lub mniejsze naprawy zepsutych torebek czy plecaków, niektórzy już zapominają. Grzegorz Makarski to samouk. Sam poszukuje wiedzy, zdobywa nowe umiejętności i doskonali się w naprawianiu zniszczonych rzeczy i tworzeniu całkiem nowych: od drewnianych skrzynek na wino po obicia siedzeń samochodowych.

Wchodzimy do pracowni 33-letniego Grzegorza przy ul. Prostej 22, tuż przy skrzyżowaniu z ul. Moniuszki. Jest tu od niedawna. Wcześniej zajmował niewielkie biurko w pracowni krawieckiej swojej mamy, kilkadziesiąt metrów od obecnej siedziby. Teraz oboje mają więcej miejsca i realizują przeróżne zlecenia. Mama – krawieckie, Grzegorz – no właśnie, jest tego sporo… W otoczeniu nici, maszyn do szycia i różnego rodzaju sprzętów znajdujemy tu czekające na odbiór przedmioty: torby, kufry, skrzynki, noże czy plecaki.

Cuda czy rzeczy przyziemne?

– Niektórzy mówią, że dzieją się tu cuda, ja mówię, że rzeczy przyziemne. W dużym skrócie: tworzenie i naprawa. Czasem warto wydać niewiele więcej i dostać produkt bardzo dobrej jakości. Na przykład podstawowa torba shoperka za 280 zł będzie świetna jakościowo i będzie nam służyła długie lata. Ja nie robię na ilość – mówi bialczanin. Dodaje, że wykonanie torby na zlecenie jest korzystne także ze względu na możliwość personalizacji. Chodzi tu m.in. o kolor skóry, z której zostanie wykonana, rodzaj zapięcia, materiał, jakim wypełnione będzie wnętrze, czy dowolne ustawianie kieszonek.

Oprócz zleceń typowo rzemieślniczych realizuje także prace związane ze stolarką. To chociażby wykonanie krzeseł, stołów, wazonów, skrzynek, desek do krojenia czy misek drewnianych. – Jest jeszcze zapewne wiele rzeczy, których nie potrafię, ale to dla mnie bodziec do tego, by wciąż się doskonalić. Szukam informacji w internecie, w książkach, choć te są trudno dostępne. W mojej działalności nie chodziło o wypełnienie luki na rynku, lecz realizowanie swojej pasji. Przez długi czas nie myślałem o tym jak o formie zarobkowej – mówi bialczanin.

Przygoda z szyciem zaczęła się tym, że dwa lata temu Grzegorz został oszukany przez osobę, dla której miał pracować jako stolarz. Stwierdził więc, że zacznie tworzyć sam, nie będąc u nikogo zatrudnionym. Rok temu zaczął szyć. Wszystkiego po kolei, od podstaw, uczył się sam. Pewne podstawy miał już po studiach, a była to inżynieria materiałowa.

Ostrzenie noży przed świętami

– W moje zainteresowania wchodzi drewno, metal i skóra. Przed świętami najczęściej przychodzą do mnie ludzie z ostrzeniem noży kuchennych i maszynek do mięsa. Ostrzę też piły i siekiery. Ktoś komuś przekazuje i tak zwaną pocztą pantoflową się niesie – zdradza właściciel punktu z usługami kaletniczymi.

Grzegorz z pasji jest też tapicerem i tokarzem. Wykonuje siedzenia motocyklowe, kierownice, które obija skórą. Z drewna jest w stanie wykonać nie tylko drobne przedmioty, ale chociażby zdobione łóżeczko dziecięce, od którego zaczęła się przygoda stolarska. Generalnie Grzegorz wychodzi z założenia, że wiele przedmiotów, zamiast do kosza, powinno trafić do naprawy i dalej służyć swoim właścicielom. I tak jest nie tylko z torbami czy portfelami. Bo naprawiał m.in. kufry na motocykl, gdzie do wymiany były całe elementy skórzane.

– Tylko że naprawianie jest dziś mało popularne. Ludzie często mówią, że mogą to przecież kupić nowe, przez internet, niby szybciej i taniej. Mówią też, że po co komu potrzebny ktoś, kto naprawia takie rzeczy, skoro jest internet… – ubolewa.

Kiedyś bowiem było inaczej. Niełatwo było zaopatrzyć się w sklepach w to, co się akurat chciało, albo trzeba było stać w kolejkach. Dlatego ludzie częściej naprawiali ubrania, buty czy inne przedmioty, udając się właśnie do kaletnika, rymarza czy szewca. Druga sprawa jest taka, że tworzone jeszcze 30 lat temu przedmioty, chociażby meble, były znacznie lepszej jakości i łatwiej było je naprawić, niż obecnie, gdy często są klejone z przemielonych resztek drewna.

Na Zachodzie już powoli wraca kultura naprawiania rzeczy, zamiast ich beztroskiego wyrzucania. Na ograniczeniu śmieci skorzysta na pewno nasze środowisko. A Grzegorz i inni rzemieślnicy będą mieli pracę.

 

Justyna Dragan

Więcej na ten temat w aktualnym papierowym i cyfrowym wydaniu „Podlasianina”.

Dodaj komentarz

Komentarze

    Brak komentarzy