Marzę, by wiosną Podlasie grało na boisku ze sztuczną nawierzchnią

Marzę, by wiosną Podlasie grało na boisku ze sztuczną nawierzchnią

Z Rafałem Borysiukiem, trenerem Podlasia Biała Podlaska, rozmawia Roman Laszuk

Co wiedział pan o Podlasiu, gdy decydował się objąć stanowisko trenera?

– Na pewno nie był to dla mnie obcy zespół, bo rywalizowałem z nim jako trener radzyńskich Orląt a tuż przed sezonem jako szkoleniowiec Bizona Jeleniec w półfinale bialskopodlaskiego Pucharu Polski. Poza tym od kiedy postawiłem pierwsze piłkarskie kroki w Podlasiu, to na bieżąco śledzę wyniki tej drużyny i monitoruję grających w niej zawodników. Co do starszych dysponowałem szerszą wiedzą, mniej natomiast wiedziałem o młodych wychowankach TOP-u, którzy dopiero latem trafili do seniorowskiej kadry.

Gdy po raz pierwszy pojawił się pan na październikowym treningu, zapewne odżyły wspomnienia z czasów, gdy grał pan w Podlasiu…

– Oj odżyły i to natychmiast po tym, jak wjechałem na znajomy mi parking obok ciągle tak samo wyglądającego budynku. Najbardziej zauroczyło mnie jednak piękne boisko ze sztuczną nawierzchnią, powstałe w miejscu, na którym grałem, tyle że na piachu. Nic się za to nie zmieniły rejony znajdującej się w suterenie szatni. Wyglądają tak, jak wiele lat temu, gdy po raz ostatni jako piłkarz reprezentowałem Podlasie.

Debiut był wymarzony – zwycięstwo 3:2 nad Siarką, choć do przerwy było 0:2. Czy pomyślał pan wtedy „będzie super”?

– W żadnym wypadku i byłbym pewnie ostatnim, który by tak pomyślał. Nikt bowiem w szatni Podlasia nie zna tej ligi tak jak ja, gdyż mam z nią ciągły kontakt już kilkanaście lat. Dlatego wiedziałem, że nie ma się co podpalać, bo z przejętym po poprzedniku składem osobowym drużyny trudno będzie utrzymać się w trzeciej lidze. Chodziło mi jesienią głównie o to, aby zgromadzić jak największą ilość punktów, nie stracić kontaktu z bezpiecznym miejscem w tabeli, a zimą dokonać koniecznych wzmocnień.

Później z punktowaniem było o wiele gorzej. Jakie były tego przyczyny?

– Główną było zakażenie zawodników koronawirusem, którego objawy pojawiły się zaraz po meczu z Siarką. Zakażenie przytrafiło się w najgorszym z możliwych momencie, bo nie nastąpiło po serii porażek, a po zwycięstwie nad silnym zespołem i po najlepszej w całej rundzie połowie. Większość zawodników trafiło na dziesięciodniową kwarantannę, a dwóch kluczowych, jak Kamil Kocoł i Jarek Kosieradzki, nawet na dwutygodniową. Jestem pewien, że ta izolacja miał duży wpływ na postawę w kolejnych spotkaniach. Gdy do tego dodamy brak u niektórych potrzebnych na trzecią ligę umiejętności a u młodych dodatkowo doświadczenia, to będziemy mieli pełny obraz naszej drużyny. Drużyny, która pod względem średniej wieku plasuje się w grupie na trzecim miejscu, jedynie za rezerwami Korony Kielce i Cracovii. W wielu momentach było to widać podczas meczów o punkty.

Który mecz najbardziej pana zdenerwował?

– Przegrany w końcówce u siebie z Sokołem Sieniawa. Było to spotkanie w najgorszym wypadku na remis, tym bardziej, że ostatnie dwadzieścia minut graliśmy w przewadze. Zmarnowaliśmy w nim kilka idealnych okazji, tracąc w międzyczasie frajerskie bramki. Długo się po tym meczu nie mogłem uspokoić.

