Stracili dorobek życia, muszą protestować

Stracili dorobek życia, muszą protestować

Wybijane w gospodarstwach na potęgę stada świń były dopiero początkiem problemów, które spadły na producentów trzody chlewnej w wyniku zaordynowanej przez rząd walki z wirusem ASF. Rolnicy pozostawieni z dnia na dzień bez źródła dochodu, z kredytami i wizją komornika nad głową, mają dosyć lekceważenia ich problemu przez rządzących krajem. Hodowcy 19 marca po raz kolejny zawiązali Komitet Protestacyjny i pojechali na demonstrację, tym razem do podrzeszowskiej Jasionki, z nadzieją, że podczas odbywającego się tam Europejskiego Forum Rolniczego ich głos wreszcie będzie słyszalny.

Komitet działa w imieniu 3 tys. rolników. – My nie możemy milczeć. W momencie, gdy nasze pseudonarodowe media milczą i nie pokazują dramatu hodowców, trzeba działać. Rozmowy rolników z rządem nie przyniosły skutku, problem afrykańskiego pomoru świń jest lekceważony. Stąd pomysł protestu w Jasionce. Rekompensaty nie zostały wypłacone. Rolnicy nie mają za co żyć. Młodemu rolnikowi zostało wybite całe stado, w które on inwestował, i teraz nie ma żadnej pomocy. A działania mające na celu zatrzymanie wirusa uderzają w hodowców. Bo to dzik jest nośnikiem wirusa i trzeba było przeprowadzić odstrzał już dawno. Ale niestety nikt nas nie słucha, a tutaj potrzeba współpracy – stwierdza Arkadiusz Maksymiuk, radny powiatu bialskiego.

Komitet Protestacyjny Rolników domaga się bezwarunkowo od Rządu RP wypłaty wszystkim pokrzywdzonym rolnikom pełnego odszkodowania za wybite świnie. Żąda też wypłaty rekompensat za czasowe powstrzymanie się od hodowli świń.

Nie mają na KRUS, nawozy i ropę

W gospodarstwie syna Krystyny Danik z Husinki świnie zostały wybite w czerwcu. W sąsiedniej wsi, pięć kilometrów od ich gospodarstwa, w czerwcu wykryto ognisko wirusa. Młody gospodarz do dzisiaj czeka na wypłatę odszkodowania za tuczniki, które jedna z firm odebrała od niego jeszcze przed ubojem.

– Aż 114 świń nam wybito. Nie zostawiono nam ani jednej sztuki na własny użytek. Z dnia na dzień zostaliśmy bez środków do życia. To gospodarstwo to było całe nasze życie, dorobek pokoleniowy. Najpierw teść je prowadził, później my, a po nas syn przejął gospodarstwo. Postawił chlewnię 60-metrową, trzymał w niej trzodę chlewną i trochę bydła. Rozwijał gospodarstwo w tym kierunku, dbał o to, inwestował, a tutaj przyjechali, wybili zdrowe świnie i wszystko poszło na zmarnowanie. Tłumaczyli, że nie spełniamy warunków bioasekuracji. Wszystko na naszych oczach, w asyście policji – płacze pani Krystyna.

Pojechała w piątek 23 marca na protest do Jasionki, bo ma dosyć lekceważenia ich problemu przez rząd. – Aż się krew w żyłach burzyła, jak się na to patrzyło. Prośne maciory, kilka dni przed wyproszeniem, załadowali na samochód i powieźli do utylizacji. Jak jeszcze nie było wirusa, sprzedawał kilkadziesiąt tysięcy tuczników rocznie. Syn żył tylko z tego. Jak jeszcze nie było ASF, to sprzedawał do 60 tysięcy świń rocznie, ale miał za co kredyt spłacić, który wziął na rozbudowę chlewni. A teraz został bez niczego, maszyny sprzedaje, zamiast się rozwijać – dodaje kobieta.

Rolnicy narzekają na Chaotyczne działania i brak konkretnej informacji w momencie gdy stada były utylizowane.

- Tam gdzie było 5-10 sztuk, gdzie komisja oszacowała, te pieniądze wypłacili ludziom, ale tam gdzie lekarz obiecywał na zebraniu, że będą wypłacane rekompensaty przez trzy lata, to okazało się, że na to się nie łapią, bo świnie zostały wybite wcześniej niż 30 czerwca i dlatego nie spełniają wymagań programu pomocowego i muszą zwracać pieniądze Agencji Rolnej - mówi Marek Sawczuk, sołtys Kaliłowa i radny gminy Biała Podlaska.

