Pokażę szare życie polskiego emigranta

Pokażę szare życie polskiego emigranta

Cieszę się, że wielu młodych ludzi sięga po pióro, interesuje się poezją i literaturą piękną. To oznacza, że zainteresowanie dobrą literaturą szybko nie zgaśnie – mówi Ireneusz Wagner

Z bialskim poetą i jurorem Konkursu Literackiego im. J.I. Kraszewskiego Ireneuszem Wagnerem rozmawia Istvan Grabowski.

Niedawne obchody 35-lecia istnienia Klubu Literackiego Maksyma to doskonała okazja do refleksji. Jak wspominasz początki Maksymy?

– Wstąpiłem do klubu jako niedoświadczony 20-latek. Miałem głowę pełną pomysłów i zapał do niekonwencjonalnych działań. Obok poezji pasjonował mnie punk rock i teatr eksperymentalny. Dlatego często organizowałem happeningi, które dawały mi radość, a ludziom okazję do poznania czegoś innego, odmiennego od tradycyjnie traktowanej sztuki. W klubie poznałem znakomitych poetów: Ryszarda Kornackiego, Franciszka Krasuskiego, Wiesława Gromadzkiego. Każdy z nich miał za sobą debiut wydawniczy, wielką wenę twórczą, a ja dopiero stawiałem pierwsze kroki. Dlatego czułem się w ich towarzystwie nieco onieśmielony i każde spotkanie klubowe stanowiło dla mnie rodzaj święta.

Kiedy poczułeś, że okrzepłeś jako literat i możesz się czuć równoprawnym literatem?

– Nigdy nie byłem z siebie do końca zadowolony. Moje wiersze powstawały pod wpływem impulsu, jakby z marszu. Po wydaniu pierwszego tomiku czułem, że odkryłem zaledwie cząstkę tego, co chciałem wyrazić. Marzyło mi się pisać dalej, poznawać sekrety literatury, spotykać się z ciekawymi ludźmi, bo to oni stanowili zaczyn moich wierszy.

Przyznasz jednak, że z biegiem lat nabierałeś doświadczeń. Zmieniała się też klubowa atmosfera. Początkowo uczestniczyłeś w nim jako szeregowy członek, potem prezes, a obecnie jako juror konkursu literackiego im. J.I. Kraszewskiego. Jak czujesz się w nowej roli?

– Jestem zaszczycony wyróżnieniem. Choćby dlatego, że wcześniej jurorami ogólnopolskiego konkursu byli wybitni poeci, prozaicy i znawcy rodzimej literatury. Sam startowałem w nim wielokrotnie i nie przypuszczałem, że po latach trafię do tak szacownego grona.

Jak z pozycji jurora oceniasz kondycję młodej literatury?

– Po raz drugi miałem okazję oceniać teksty nadesłane na konkurs. Jestem pozytywnie zaskoczony ich poziomem. Autorzy przysłali 120 prac prozatorskich i 100 zestawów poetyckich. Mieliśmy z kolegami niełatwe zadanie poznania wszystkich autorów i wyłonienia zwycięzców. Ale z całą stanowczością mogę stwierdzić, że poziom rodzimej literatury podnosi się z roku na rok. Autorzy zdradzają nie tylko literacki pazur, ale też umiejętność odkrywania magii słowa. Czyta się ich z prawdziwą przyjemnością. Czuje się w ich tekstach polot, swobodę wyrażania myśli a zarazem bogactwo słownictwa. Jestem przekonany, że większość prac, które ocenialiśmy, możemy polecić najbardziej wymagającym czytelnikom. Z zadowoleniem odnotowuję też fakt, że wielu młodych ludzi sięga po pióro, interesuje się poezją i literaturą piękną. A to oznacza, że zainteresowanie dobrą literaturą szybko nie zgaśnie.

Emigracja zarobkowa sprawiła, że w ostatnich latach częściej przebywałeś w Wielkiej Brytanii niż w Białej Podlaskiej, przez co chyba osłabł nieco zapał do pisania i utrzymywania kontaktów z „maksymowiczami”. Tym milej usłyszeć zapowiedź twojej nowej książki, pisanej dla odmiany prozą. Co przyniesie ona czytelnikom?

– Zimą tego roku ukaże się mój pamiętnik z pobytu w Anglii „Aj dont spik inglisz”. Tytuł pochodzi od zwrotu najczęściej wypowiadanego w Anglii przez przybyszów znad Wisły. Powieść traktowaną z przymrużeniem oka pisałem od kilku lat. Odzwierciedla ona szare życie polskiego emigranta. Większość czasu poświęcałem na ciężką pracę w fabryce, a wieczorne pisanie o codziennych doznaniach i przeżyciach było formą psychicznej terapii i oderwania się od nie zawsze ciekawej rzeczywistości. Myślę, że powieść dostarczy czytelnikom wielu zaskakujących wrażeń. Pokazuje, że wyjazd za granicę nie musi zawsze kończyć się happy endem. Książka ukaże się dzięki życzliwości bialskiego sponsora, niegdyś członka punkowej kapeli Szabas – Andrzeja Sawickiego. Jej okładka nawiązuje do fanzinów punkowej grupy Sex Pistols.

A zatem czekamy na jej debiut...

Dodaj komentarz

Komentarze

    Brak komentarzy