Lokata nie jest powodem do dumy

Lokata nie jest powodem do dumy

Z Piotrem Majem, trenerem siatkarzy MOSiR Huraganu Międzyrzec Podlaski, rozmawia Roman Laszuk.

Minęły już dwa miesiące od zakończenia przez was drugoligowego sezonu. Dziś nadal tkwi on w pana pamięci, czy wolałby pan o nim jak najszybciej zapomnieć?

– Tkwi i będzie jeszcze tkwił, ponieważ zakończyliśmy go na ósmym miejscu, a wiem, że drużynę było stać na o wiele więcej. Dlaczego tak wyszło? W wielu meczach zabrakło nam szczęścia i mam tu na myśli te, które zostały przegrane w tie-breakach. Gdybyśmy wygrali kilka z nich, na pewno ukończylibyśmy sezon na wyższej pozycji.

Celem zespołu przed sezonem było miejsce w czołowej czwórce i wszystko układało się po myśli niemal do połowy pierwszej rundy. Po siedmiu meczach Huragan był piąty, ale miał tylko jeden punkt straty do trzech drużyn – Centrum Augustów, warszawskiej Legii i Bestios Białystok oraz tyle samo co stołeczne Metro. Co było waszym największym wtedy atutem?

– Przychodząc do klubu, dobrze znałem zawodników i wszyscy profesjonalnie rozpoczęli przygotowania, pracując cały czas z pełnym zaangażowaniem. Określając cel w postaci czołowej czwórki, zakładałem jednak, że drużynę przed sezonem wzmocni jeszcze trzech kluczowych zawodników. Niestety, wszyscy w ostatniej chwili się rozmyślili, przez co opracowana na rozgrywki koncepcja może nie legła w gruzach, ale trzeba było ją zmienić. Mimo to dobra atmosfera i chęć pokazania się chłopaków z jak najlepszej strony spowodowały, że przez spory czas wszystko w miarę dobrze funkcjonowało, dzięki czemu z siedmiu spotkań wygraliśmy cztery.

Do czasu aż w Andrzejki do Międzyrzeca przyjechali akademicy z Olsztyna…

– Tak. Brylowaliśmy w dwóch pierwszych setach, prowadziliśmy 2:0, by przegrać następne trzy i całe spotkanie. Dwa tygodnie później powtórzyliśmy wynik z zamykającym tabelę SMS-em Spała, by tuż przed świętami zagrać podobnie jak z olsztynianami w Augustowie, gdzie po wygraniu dwóch pierwszych partii ostatecznie również ulegliśmy 2:3.

Podobnie zaczęliście także nowy rok…

– Zgadza się, po pięciosetowej walce przegraliśmy na wyjeździe z Bestios. Niestety, w okresie świąteczno-noworocznym przez dwa tygodnie szkolna hala była zamknięta, przez co nie mieliśmy gdzie trenować i gra zaczęła nam się coraz bardziej rozmywać. Skutek tego był taki, że zaczęliśmy mieć problemy z wygraniem choćby jednego seta, stąd cztery kolejne porażki po 0:3, a w sumie dziewięć z rzędu.

Na półmetku rozgrywek mieliście na koncie piętnaście wygranych setów, a więc blisko dwa na mecz, by w drugiej połowie sezonu dopisać ich zaledwie cztery. Co było przyczyną spadku skuteczności?

– Problemy pojawiły się już na przełomie listopada i grudnia, gdy pierwszy przyjmujący Michał Gołębiowski zaczął narzekać na bark. Przestałem go uwzględniać w podstawowej szóstce i kontuzja ta przeszkadzała mu już do końca sezonu. W międzyczasie doszła kontuzja innego podstawowego zawodnika, czyli atakującego Patryka Sobieszczaka, który w każdym spotkaniu dawał nam sporo punktów. Jak by tego było mało, pod koniec sezonu urazu doznał też środkowy Wojciech Gajosz. A że nie mieliśmy szerokiej ławki rezerwowych, trzeba było sporo kombinować, aby tak ustawić drużynę, by mogła postawić się przeciwnikom.

Kolejne porażki nie osłabiały psychicznego morale zespołu?

