Wirtuoz i Małgorzata, czyli klasyka z uśmiechem
Interpretacje dzieł wielkich mistrzów kojarzą się zwykle z popisami solistów i wieloosobowych orkiestr, pracujących w pocie czoła na entuzjastyczne przyjęcie przez publiczność ich starań. Drugi koncert 6. Festiwalu im. Bogusława Kaczyńskiego pt. „Wirtuoz i Małgorzata” był zdecydowanie inny od zakładanego standardu. Wystąpiło w nim zaledwie dwoje muzyków, czyli pianista Waldemar Malicki i wiolonczelistka Małgorzata Krzyżanowicz. Oboje zagrali po mistrzowsku i zrobili furorę.
Pochodzący z Lublina Waldemar Malicki ukończył Akademię Muzyczną w Gdańsku. Przez wiele lat rozwijał karierę solową (w dorobku ma 38 płyt i 3 nagrody Fryderyki), a uznanie szerokich kręgów odbiorców rozrywki zapewniła mu emitowana w TVP Filharmonia Dowcipu. Stanowiła ona swoiste połączenie klasycznego repertuaru z różnymi żartami, których dopuszczali się klasycznie wykształceni śpiewacy i muzycy. Prym w owej akademii wiódł utalentowany pianista, występujący w roli konferansjera i satyryka. Potrafił tak przewrotnie zapowiedzieć każdą kompozycję, że widzowie przed telewizorem ze zdumieniem nadstawiali ucha, aby zachwycić się urodą klasyki. Programy były wielokrotnie powtarzane, bo cieszyły się nieprawdopodobnym powodzeniem.
Filharmonia Dowcipu doczekała się też mnóstwa koncertów scenicznych, wszędzie przyjmowanych z entuzjazmem. Pracując z wytrawną orkiestrą, Malicki poznał znacznie młodszą wiolonczelistkę, absolwentkę Uniwersytetu im. Fryderyka Szopena w Warszawie Małgorzatę Krzyżanowicz. Razem stworzyli duet rodzinno-muzyczny, który teraz zachwyca wdziękiem, kulturą i czarem.
Zderzenie potężnie brzmiącego fortepianu z romantyczną frazą wiolonczeli sprawdza się w każdym calu. Wielka w tym zasługa obojga muzyków, łączących technikę z wyobraźnią, ekspresją i gotowością na ryzyko. Dzięki ich staraniom oba instrumenty mówią jakby wierszem. Potrafią przekonać każdego do swego wdzięku i czaru.
Repertuar półtoragodzinnego koncertu złożony został z różnych utworów: od klasyki typu „Marsz turecki” Wolfganga Amadeusza Mozarta, „Nessum Dorma” z opery „Turandot” Giacomo Pucciniego, „Wilhelm Tell” Gioacchino Rossiniego czy „Jezioro łabędzie” Piotra Czajkowskiego, po popularne niegdyś szlagiery Elvisa Presleya („Can’t Help Falling In Love”), Zbigniewa Wodeckiego (”Lubię wracać tam, gdzie byłem już”) i Skaldów („Prześliczna wiolonczelistka”). W tym tyglu mieszczą się też utwory muzyki filmowej, ot choćby „Playing Love” z filmu „Człowiek legenda 1900”, „Koncert warszawski” z „Niebezpiecznego światła księżyca”, szlagier musicalowy „Belle” z „Notre Dame de Paris”, przeróbki jazzowe „Japonki” Hiromi Uehara i wielostykowe wariacje na temat walca i XVIII-wiecznej kompozycji Jeana Paula Edige Martiniego „Plaisir d’Amour” (Rozkosze miłości), a wszystkie podane z wyjątkową lekkością i godną podziwu precyzją.
Publiczność bialskiego amfiteatru mogła się przekonać, że oboje instrumentaliści są muzykami wysokiej klasy, doskonale przygotowanymi do wyznaczonego im zadania. Szczególny podziw wzbudziło fenomenalne wykonanie uwertury Rossiniego („Wilhelm Tell”), po której widownia amfiteatru wiwatowała na stojąco.
W recitalu „Wirtuoz i Małgorzata” znaczną rolę odgrywa słowo. Waldemar Malicki nie stracił poczucia humoru (tak obficie serwowanego w programach Filharmonii Dowcipu) i nadal z wielką swobodą fantastycznie zapowiada każdy utwór, dzięki czemu zapadają one słuchaczom głęboko w pamięć. Bardzo dobrze stało się, że mistrz klawiatury i dowcipnych komentarzy na temat trafił na Festiwal im. Bogusława Kaczyńskiego. Publiczność zgromadzona w amfiteatrze była nim oczarowana.
Występujący w roli współorganizatora festiwalu prezydent miasta Michał Litwiniuk w towarzystwie rzeczniczki prasowej Gabrieli Kuc-Stefaniuk wyraził obojgu artystom uznanie, honorując parę wiązankami kwiatów. Na bis artyści zagrali fragment „Jeziora łabędziego”, który przeobraził się w fortepianową wariację na cztery ręce. Takiego finału nie miał jeszcze żaden festiwalowy koncert.
Istvan Grabowski
zdjęcia Miasto Biała Podlaska
Komentarze
Brak komentarzy