Wyszkoni: Na scenie potrzeba pewności siebie, ale i wiele pokory

Wyszkoni: Na scenie potrzeba pewności siebie, ale i wiele pokory

Z Anną Wyszkoni, znaną piosenkarką wykonującą muzykę z pogranicza popu i rocka (w tym przez 14 lat jako wokalista zespołu Łzy), kompozytorką, autorką tekstów, prezenterką, spikerką i dekoratorką wnętrz, rozmawia – w przededniu koncertu w Białej Podlaskiej – Istvan Grabowski.

 

Czy w Tworkowie, gdzie się pani urodziła i wychowała, łatwo spełniają się marzenia?

– Najwyraźniej tak. Tworków nie ma określonych granic. Można z niego wyjechać i realizować swoje marzenia w innych częściach kraju czy świata. Na pewno Tworków sprzyja dobremu samopoczuciu i wierze w siebie. Jako mała dziewczynka mogłam się tam realizować. Tańczyłam w zespole tańca nowoczesnego, śpiewałam i często udzielałam się scenicznie. Wpłynęło to korzystnie na poczucie własnej wartości i moją przyszłość.

Ponoć śpiewała pani wcześniej niż zaczęła mówić. Czy pani rodzina była uzdolniona muzycznie?

– Mama i tato mają talent muzyczny. Jednak wydaje mi się, że głos i zamiłowanie do śpiewu odziedziczyłam po babci. Mama miała ładny głos, ale nigdy nie używała go w żadnym zespole. Kiedy obserwuje moje poczynania estradowe, często mówi, że scena to wyjątkowo ciężki kawałek chleba.

Co zawdzięcza pani Elżbiecie Skrętkowskiej, zwanej promotorką gwiazd?

– Kilka Elżbiet spotkałam na swej drodze i wszystkie miały znaczący wpływ na moją drogę artystyczną. Może dlatego, że jestem osobą, która lubi słuchać i wyciągać ze słuchania wnioski. Elżbieta Biskup uczyła mnie śpiewu w Raciborzu. Potem na jednym z festiwali muzycznych spotkałam Elżbietę Zapendowską, której zawdzięczam praktyczne rady dotyczące śpiewania. W końcu poznałam Elżbietę Skrętkowską. To ona zaprosiła mnie do telewizyjnej „Szansy na sukces” i pchnęła we właściwym kierunku.

Mówiąc o konkursach telewizyjnych, wręcz ciśnie się na usta pytanie, dlaczego nie wszyscy laureaci „The Voice of Poland” czy „Mam talent” znajdują trwałe miejsce na scenie? Mają przecież świetne głosy i dużą wrażliwość muzyczną.

– Dobry głos i swoboda w jego wykorzystywaniu to zdecydowanie za mało, aby zyskać uznanie szerszego kręgu odbiorców. Spotykam często młodych laureatów rozmaitych konkursów, którym się wydaje, że już wiedzą wszystko i kariera stoi przed nimi otworem. Tymczasem sam talent wokalny i zwycięstwo w konkursie stanowią zaledwie skromny początek. Trzeba udowodnić innym, że ma się coś istotnego do powiedzenia. Dobry wokalista powinien mieć życzliwych kompozytora i tekściarza, którzy napiszą mu przebojowy utwór, oraz kogoś, kto zadba o publicity. Słowem: sztab doświadczonych fachowców. Bardzo często młodym talentom wydaje się, że sami potrafią zrobić wszystko. Kiedy na głowę spada im kubeł zimnej wody, uprzytomniają sobie, jak bardzo błądzili.

W wieku 16 lat została pani solistką zespołu Łzy. Czy była między wami chemia?

– Musiała być, skoro wytrzymaliśmy razem 14 lat. Iskrzyło między nami pozytywnie do pewnego czasu. Bardzo dobrze czułam się w zespole. Miałam wrażenie, że uczę się czegoś nowego i rozwijam skrzydła. Pracowało nam się znakomicie, dopóki miałam takie odczucia. Kiedy wyczerpała się wspólna energia, podjęłam decyzję o rozstaniu ze Łzami.

Wylansowała pani z tą grupą wiele szlagierów i wydała cztery albumy. W którym momencie wasze drogi się rozeszły?

– Męczyliśmy się ze sobą. Przed koncertami było więcej wyniszczających kłótni, niż twórczych inspiracji. Muzycy mieli zaskakujące pomysły na nową płytę i często dochodziło do między nami do konfliktów. Postanowiłam pójść nową drogą, choć nie wiedziałam, co się ze mną wydarzy. Równie dobrze mogłam przepaść w niebycie.

Czy chętnie słucha pani swych piosenek w cudzym wykonaniu?

– Gdy inny wykonawca proponuje własną interpretację znanego przeboju, to może być sympatyczna inspiracja. Osobiście nie lubię aranżacyjnego przekombinowania piosenek. Dlatego czuję się lekko zniesmaczona, gdy młody wykonawca stara się zmienić przebój na siłę. Zupełnie inaczej bywa, gdy ktoś w zgrabny sposób przemyca własne myśli.

Wiem, że sama próbuje pani komponować i pisać teksty. Skąd czerpie pani inspiracje?

– Najczęściej z obserwacji tego, co dzieje się obok mnie. Czasem daję się ponieść fantazji po obejrzeniu ciekawego filmu.

Jak długo powstaje taki utwór?

– Nie ma na to reguły. Czasem jestem gotowa w kilka minut, a czasem potrzeba mi kilku miesięcy. Pierwszym krytykiem jest mój narzeczony Maciek. Mam do niego wielkie zaufanie, bo doskonale orientuje się w branży estradowej. Kiedy przetrawimy razem pomysł, puszczamy demo naszym rodzicom. Mamy okazję poznać, czy piosenka ma szansę dotrzeć do oczekiwań i emocji przeciętnego odbiorcy.

