Z Białej do Tokio, czyli bialczanka w kraju sushi i kwitnących wiśni [REPORTAŻ]

Z Białej do Tokio, czyli bialczanka w kraju sushi i kwitnących wiśni [REPORTAŻ]

Najpierw studia na kierunku japonistyka, potem kontrakt w japońskiej firmie, stypendium, a na koniec praca w Kraju Kwitnącej Wiśni. Bialczanka Eliza Klonowska-Siwak jedną trzecią życia spędziła w Japonii, ale do dziś z sentymentem wspomina park Radziwiłłowski i okolice Krzny i chętnie wraca tu do ukochanej rodziny. Czytelnikom "Podlasiaka" odsłoni kilka znanych i mniej znanych informacji o tym niezwykłym kraju.

Eliza skończyła I Liceum Ogólnokształcące im. J.I. Kraszewskiego i w 1996 roku wyjechała z Białej Podlaskiej, by rozpocząć studia w Warszawie. Wybrała japonistykę na Uniwersytecie Warszawskim. Przygoda z Japonią zaczęła się na samym początku studiów.

Kwitną sakury, czyli japońskie wiśnie, symbol tego kraju. Po prostu jest pięknie...

– Po raz pierwszy przyjechałam do Tokio w 1997 roku, po pierwszym roku studiów, na dwumiesięczny kontrakt w firmie Japan Railways - JARTS. W tym też roku przywiozłam do Białej swojego pierwszego japońskiego znajomego z tej właśnie firmy. Później, w latach 1999-2000, byłam na rocznym stypendium naukowym japońskiego Ministerstwa Edukacji, Kultury, Sportu, Nauki i Technologii, tzw. Monbusho, na Uniwersytecie w Kumamoto na wyspie Kiusiu, a następnie na półtorarocznym stypendium pomagisterskim tego samego ministerstwa na Uniwersytecie Tokijskim (Todai). W międzyczasie mieszkałam siedem miesięcy w mieście Toyota koło Nagoi, ponieważ pracowałam jako tłumacz w fabryce Toyoty w Kamigo. Po krótkim pobycie w Polsce, podczas którego wyjechałam jeszcze na miesięczne stypendium japońskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych dla pracowników polskiej administracji rządowej, powróciłam do Japonii na dłużej. No i mój pobyt w Japonii trwa do dziś – opowiada nam pochodząca z Białej Podlaskiej Eliza Klonowska-Siwak. Łącznie spędziła w Japonii ponad 13 lat, czyli jedną trzecią życia.

Dzieci w japońskich szkołach

Aktualnie mieszka w Tokio ze swoją rodziną. – Przyjechałam tu z mężem, też Polakiem, jesienią 2008 roku, więc wkrótce minie dziesięć lat – wspomina. Obecnie Eliza jest kierownikiem nowo powstałego Zagranicznego Biura Handlowego Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu z siedzibą w Tokio, które od 1 marca tego roku zastąpiło dotychczasowy Wydział Promocji Handlu i Inwestycji Ambasady RP w Tokio, w którym pracowała od 2008 roku. Co należy do jej codziennych obowiązków? – Zajmuję się wspieraniem polskich i japońskich firm w dotarciu na rynek drugiego kraju oraz wspieraniem inwestycji japońskich do Polski i polskich do Japonii. Praca ta pozwala mi wykorzystywać nabyte dotychczas umiejętności oraz doświadczenie, więc czerpię z niej dużo satysfakcji – mówi.

Życie w Japonii to jednak nie tylko praca. – W międzyczasie urodziło nam się dwoje dzieci. 7-letni syn Filip chodzi do japońskiej szkoły podstawowej, a 2-letnia córka Milenka do japońskiego żłobka. Oboje urodzili się w Japonii, jest to ich ojczyzna i naturalne środowisko, z mówiącymi tak samo płynnie w języku japońskim, jak one, rówieśnikami. Mąż dużo rozumie w języku japońskim, ale niechętnie sam posługuje się tym językiem – zdradza Eliza.

Podkreśla, że w Japonii mieszka około 1800 Polaków, a Polska nadal jest tam słabo rozpoznawalnym krajem, kojarzonym przez starsze osoby głównie z Oświęcimiem i Fryderykiem Chopinem, ewentualnie Wałęsą, Marią Curie-Skłodowską i Mikołajem Kopernikiem, czasem z papieżem Janem Pawłem II. 

Japoński festiwal dzielnicy Meguro, który odbywa się latem

– Nie mają jednak żadnych negatywnych skojarzeń z Polakami i Polską. Jest to dla nich kraj Unii Europejskiej, historycznie znany z tego, że był niejednokrotnie smagany wojnami ze strony swoich wielkich sąsiadów. Chopin jest najbardziej rozpoznawalnym "polskim produktem" w Japonii. A tak na poważnie, spośród produktów z Polski, Japończycy znają najlepiej znakomite polskie kołdry z gęsim puchem z Gęsi Kołudzkiej, które importuje się do Japonii od ponad 40 lat i które stanowią najwyższy jakościowo produkt tego typu w Japonii, wobec czego osiąga on astronomiczne ceny w japońskich sklepach, nawet do 12 tysięcy złotych za kołdrę – słyszymy.

Dwa światy?

Po spędzeniu prawie 13 lat w Japonii Eliza dostrzega kilka wspólnych cech dla mieszkańców swojego rodzimego kraju i Japonii. – Mówi się często, że Japończyków i Polaków łączy ta sama wrażliwość, podobny system wartości. Polscy pracownicy są też tak samo pilni i pracowici jak japońscy, a widoczne jest to zwłaszcza w sektorze produkcyjnym. Niekoniecznie udają się niestety polsko-japońskie małżeństwa, ale znajomości zawiera się na długie lata i pieczołowicie pielęgnuje. Japończycy, jak żadna inna nacja, kochają także ponad wszystko muzykę naszej narodowej chluby, czyli Chopina – opowiada "Podlasiakowi".

A jak z kuchnią? Okazuje się, że rodzina nie poddała się zupełnie kulinarnym zwyczajom kraju, w którym mieszka. – Uwielbiam japońska kuchnię, lekkostrawną, prostą, z doskonałymi sosami i dodatkami. Gotuję jednak także polskie potrawy z dostępnych tutaj składników – przyznaje Eliza.

Blondwłosego synka Elizy nie sposób nie zauważyć w grupie rówieśników...

To wszystko, co budowała i buduje za drugim końcu świata, planuje jednak już za dwa lata zostawić za sobą i wrócić do ojczystego kraju. – Mój aktualny kontrakt wygasa w 2020 roku, czyli w roku, w którym odbędzie się w Tokio Olimpiada Tokijska. Wtedy prawdopodobnie wrócimy do Polski – zapowiada. Radości z planowanego powrotu Elizy do Polski nie kryje jej mama. – Jestem z córki bardzo dumna, ale chciałabym mieć ją bliżej – wyjaśnia pani Grażyna.

Piękno kwitnących sakur

Nie będzie jednak łatwo pożegnać się z miejscem, w którym spędziło się spory kawałek swojego życia. Nic więc dziwnego, że Eliza już teraz myśli, jak to rozstanie może wyglądać.

Cały reportaż przeczytasz w 7 numerze (wydanie od 24 kwietnia) tygodnika Podlasiak

Justyna Dragan

 

Dodaj komentarz

Komentarze

    Brak komentarzy