BASE jumping – jeszcze sport czy śmiertelna zabawa?

BASE jumping – jeszcze sport czy śmiertelna zabawa?
fot. Pixabay

Elitarny, w pełni profesjonalny sport, w którym nie ma miejsca nawet na najmniejszy błąd. A jeśli już taki wystąpi, nie ma czasu na zastanawianie się, co dalej. Właściwie to tego czasu nie ma wcale.

BASE jumping jest uważany za jeden z najbardziej niebezpiecznych sportów na świecie. Występuje w trzech odmianach: BASE jumping polegający na skokach spadochronowych z ekstremalnie niskiej wysokości (z wieżowców, mostów, masztów, urwisk górskich i tym podobnych obiektów), wingsuit BASE jumping, czyli skoki z użyciem specjalnego kostiumu przypominającego skrzydła (wingsuit) oraz proximity – najbardziej ekstremalna odmiana spadochroniarstwa. Najczęściej każdy skoczek zaczyna swoją przygodę z BASE jumpingiem od klasycznych skoków spadochronowych.

Żeby otrzymać możliwość trenowania takiego sportu, trzeba przebyć dziesiątki godzin zajęć teoretycznych, odbyć setki klasycznych skoków spadochronowych oraz mieć nerwy ze stali. Nowoczesne kombinezony, tzw. wingsuits, dzięki dużej powierzchni lotnej umożliwiają efektowne przeloty kilka metrów od zbocza, pomiędzy drzewami, a także pokonywanie kilkumetrowej średnicy otworów w skałach z niewyobrażalną prędkością. Pędzący z prędkością 200 km/h skoczek otrzymuje potężną dawkę adrenaliny.

Im większe niebezpieczeństwo, tym lepiej. Na początku wystarcza skok i przelot nad drzewami w miarę bezpiecznej odległości. Z czasem jednak chęć rywalizacji zwycięża nad poczuciem bezpieczeństwa. Liczy się kto przeleci niżej, kto zrobi trudniejszą ewolucję, by wreszcie przelecieć przez jak najmniejszą wyrwę w skałach. Czasami otwory, przez które przelatują skoczkowie dochodzą nawet do kilku metrów, co można porównać z przejazdem samochodem rozpędzonym do 200 km/h przez bramkę na autostradzie.

Na 2317 skoków z niskiej wysokości, jeden kończy się śmiercią. W ciągu roku ginie od 5 do 15 basejumperów. Od początku lat 80., kiedy ten sport zyskał na popularności, zginęło w sumie 200 osób, z czego 50 przy skokach z wykorzystaniem wingsuita, czyli skrzydeł. Tylko raz zawinił sprzęt. W pozostałych przypadkach zawiniły inne czynniki. Zwykle nie wiadomo jakie – wie o tym jedynie sam skoczek. Podobnie jak w 2013 roku przy skoku naszego rodaka. Mikołaj był stomatologiem, który kochał sporty ekstremalne. Skoczył w kombinezonie do wingsuita, otworzył spadochron, lecz wcześniej prawdopodobnie kilkukrotnie uderzył o skały. Znaleziono go martwego u podnóża szczytu Sans Bet w Górnej Sabaudii we Francji – miejsca, gdzie skacze się najlepiej.

– Znajdą się tacy, którzy w takich skoczkach doszukują się szaleńców. Trzeba jednak dostrzec w nich doświadczonych skoczków, którzy mają setki, o ile nie tysiące oddanych skoków, a także ogromny bagaż doświadczeń i umiejętności. Nie można jednak wszystkiego przewidzieć, lecąc z taką prędkością pomiędzy drzewami. Wypadki się zdarzają. Czasami ich przyczyną jest brawura. Dlatego trzeba zachować zimną krew i odpowiednio oszacować ryzyko – mówi Aleksandra Skrzyńska z serwisu Prezentmarzeń

Marzenia, nawet te najbardziej ekstremalne, są po to, aby je spełniać. Droga jest prosta. Jeśli odbyło się już minimum 500 skoków, w tym 200 w ostatnim półtora roku, można zacząć szukać trenera. Jeżeli jednak dopiero rozpoczynamy przygodę ze skokami, najlepiej odbyć skoki tandemowe w asyście profesjonalnego skoczka. Być może dzięki temu pozna się swoją życiową pasję.

Niewiele jest sportów, które wyzwalają tak ogromną dawkę adrenaliny. Można do nich zaliczyć między innymi free diving lub wspinanie bez zabezpieczeń. Zaszczytne miejsce zajmuje również wingsuit proximity flying BASE jumping. W Polsce na dzień dzisiejszy jest trzech aktywnych skoczków w tej dziedzinie, na świecie może kilkuset.

 

Dodaj komentarz

Komentarze

    Brak komentarzy