Wygrany pojedynek z karpiem

Wygrany pojedynek z karpiem

PASJE Pięknego karpia złowił w zbiorniku Terebela II mieszkaniec Białej Podlaskiej Janusz Wilczek. W poniedziałkowy wieczór 11 maja do jego podbieraka trafił długi na 81 cm karp. Po zmierzeniu został z powrotem wypuszczony do wody.

By poznać emocje towarzyszące złowieniu na wędkę tak pięknego okazu, oddajmy głos bialskiemu wędkarzowi. Na połów zdecydował się pojechać po polsatowskich wydarzeniach, o godz. 16.20. Za cel obrał sobie karasie pływające w zbiorniku Terebela II.

– Ledwie zacumowałem pontonem na łowisku, żona telefonicznie poinformowała mnie tekstem niczym z filmowego „Misia”: „Wyngiel przywieźli!” – rozpoczyna swoją opowieść pan Janusz. – Pomyślałem wówczas: posiedzę chwilę i trzeba będzie wracać, by zmagać się z 10 tonami górniczego urobku. I chociaż wcześniej łowiłem w tym miejscu karasie, takie nawet po kilogramie na delikatny zestaw żyłka 0,15 i haczyk nr 16, coś mi podpowiadało, aby tym razem zestaw trochę wzmocnić. Rozłożyłem więc swojego mitchelka 4,50, do tego żyłka siglon 0,20 i haczyk nr 8, po czym założyłem dwie małe kukurydze z puszki i na początek trafił mi się leszczyk. Następnie założyłem dwie pinki, czerwoną i niebieską, dołożyłem dwie małe kukurydze i zestaw ponownie zanurzył się w łowisku, na grunt około 60 cm.

Po około pięciu minutach wędkarz dostrzegł lekkie przytopienie i delikatny odjazd spławika, na całe szczęście od trzcin w kierunku otwartej wody. W błyskawicznym tempie stracił z kołowrotka około 70 m żyłki, a gdy zaczęło jej ubywać już wolniej, podniósł kotwice i ruszył na szeroką wodę.

– Przez około dwadzieścia kolejnych minut trochę traciłem a trochę odzyskiwałem żyłki, która była już gorąca od tarcia na rolce kołowrotka – relacjonuje pan Janusz. – Ryby jednak nadal nie widziałem, bo ciągle murowała do dna. Wreszcie w odległości około 40 metrów od pontonu zaczęła pokazywać płetwę grzbietową, a odjazdy stały się wolniejsze i krótkie. Po następnych dziesięciu minutach udało się mi przyciągnąć ją bliżej pontonu, ale jednocześnie zbliżyliśmy się niebezpiecznie do kępy trzcin. Musiałem więc mocniej przytrzymać i w efekcie straciłem szczytówkę, ale na szczęście udało się – jak już dostrzegłem – okazałego karpia odciągnąć od trzcin. Zaraz po tym wrzuciłem kotwicę i zacząłem pompować, by przyciągnąć go do pontonu, bo zaczął już łapać powietrze. Po około pięciu minutach udało się ją, choć za drugim razem, wprowadzić do podbieraka, gdzie… sama wypięła się z haczyka.

Bialczanin wrócił na swoje łowisko, wyrzucił pozostałą zanętę i szybko skierował się do brzegu. W międzyczasie zatelefonował do córki Karoliny, aby przyjechała i zrobiła zdjęcia.

Cały artykuł przeczytać można w aktualnym – papierowym i cyfrowym wydaniu „Podlasianina” .

Roman Laszuk

Dodaj komentarz

Komentarze

    Brak komentarzy