W ciągu 25 lat kariery obsypano panią licznymi nagrodami. Chciałbym więc zapytać, z czego jest pani dumna.

– Dumna jestem ze wspaniałych dzieci. Są moimi skarbami i największym sukcesem życia. Mam satysfakcję, że przez 25 lat udawało mi się iść właściwą drogą, być konsekwentną w wyborach i cieszyć się z każdego koncertu. Z ogromnym szacunkiem traktuję swoją publiczność. Jestem dumna, że mimo dwóch dekad na scenie nie popadłam w rutynę.

Widzowie oglądają panią pogodną, zadowoloną i uśmiechniętą. Co pomaga pani żyć?

– Nauczyłam się żyć każdą chwilą, czerpać z niej jak najwięcej. Wiem, że życie potrafi płatać figle. Co nas nie zabije, to wzmocni. Dlatego cieszę się życiem, bo je mam.

Koncerty, które stanowią dla pani esencję życia, dają możliwość sprawdzenia odczuć publiczności, ale są też zapewne męczące na dłuższą metę. Jak czuje się pani w dalekich trasach, kiedy trzeba pokonywać kilkaset kilometrów?

– Niejednokrotnie te podróże są bardzo męczące, ale wpisane w specyfikę zawodu. Kiedy staję na scenie i widzę twarze moich słuchaczy, otrzymuję taką dawkę adrenaliny, że nie myślę o zmęczeniu. Schodząc ze sceny padam z nóg i kładę się spać z myślą, że jutro będzie nie mniej emocjonująco. Aby przerwać monotonię, staram się dwa razy w roku wyjeżdżać gdzieś daleko, na przykład na Filipiny.

W domu czeka na panią dwójka pociech. Jak reagują na zawód artysty mamy?

– Przyzwyczaiły się do stylu mej pracy. Mam wrażenie, że nie traktują mnie jak znanej artystki. Wczoraj po powrocie do domu usłyszałam od syna, że trzeba kupić mydło i zrobić pranie. Nie żyję z głową w chmurach i jestem bliska rzeczywistości.

W jaki sposób powstają pani płyty? Czy w doborze repertuaru kieruje się pani własnym gustem, czy też liczy na pomoc doradców?

– Najważniejsze jest moje zdanie, i to ja decyduję, jaką piosenkę chcę mieć na swojej płycie. Dobrze, że nauczyłam się słuchać ludzi i ufać profesjonalistom. Mam obok siebie świetnych muzyków i życzliwych producentów. Ponadto mój menadżer bardzo angażuje się emocjonalnie w tworzenie nowej płyty. Dba o każdy detal, podobnie jak ja. Dzięki wsparciu takiego sztabu ludzi czuję się bezpiecznie.

Która z wydanych dotąd płyt wydaje się pani szczególnie bliska?

– Ostatni album jest zawsze tym najbliższym sercu. Każda z moich płyt jest dla mnie ważna, bo każda wiązała się z ważnym momentem życia. Pierwszy album powstał, kiedy rozstałam się ze Łzami, drugi po urodzeniu mojej córeczki, a trzeci po mojej chorobie nowotworowej, która wstrząsnęła moim życiem. Z perspektywy czasu chronologia ich wydawania może być pamiętnikiem.

Estrada kusi i przyciąga wielu młodych ludzi, co najlepiej widać po programach typu „Mam talent” czy „The Voice of Poland”. Jakiej rady udzieliłaby pani kandydatce na przyszłą gwiazdę?

– Powinna być pewna siebie, a jednocześnie mieć wiele pokory. Jest ona piętą achillesową młodych ludzi. Wydaje im się często, że złapali szczęście za nogi, podczas gdy tak naprawdę zaledwie dotykają trudnego zawodu. Tak naprawdę każdą płytą otwieramy nowy rozdział. Konkurencja jest tak olbrzymia, że trzeba pracować intensywnie na najwyższych obrotach.

Czym najchętniej zajmuje się pani, gdy nie musi śpiewać?

– Najchętniej leniuchuję. Ponieważ lubię słońce i ciepło, jadę gdzieś daleko od domu, gdzie nie muszę myśleć o scenie. Urlopy spędzałam najchętniej daleko od domu, m.in. na Filipinach i w Dubaju.

O czym marzy ulubienica publiczności?

– Chciałabym mieć zdrowie i jak najdłużej móc śpiewać. Chciałabym, aby moje dzieci były nie mniej szczęśliwe ode mnie. Nie sądzę, by któreś z nich podzielało sceniczne zainteresowania mamy.

25 lat na scenie to spory dorobek i wiele pouczających spostrzeżeń. Czy ma pani pomysł na następną dwudziestkę?

– Chcę być konsekwentna w działaniu. Życie bywa ulotne. Dlatego chciałabym bawić się nim możliwie najdłużej. Chcę być spontaniczna, ale też działać rozsądnie. Mam nadzieję, że mi się to uda.

Istvan Grabowski

W najbliższą sobotę 5 marca o godz. 18 po raz drugi (po kilku latach przerwy) Anna Wyszkoni zaśpiewa w Białej Podlaskiej. Jej recital, przygotowany przez Bialskie Centrum Kultury z okazji Dnia Kobiet, ma błyszczeć największymi szlagierami wykonawczyni. Koncert odbędzie się w sali widowiskowej BCK przy ul. Brzeskiej 41. Sprzedaż biletów prowadzona jest poprzez stronę www.biletyna.pl.

 

Dodaj komentarz

Komentarze

    Brak komentarzy