"Wyczynowego pływania w Białej Podlaskiej praktycznie już nie ma" [WYWIAD]

"Wyczynowego pływania w Białej Podlaskiej praktycznie już nie ma" [WYWIAD]

Z trenerem Mirosławem Kossowskim, współtwórcą pływania w Białej Podlaskiej, rozmawia Roman Laszuk

W tym roku minie 35 lat od pojawienia się w Białej Podlaskiej zupełnie nowej wówczas dyscypliny sportowej – pływania, a pan był w gronie osób, od których to się zaczęło…

Największe sukcesy pod szkoleniową opieką trenera odnosiła Jowita Sieńczyk

– Impuls dało otwarcie w grudniu 1983 roku pierwszej w mieście krytej pływalni, przy zakładzie włókienniczym „Biawena”. Zaraz po tym w dwóch szkołach podstawowych – „piątce” i „szóstce” rozpoczęto naukę pływania uczniów klas V-VIII, pod kierunkiem Krzysztofa Majewskiego i Sławomira Bytysa, a od września 1984 roku objęto nią również uczniów „trójki” i ja zostałem w niej zatrudniony. W zajęciach pomagali nam przez pewien czas Jarosław Denisiuk i Piotr Rafał. Jesienią tego roku przy Miejskim Domu Kultury utworzono sekcję pływacką, w której trenerami została nasza trójka, a kierownikiem Elżbieta Biegajło. Zaczęliśmy od trzydziestki młodych pływaków, wśród których znalazła się m.in. prowadzona przez Sławka Gabriela Biegajło, późniejsza pierwsza bialska medalistka mistrzostw kraju. W kwietniu 1986 roku grupę tą przejął nowo utworzony m.in. przez nas MKS Żak, w którym po kilku latach, gdy odeszli koledzy, szkoleniem utalentowanych pływaków zajmowołem się praktycznie już tylko ja.

Startując, wyobrażaliście sobie, że z czasem wasi najzdolniejsi podopieczni zaistnieją na ogólnopolskiej arenie i przysporzą splendoru zarówno sobie, jak też swoim trenerem, klubowi i miastu?

– Przede wszystkim chcieliśmy nauczyć pływać jak największą grupę uczniów bialskich szkół. Dopiero później zdecydowaliśmy się rozpocząć szkoleniową pracę z tymi, u których odkryliśmy pływacki talent. A gdy zaczęli oni odnosić sukcesy w makroregionach, to pojawił się apetyt na jeszcze lepsze ich wyniki.

Pierwszy odkryty przez pana talent to…

– Nie jedna osoba a grupa osób i mam tu na myśli szóstkę niesamowitych zawodniczek i zawodników urodzonych w 1978 roku, czyli Sylwię Gudowicz, Natalię Kasjaniuk, Martę Litwiniuk, Małgorzatę Wieliczko, Adriana Bagniuka i Sebastiana Łysakowskiego. Każde z nich zdobyło po kilkadziesiąt medali mistrzostw kraju, Marta została pierwszą z Białej Podlaskiej rekordzistką Polski – na 50 m motylkiem, Natalii zabrakło zaledwie 0,2 s do minimum na mistrzostwa Europy seniorów, a Gośka na mityngu w Krakowie potrafiła wygrać na 100 m żabką z rywalkami z dawnego NRD, które to państwo rządziło w światowym pływaniu. W efekcie wszystkie, razem ze mną, znajdowały się w wąskiej, bo sześcioosobowej kadrze narodowej, która na stojących na wysokim poziomie zawodach w węgierskim Dunaujvaros zdobyła 12 medali. Ale nie tylko one wyróżniały się w tamtym czasie w mojej grupie. Nie można pominąć Sebastiana Łysakowskiego, Adriana Bagniuka, Radosława Silipickiego i Wilhelma Gromysza. Jednego roku na mistrzostwach Polski ich kategorii wiekowej w Toruniu moi podopieczni wywalczyli 16 medali, w tym 14 złotych.

Pamiętam, że dużo się wtedy mówiło o wspaniałej w całej grupie atmosferze…

– Bo taka właśnie przez kilka lat, dzięki rodzicom pływaków, była. Wyznaczali oni sobie np. dyżury i każdego dnia rano na trening przynosili gotowane mleko i kanapki robione z pozyskiwanych od sponsorów produktów. Jak pamiętam, to pieczywo fundował nam Jan Hołownia, a wędlinę Wiesław Nurzyński. Pomagali nam też m.in. Jerzy Jaworski, Władysław Makarewicz i dyrektor „szóstki” Jan Kacik. Gdy brakowało pieniędzy, organizowaliśmy dyskoteki, a rodzice stali na tzw. bramkach. Był to tak wspaniały okres, że zaowocował pierwszym i kolejnymi wyjazdami na zawody do francuskiego Epernay.

Kogo by pan wskazał jako największy talent, jaki pan szkolił?

– Bez wątpienia Jowitę Sieńczyk, która rok po roku w kolejnych młodzieżowych kategoriach wiekowych zdobywała medale mistrzostw Polski, również w gronie seniorów, ustanawiając także rekordy kraju, a reprezentując klub Żak brała udział w wielu międzynarodowych zawodach w różnych miejscach Europy. Sądzę, że gdyby nie zdecydowała się wyjechać do Krakowa a pozostałaby w Białej Podlaskiej, mogłaby nadal uzyskiwać znaczące wyniki sportowe. Niemal wszystkie jej rekordy życiowe pochodzą z lat, kiedy to ja ją szkoliłem i byłem trenerem kadry Polski. Do dziś nie mogę odżałować tego, że w pewnym momencie inaczej pokierowała swoją karierą. Był to jednak jej wybór i to szanuję.

