Wracają do życia po pożarze

Wracają do życia po pożarze

Rodzina Bartoszuków robi wszystko, żeby jak najszybciej wrócić do własnego domu, być może już na święta Bożego Narodzenia. My też możemy im w tym pomóc

GMINA JANÓW PODLASKI Po pogorzelisku w Ostrowie nie ma już śladu. Cała rodzina, przy wsparciu sąsiadów, mieszkańców, władz gminy oraz Stadniny Koni, otrząsnęła się z tragedii, zakasała rękawy i być może jeszcze w tym roku wprowadzi się do odbudowanego domu. Tym razem już murowanego.

Tragedia rozegrała się 20 lutego przed godz. 16. Ogień objął dach oraz pomieszczenia użytkowe parterowego drewnianego domu. Z powodu zaczadzenia zmarła na miejscu 82-letnia Marianna Peszuk, a cudem uratowano z płomieni jej 4-letniego wnuczka Mikołaja, którym kobieta się opiekowała. Pozostali domownicy w tym czasie byli w pracy i szkole. W akcji gaśniczej brało udział sześć zastępów straży pożarnej. Ogień strawił także dwa zaparkowane obok domu samochody.

Gdy z właścicielem domu Jerzym Bartoszukiem rozmawialiśmy dwa tygodnie po pożarze, nadal miał łzy w oczach. – Jak wybuchł pożar, najmłodszy syn, czteroletni Mikołaj, był w domu. Wyciągnęli go sąsiedzi. Nie mogli otworzyć okna, to Darek Tarasiuk wybił kamieniem szybę i razem z sąsiadkami wynieśli na zewnątrz najpierw chłopca, a potem teściową. Ale dla niej było już za późno… – opowiadał pan Jerzy. – Mikołaj trafił do szpitala, ale na szczęście nic złego mu się nie stało. Został w nim tylko jakiś uraz, bo boi się dymu. No i jak spojrzy na spalony dom, to się boi, dlatego muszę go jak najszybciej rozebrać, żeby syn nie przyglądał się na tę spaleniznę – tłumaczył gospodarz. – Tylko teściowa zginęła, zaczadziała od tego dymu. Nie musiała taką śmiercią ginąć! Tragedia. Jej szkoda najbardziej. Taka fajna kobieta. Miała 82 lata, ale jaka była żywotna. Raz w życiu u lekarza była. Wszystkie wnuki wychowała. Takiej drugiej teściowej to daleko szukać…

Drugi syn, Dawid, był w tym czasie u sąsiada, sołtysa. Grał w piłkę. – Szczęście, że go w domu wtedy nie było, bo nie wiadomo, jakby to się potoczyło. Pozostałe dzieci były w szkole albo w pracy. Żona Danuta też. Jak na złość żadnych chłopów nie było dookoła, każdy gdzieś wyjechał akurat w tym czasie – wspominał pan Jerzy.

Przyznał, że pierwsze dni po tragedii były ciężkie. – Bardzo to wszystko przeżyliśmy. Nie mogłem tego przeboleć, pogodzić się z tym. Przecież tam nam spłonęło wszystko: ubrania, meble, sprzęty, pamiątki rodzinne, wszystko… Ale z czasem przełamałem tę rozpacz. No cóż, trzeba się brać do roboty i zaczynać wszystko od nowa – wyznał. – Dużo ludzi jest chętnych do pomocy, co nas bardzo cieszy. Trochę sam zrobię, bo umiem, ale wszystkiego przecież nie dam rady. Sąsiedzi są bardzo pomocni, tak jak Rysiek Ziółkowski. Co rano idziemy na pogorzelisko, rozbieramy, porządkujemy. Chłopcy przychodzą ze szkoły i też pomagają, albo w soboty. Bardzo dużo jest pomocy zewsząd. Nie spodziewaliśmy się tego.

Mieszkają na razie u sąsiada, wspomnianego Ziółkowskiego, który udostępnił im całe pierwsze piętro w swoim domu. Mieszkańcy gminy i różne organizacje mocno włączyły się w pomoc poszkodowanym w pożarze. Zbiórka prowadzona przez Caritas na odbudowę domu przyniosła 15 tys. zł. Były też inne darowizny.    – Przed nami najgorsza, bo najdroższa robota, czyli wykończenie. Płytki, panele, meble. Drzwi trzeba kupić. Zostaliśmy przecież bez niczego, bez łóżka, bez krzesła, bez ubrań… Ocalało tylko to, co mieliśmy na sobie – mówi pani Danuta. – Ale mamy ambitny plan, żeby do zimy wprowadzić się do własnego domu. Wierzymy, że się uda. Jakoś damy radę.

Więcej w papierowym wydaniu tygodnika Podlasiak nr 30 oraz na eprasa.pl

Jacek Korwin

Dotychczasowa pomoc i solidarność ludzi jest budująca, ale, jak widać, ta pomoc jest nadal potrzebna. Liczy się każda złotówka. Jeśli chcesz pomóc Bartoszukom w szybszym powrocie do normalności, nie tylko finansowo, zadzwoń do pani Danuty (tel. 797 479 170) i zapytaj, co możesz zrobić. Można też wpłacać pieniądze na konto Banku Spółdzielczego w Janowie Podlaskim: nr 73 8025 0007 0393 5291 3000 0010, z dopiskiem: "Darowizna na pomoc po pożarze".

Dodaj komentarz

Komentarze

    Brak komentarzy