Nie chcą się zadłużać

W podobnej sytuacji jest wielu hodowców z powiatu bialskiego. U Bożeny Zalewskiej z Woskrzenic Małych, która również pojechała na protest, wybito kilkadziesiąt prosiąt. – Otrzymałam 12,8 tys. zł odszkodowania, ale myślę, że w normalnych warunkach uzyskałabym więcej. Straciliśmy nasze główne źródła utrzymania. Nie wiem, jak sobie z tym poradzimy. Jeszcze w maju czeka mnie spłata kolejnej raty kredytu. Muszę zwrócić też agencji 3 tys. zł rekompensaty. Wstyd mówić, ale zadłużyliśmy się u naszych dzieci, żeby kupić opasy, żeby wstawić je do obory i żeby za dwa lata, bo tyle mniej więcej potrzeba, były gotowe na sprzedaż, byśmy mieli na rachunki i na życie. Jak wybijali nam świnie, mieliśmy zapewnienie, że przez te trzy lata nikt nas z tym problemem nie zostawi, że będzie pomoc. A teraz nikogo to nie interesuje. Mąż nie ma pieniędzy na nawozy, na ropę do ciągnika! – opowiada pani Bożena.

Kobieta mówi, że nie oczekuje jałmużny, ale w momencie, gdy na trzy lata pozbawiono ją możliwości prowadzenia hodowli trzody chlewnej, potrzebne jest wsparcie, żeby można było odnaleźć się w nowych realiach. – Ludzie w mieście postrzegają rolników jako majętnych gospodarzy, którzy dostają dofinansowania, dopłaty, nowe sprzęty. Ale tak nie jest. My zostaliśmy przez ASF bardzo pokrzywdzeni, to jest nasz dramat. My chcemy tylko godnie żyć. Prowadzone przez nas gospodarstwo nie było duże, ale pozwalało nam się utrzymać, opłacić rachunki, KRUS, a teraz każą nam się przestawiać. Na co? Na drób. Ale my jesteśmy już zniechęceni, przecież wiąże się to z inwestycjami. My nie chcemy się zadłużać. A nie mamy pewności, że za jakiś czas nie ujawni się na naszym terenie np. wirus ptasiej grypy – mówi kobieta.

Stan klęski żywiołowej?

Szybko rozwijająca się choroba ASF już doprowadziła do zlikwidowania w samym tylko powiecie bialskim ponad 1,3 tysiąca gospodarstw rolnych, utrzymujących 17,7 tysiąca trzody chlewnej. Dlatego na ostatniej sesji Sejmiku Województwa Lubelskiego (19 marca) radni zgłosili pomysł, aby w związku z tym na terenie województwa wprowadzić stan klęski żywiołowej.

Jednak wojewoda Przemysław Czarnek jest przekonany, że tego typu środki działania nie są właściwe w obecnej sytuacji. – Wojewoda lubelski podkreśla, że – mimo braku wprowadzenia stanu klęski żywiołowej – skutecznie zawnioskował o zaangażowanie Sił Zbrojnych Rzeczpospolitej Polskiej w działania służące zwalczaniu ASF. Od początku pojawienia się zachorowań zwierząt na ASF na terenie województwa lubelskiego, działania stosowanych służb są koordynowane na poziomie wojewódzkim. Wprowadzenie obecnie stanu klęski żywiołowej oznaczałoby zatem jedynie otwarcie drogi do ograniczeń wolności i praw człowieka i obywatela, takich jak m.in. ograniczenie działań niektórych przedsiębiorców, reglamentacja zaopatrzenia, podwyższanie cen towarów, opróżnianie lokali mieszkalnych i wiele innych – informuje Radosław Brzózka, rzecznik prasowy wojewody lubelskiego.

Płot Jurgiela

A ze strony rządu pojawił się pomysł budowy za 235 mln zł płotu na całej wschodniej granicy Polski. – Mimo krytyki pomysłu przez organizacje rolnicze oraz samych rolników, przedstawiciele rządu konsekwentnie dążą do realizacji swojego pomysłu. W tym czasie wielu producentów trzody chlewnej, w tym także z północnej Lubelszczyzny, nie otrzymuje należnych odszkodowań i rekompensat. „Płot Jurgiela” staje się symbolem nieudolności obecnego rządu w zwalczaniu afrykańskiego pomoru świń oraz kierowania środków na mało istotne obszary, z punktu widzenia poszkodowanych rolników. W momencie, gdy wirus ASF przekroczył Wisłę i zagraża hodowlom trzody chlewnej na terenie zachodniej Polski, wciąż nie ma strategii, która pozwoliłaby na zatrzymanie i zwalczenie choroby. Skutki dla gospodarki narodowej mogą być katastrofalne, ponieważ mogą wyłączyć całą polską produkcję trzody chlewnej – komentuje poseł Stanisław Żmijan.

Dodaj komentarz

Komentarze

    Brak komentarzy