Efekt męskich pogawędek, czyli nowa wystawa w Bialskiej Galerii Fotografii
Do Bialskiej Galerii Fotografii przy ulicy Krótkiej 1 w Białej Podlaskiej trafiła wyjątkowa wystawa zdjęć artysty Zbigniewa Furmana „Męskie rozmowy”, prezentowana w prestiżowych galeriach kraju od 2019 roku. Autor nie krył satysfakcji, że mógł pokazać ją bialskim widzom, którzy 9 sierpnia przybyli licznie na wernisaż.
Zbigniew Firman to znany i wielokrotnie nagradzany artysta fotografik. Zapraszany na warsztaty fotograficzne do Janowa Podlaskiego, zdążył się bliżej poznać i zaprzyjaźnić z wieloma członkami Fotoklubu Podlaskiego. Teraz został przez nich entuzjastycznie powitany. Po wernisażu autor zaprezentował krótkie warsztaty z portretowej fotografii studyjnej, podkreślając, jak ważną rolę odgrywa gra świateł.
Wystawa będzie dostępna do 8 września. Wstęp bezpłatny.
Podczas wernisażu skorzystałem z okazji, by zadać artyście kilka pytań.
Fotografuje pan od ponad pół wieku. Czy ten zawód jest spełnieniem młodzieńczych marzeń?
– Moja przygoda z obiektywem zaczęła się w lipcu 1964 roku na Kaszubach, konkretnie zaś w Helu, kiedy znany aktor Jacek Fedorowicz wykonał mi, a potem podarował serię zdjęć z moim udziałem. Byłem na nich przebrany w strój kowboja i bardzo podobał mi się pomysł kreowania na zdjęciach różnych postaci. Postanowiłem wtedy, że zostanę fotografem, ale szybko o tym zapomniałem. Wykonywałem po drodze kilka zawodów, które mi wtedy odpowiadały. Zawodową przygodę z fotografią prasową zaczynałem w stołecznym dzienniku „Życie Warszawy” na początku lat siedemdziesiątych minionego wieku. Ważnym etapem w moim życiu była trwająca trzy lata praca w tygodniku „Razem”. Po jego zawieszeniu w stanie wojennym prowadziłem własny zakład fotograficzny, a nawet studio fotografii reklamowej. Potem przez 11 lat kierowałem działem fotografii w tygodniku „Wprost”. Byłem też zatrudniony w Muzeum Powstania Warszawskiego. Teraz zajmuję się fotografią studyjną i digitalizacją dzieł sztuki.
W bialskiej Galerii przedstawia pan 32 czarno-białe portrety, wykonane różnym postaciom, często z pierwszych stron gazet, jak choćby były prymas Polski ks. kardynał Józef Glemp. Czy zdarzało się panu portretować przypadkowe osoby?
– Nigdy. Moimi „obiektami” byli zawsze bliscy i dalsi znajomi oraz przyjaciele. Pierwsze portrety z tego cyklu powstały w 2000 roku, od zabaw z dwuobiektywowym aparatem analogowym Rolleflex formatu 6×6. Wielu doświadczonych autorów uparcie twierdziło, że nie da się nim wykonać dobrych portretów. Postanowiłem zaprzeczyć tej tezie i spróbowałem, z niezłym skutkiem. Potem konsekwentnie już wykonywałem portrety czarno-białe w formie kwadratu.
Wyjaśnijmy czytelnikom, dlaczego nazwał pan cykl portretów „Męskimi rozmowami”.
– Choćby dlatego, że każdą sesję poprzedzała rozmowa, trwająca co najmniej godzinę. Patrzyłem na rozmówcę i starałem się znaleźć sposób na jego przedstawienie. Pomysł na portret jest najważniejszy i za każdym razem inny. To zależy m.in. od osobowości. Moi rozmówcy patrzą prosto w obiektyw. Staram się przekazać coś charakterystycznego, magiczną nić między fotografującym a fotografowanym. Zwracam uwagę, by w portrecie uwzględnić oczy, lub choćby jedno, oraz gest wyrażany palcami. Na jedną osobę poświęcam nie więcej niż jedną rolkę filmu (około 12 klatek), a na wystawę wybrałem najlepsze. Na ile wymowne, niech ocenią widzowie. Moje „Męskie rozmowy” uzupełnione zostały serią autoportretów wykonanych telefonem komórkowym. Miał być to element żartu z poważnej formy. Teraz pracuję nad drugą serią „Męskich rozmów”. Będą one znacząco inne, a moimi obiektami będą wyłącznie fotograficy. Myślę, że za 5-6 lat będę gotów do pokazania serii widzom. Kto wie, czy nie w Białej Podlaskiej?
rozmawiał Istvan Grabowski
zdjęcia autor
Komentarze
Brak komentarzy