– Na pewno przegrane podcinały skrzydła i obniżały motywację, ale do każdego spotkania przystępowaliśmy z wiarą, że wreszcie ta fatalna passa dobiegnie końca. I chociaż to nie nastąpiło, to uważam, że w przekroju całych rozgrywek wszyscy zawodnicy cały czas dawali z siebie wszystko. Czasami nawet mówiliśmy do siebie, że chyba aż za bardzo. A euforię i zaangażowanie po zdobyciu nawet każdego małego punktu najbardziej widać było w dwóch naszych najlepszych meczach – z Legią i Metrem. Pierwszy wygraliśmy u siebie 3:1, drugi w Warszawie 3:0.

Podczas serii porażek nie pojawiła się w głowie myśl, że Huragan może być wyprzedzony przez SMS i znajdzie się na samym dole tabeli?

– Jest fajnie, kiedy zdobywa się punkty i znajduje się w grupie zespołów, które walczą o czołowe lokaty. Wtedy w ogóle nie ma potrzeby oglądania się za siebie. U nas od pewnego momentu musiała pojawić się czysta matematyczna kalkulacja i rozmawialiśmy o tym, co nas może czekać. Na szczęście, młodzi siatkarze ze Spały nie zdobyli tylu punktów, by mogli nas przeskoczyć i już przed ostatnim wyjazdowym spotkaniem z Olsztynem wiedzieliśmy, że to z nim wkrótce powalczymy w play-outach. W potyczce tej chodziło wyłącznie o to, gdzie będzie rozgrywany ewentualny ostatni mecz.

Ostatecznie do tego nie doszło, bo SMS zrezygnował z udziału w rozgrywkach o utrzymanie się w drugiej lidze. Poczuliście pewnie wówczas dużą ulgę?

– O tak, zeszło z nas ciśnienie, bo chociaż bardzo solidnie przygotowywaliśmy się już do kolejnych spotkań z olsztynianami, to zgasła związana z końcowym rozstrzygnięciem niepewność co do dalszej gry w drugiej lidze.

Wśród zawodników, którzy wydawało się, że przed sezonem zasilą Huragan, był m.in. Mateusz Ogrodniczuk z KPS Siedlce. Co się stało, że zagrał tylko w trzech meczach?

– On bardzo chciał grać w naszym zespole, lecz pokomplikowały mu się sprawy zawodowe i nie mógł częściej przyjeżdżać. No cóż, z gry w drugiej lidze siatkówki nie da się utrzymać i nie dziwiłem się jego decyzji. Negatywnie zaskoczył mnie za to rozgrywający, którego personaliów nie chcę wymieniać. Mimo dogadania szczegółów umowy i umówieniu z zarządem Huraganu terminu jej podpisania, nie zachował się jak dorosły człowiek, kierując się do innego klubu.

Jaki element waszej gry uznałby pan za najlepszy a jaki za najgorszy?

– Może niektórych znawców siatkówki zaskoczę, ale najlepiej wyglądaliśmy w przyjęciu i świadczy o tym statystyka. Gdyby oceniano wyłącznie ten element, to byśmy się znaleźli w czołowej czwórce naszej grupy. Natomiast najbardziej zawiodła nas zagrywka, szczególnie – co może dziwić – w naszej hali. Bardzo dużo nad nią pracowaliśmy, zawodnicy doskonale wykonywali ten element podczas treningów, by w ligowych meczach tego nie odzwierciedlać. Nie wiem, może za bardzo chcieli i to ich spinało?

Jesienią Huragan rozpocznie dziewiąty z rzędu sezon w drugiej lidze. Szykują się jakieś zmiany w kadrze?

– Przede wszystkim zmianie ulegnie system rozgrywek, na co przystało większość klubów. Druga liga liczyć będzie nie sześć a cztery grupy, w każdej z nich znajdzie się po dwanaście zespołów, w efekcie pojawią się dalsze wyjazdy. Z drugiej strony podwyższy się sportowy poziom tych rozgrywek oraz – niestety – ponoszone przez kluby koszty. Czy w sytuacji, gdy pandemia koronawirusa osłabia kondycję nie tylko sponsorujących firm ale także samorządów, da się spiąć klubowe budżety, tego na dzień dzisiejszy nikt nie wie. Dlatego trudno w chwili, gdy jest tak wiele niewiadomych, powiedzieć, kto zostanie w drużynie i dalej będzie bronić barw Huraganu.

Cały wywiad do przeczytania w papierowym i elektronicznym wydaniu „Podlasianina” https://eprasa.pl/news/podlasianin(od 21 kwietnia)

Dodaj komentarz

Komentarze

    Brak komentarzy