No właśnie, dlaczego nikt spośród wielu pańskich utalentowanych wychowanków nie osiągnął poziomu, by pojechać choćby na mistrzostwa Starego Kontynentu?

– Bo nie dane mi było prowadzić choćby jednej pływaczki lub pływaka w dalszej części ich kariery. W chwili, gdy zaczynali osiągać znaczące na krajowej arenie wyniki, byli zabierani do szkół mistrzostwa sportowego, głównie do Raciborza, oczywiście za zgodą rodziców, mamionych przez tamtejszych szkoleniowców różnymi wizjami, a przede wszystkim finansową pomocą, na jaką naszego klubu nie było stać. W pewnym roku wyjechało z Białej około dziesięć osób i grupa się rozsypała. Najgorsze, że wskutek zwiększonych obciążeń zamiast postępu pojawiał się regres, jak choćby w przypadku Natalii, którą trzeba było prowadzić indywidualnie. Gdy po roku wróciła do Białej, od razu powróciły dobre wyniki i medale. Z czasem tych, co wyjechali, zastąpiły młodsze talenty, jak m.in. Iga Olszanowska, rekordzista Polski na 100 m stylem zmiennym Tomasz Melańczuk, Marlena Dobrasiewicz i Anna Kamińska. Tak naprawdę, to w ciągu 33 lat szkoleniowej pracy zdarzyły mi się tylko trzy roczniki bez medali.

Jak pamiętam, od wielu lat miał pan problemy z właściwym dofinansowaniem sekcji pływackiej Żaka przez samorząd. Z czego to wynikało?

– Niestety, po reformie administracyjnej, gdy Biała Podlaska przestała posiadać wojewódzkie kadry, pływanie zaczęło być traktowane jak piąte koło u wozu. Czy z mistrzostw Polski przywoziliśmy 20, czy 40 medali, to i tak finansowo w klubie preferowane były najpierw gry zespołowe, później lekka atletyka, taekwon-do, ciężary, a nam pozostawało to, co spadło z pańskiego stołu. Nastała bowiem era przydzielania pieniędzy nie za wyniki i medale, a za tzw. punkty. I tak za ósme miejsce w mistrzostwach Polski w pływaniu można było dostać punkt, czyli tyle samo co za chyba trzydzieste miejsce w biegach przełajowych. Czy to normalne? Nie rozumiano ponadto, że zawody pływackie nie są jednodniowe i na wyjazd potrzebne są większe kwoty. Ale to nie wszystko. Gdy w którymś roku lekkoatleci, w większości nie będący mieszkańcami miasta, wypadli słabo i miało to rzutować na niższe dofinansowanie w następnym, zmieniano regulamin tak, by podstawą do naliczenia dofinansowania nie były ich wyniki w minionym roku, tylko suma z trzech ostatnich. Co więcej, o tych zasadach w dużym stopniu decydowała jedna osoba, będąca trenerem, osobą współtworzącą regulamin i urzędnikiem. Jedynie dwa lata temu otrzymałem z urzędu miasta kwotę, która pozwalała właściwie prowadzić proces szkolenia.

Biała Podlaska przez wiele lat wydawała się być znakomitym ośrodkiem do rozwoju pływania, gdyż posiadała aż trzy kryte pływalnie – przy szkole podstawowej, liceum i uczelni wychowania fizycznego. Co stało na przeszkodzie, aby tak się stało?

– Był taki pomysł, ale zabrakło chęci wspólnego współdziałania i dobrej woli władz miasta. Bo bez odpowiedniego samorządowego wsparcia wszystko spaliłoby na panewce. A bez współpracy jest tak, że w ubiegłym roku dużą część otrzymanych od miasta 14 tys. zł musiałem przeznaczyć na opłacanie pływalni w Kraszewskim do celów treningowych.

W końcu października ubiegłego roku, po 33 latach szkolenia zarówno adeptów pływania, jak i medalistów wysokiej rangi zawodów, współzałożyciel klubu postanowił zakończyć pracę w Żaku. Dlaczego?

– Po pierwsze, już miałem dosyć żebrania o miejskie pieniądze i nalewania z próżnego. Same stałe opłaty funkcjonowania sekcji pochłonęły w ubiegłym roku ok. 5 tys. zł, nie licząc wspomnianej wcześniej konieczności płacenia za korzystanie z pływalni, gdy inne kluby były zwolnione z opłat za korzystanie z obiektów sportowych. Za co więc miałem jeździć na zawody? Po drugie, gdy poszedłem z tym problemem do prezesa Żaka, usłyszałem, żebym radził sobie sam, a jak mi się nie podoba, to żebym pisał pismo i rezygnował. To napisałem i od 30 października do dziś nie mam żadnej informacji, czy zostało przyjęte i rozpatrzone, czy też nie.

Jak pan zatem ocenia obecny stan wyczynowego pływania w Białej Podlaskiej?

– Praktycznie go nie ma. Z trzech pływalni pozostały dwie – w liceum Kraszewskiego, gdzie zajęcia prowadzone są w przyszkolnym klubie Kraszak, i w AWF w klubie AZS. Obraz ten mnie, człowieka budującego od podstaw bialskie pływanie, którego wychowankowie dziesiątki razy stawali na podium mistrzostw Polski, napawa wielkim smutkiem.

x

Dodaj komentarz

Komentarze

    Brak komentarzy