Wziął Bóg garść południowego wiatru…

Wziął Bóg garść południowego wiatru…

Wyczarowywanie bajkowych i działających na wyobraźnię strojów to nie mniejsza pasja pani Katarzyny niż trenowanie koni

"Wziął Bóg garść południowego wiatru, tchnął w niego oddech i stworzył konia" – tak rozpoczyna się jedna z legend o pochodzeniu konia arabskiego. Bo zwierzę to jest wspaniałym wierzchowcem, ale jego pochodzenie owiane jest tajemnicą, które można doświadczyć podczas pokazu orientalnego w prywatnej stajni For Pleasure w Werchlisiu, gmina Janów Podlaski.

W okresie letnim prawie co niedziela odbywają się w niej pokazy orientalne, podczas których na własne oczy możemy zobaczyć piękno, dzielność i mądrość konia arabskiego. Gwiazdą pokazu jest 16-letni ogier Barbarossa, syn czempiona świata Gazal al Saqab oraz wyhodowanej w Janowie Podlaskim klaczy Barka, którego trenuje i dosiada w tajemniczym stroju jego właścicielka Katarzyna Stawiska.

Stanowią jedno

Koń reaguje na każde polecenie a nawet skinienie ręki, tak, że ma się wrażenie, iż stanowi razem z amazonką jedno. Gdy galopują w dal aż szkoda, że jest ona ograniczona metalowymi żerdziami padoku. Warto to wszystko obejrzeć, gdyż budzi tęsknotę za wolnością i przestrzenią, a wolność to chyba w każdych czasach towar deficytowy.

– Cały rok prowadzimy szkołę nauki jazdy a w okresie letnim widowiskowe pokazy jazdy wierzchem na koniu arabskim, w stroju orientalnym, pokazujemy też hiszpańską szkołę jazdy – mówi Katarzyna Stawiska. – Robimy pokazy w całym kraju, wyjeżdżaliśmy też do Niemiec. Trening i przygotowanie konia wymaga dużo pracy zarówno jeźdźca, jak i wierzchowca. To jest moja pasja, ponadto szyję stroje, ale na to zajęcie przeznaczam długie zimowe wieczory. Pierwszy mój strój uszyłam na mistrzostwa koni arabskich pod siodłem w Janowie Podlaskim.

Wspólna pasja

Pani Katarzyna przyjechała na Podlasie z Warszawy. Chwilę pracowała w stadninie, gdzie poznała Krzysztofa Semeryło. W 2009 r. powstał ich wspólny pomysł na stajnię. I ta pasja ich połączyła. Realizację zaczęli na pustym polu tuż po żniwach.

Na to wspomnienie pan Krzysztof uśmiecha się: – Tak było. Miałem dużo wątpliwości, ale Katarzyna była zdeterminowana i to jej energii i pewności musiało na początku wystarczyć dla nas dwoje.

Pracę w janowskiej stadninie koni rozpoczął w 1994 r. Przyjmował go prezes Michał Maciejewski, gdyż wówczas dyrektor Andrzej Krzyształowicz pełnił już obowiązki doradcy, ale jak zawsze był w stadninie codziennie i robił obchód.

– To był najlepszy hodowca na świecie – podkreśla pan Krzysztof. – On nie tylko doskonale się znał na hodowli, ale on to czuł i poświęcił stadninie całe swoje życie. Uważam, że kryzys w stadninie rozpoczął się po odejściu dyrektora Andrzeja Krzyształowicza, ale że było to przedsiębiorstwo doskonale zorganizowane, to długo tego nie było widać.

Cały reportaż dostępny w papierowym i cyfrowym wydaniu tygodnika Podlasiak nr 40

Ewa Koziara

Dodaj komentarz

Komentarze

    Brak komentarzy