Tegoroczny etap pracy w Podlasiu spięło klamrą drugie zwycięstwo – nad KS Wiązownica. Chyba poprawiło to nastroje w zespole…

– Na pewno, bo wszyscy długo czekaliśmy na kolejną wygraną. Zaraz po koronawirusie zagraliśmy całkiem poprawnie w Nowym Targu, lecz mimo to przegraliśmy. Podobnie było w Kraśniku, gdzie prowadziliśmy i nie wykorzystaliśmy kilku stuprocentowych okazji. O meczu z Sokołem już mówiłem, dlatego kończące rundę spotkanie z Wiązownicą było tym z gatunku o życie. Gdy dowiedziałem się, że zagramy na boisku ze sztuczną nawierzchnią, a więc na tym, na którym trenujemy, to byłem absolutnie  pewny, że wygramy. Dlatego po meczu powiedziałem prezesom Podlasia, że zimą największym wzmocnieniem drużyny może być takie przystosowanie tego obiektu, by wyrażono zgodę na to, byśmy grali na nim całą rundę rewanżową. Nawet gdyby miało się to odbyć kosztem dwóch nowych zawodników.

Proszę zdiagnozować obecną piłkarską siłę Podlasia. Jakie są jego najsłabsze a jakie najsilniejsze strony?

– Mamy kilku zawodników reprezentujących trzecioligowy poziom, ale potrzeba więcej bardziej doświadczonych, by bardzo zdolni wychowankowie TOP-u mieli się od kogo uczyć. Bo naszą siłą jest stały dopływ utalentowanej młodzieży z Akademii, za co ich szkoleniowcom należy się szacunek, ale gdy nie będzie obok nich zawodników starszych i ogranych w trzeciej lidze, to nie będą się właściwie rozwijać. Minusem jest brak środkowych obrońców. Z konieczności byli nimi Jarek Kosieradzki i Tomek Nieścieruk, przez co na środku rozegrania grał mało doświadczony Gabriel Mierzwiński. Również z konieczności na lewej stronie defensywy ustawiałem Przemka Skrodziuka.

Co jest zatem najpilniejsze do załatwienia, poza oczywiście zgody na grę na sztucznej nawierzchni?

– Priorytetem jest środkowy obrońca, a najlepiej dwóch. Z trzema już rozmawiam i daj Boże, aby choćby jeden z nich trafił do Podlasia.

A nie myśli pan o dodatkowym, obok Mariusza Chmielewskiego, lecz skuteczniejszym napastniku?

– Sercem, ambicją i zaangażowaniem Mariusza można byłoby obdzielić połowę drużyny, lecz póki co brakuje mu zdolności finalizowania akcji, jak to było widać w meczu chociażby z Sokołem. Gdyby nabył tą umiejętność, to na pewno poradziłby sobie w lepszych zespołach. Jego skuteczność zachwiała czerwona kartka w doliczonym czasie meczu z Siarką i dwumeczowa pauza. Mam nadzieję, że wiosną zaskoczy i nikt dodatkowy nie będzie potrzebny.

Na ile procent ocenia pan szanse utrzymania się Podlasia w trzeciej lidze?

– Liczbowo będę to mógł powiedzieć dopiero wtedy, gdy dokonamy transferów i zatrzymamy tych, którzy stanowią obecny trzon naszej drużyny. Największą naszą bolączką są wyjazdy i wiosną musimy przełamać fatalną na obcych boiskach passę. Poza tym w rundzie rewanżowej gramy aż jedenaście meczów u siebie i głęboko wierzę, że będziemy w nich punktować, przez co w końcowym rozrachunku utrzymamy się.

Uda się zatrzymać najskuteczniejszego Kamila Kocoła, Podlasiaka z krwi i kości, którym mocno interesują się inne kluby?

– Rozmawiałem z nim tuż po ostatnim meczu oraz kilka razy później, bo wiem, że na nim opiera się gra drużyny i że w drugiej rundzie mógłby zdobyć dla Podlasia kolejnych piętnaście goli. Liczę, że pozostanie u nas, a jeżeli zdecyduje się na transfer, to dopiero latem i do klubu z wyższej ligi. Bo w trzeciej nigdzie nie będzie się czuł tak dobrze jak w Podlasiu, dzięki któremu ma wiele spraw dobrze poukładanych.

Więcej na ten temat w aktualnym – papierowym i cyfrowym wydaniu „Podlasianina” na e-prasa.pl

Dodaj komentarz

Komentarze

    Brak komentarzy