Renkowski: Czuję niedosyt po jesiennej rundzie

Renkowski: Czuję niedosyt po jesiennej rundzie
fot. Gabriel Kuszneruk/MKS Podlasie FB

Artur Renkowski prowadził w III lidze drużynę Podlasia już 86 razy

Z Arturem Renkowskim, trenerem piłkarzy Podlasia Biała Podlaska, rozmawia Roman Laszuk

 

Przed startem sezonu planowaliście zdobyć 60 punktów, tymczasem po osiemnastu kolejkach Podlasie ma ich tylko 27 i zajmuje dziewiąte miejsce. Jest pan tym rozczarowany?

– Jeżeli miałbym opisać to jednym słowem, to niedosyt, a nawet frustracja po kilku spotkaniach w rundzie jesiennej. Podobno suma szczęścia i pechu równa się zero, ale nie w naszym przypadku. O ile w wygranym spotkaniu z rezerwami Wisły Kraków to przeciwnicy prezentowali się lepiej, o tyle o wiele więcej było meczów, w których to my mieliśmy więcej sytuacji bramkowych i z przebiegu spotkania powinniśmy wygrać, a przegraliśmy, w najlepszym wypadku zremisowaliśmy. Jak na jedną rundę to ilość punktów, które straciliśmy na własne życzenie, jest bardzo duża, i dlatego liczba zdobytych przez nas punktów jest niższa od tej, na jaką zasłużyliśmy swoją grą. Gdyby ten przysłowiowy bilans był równy zeru, to perspektywy na wiosenną rundę byłyby o wiele bardziej optymistyczne. Tymczasem teraz możemy mówić o zajęciu na finiszu miejsca wyższego niż dotychczasowe, bliżej czołówki.

Do pechowych meczów zapewne zalicza pan ten z Sandecją, w którym do przerwy wygrywaliście dwoma bramkami, a także, również przegrane, ze Starem, KSZO i Wiązownicą…

– Zaliczyłbym do nich także zremisowane spotkanie u siebie z Avią, w którym zagraliśmy bardzo dobre zawody, a straciliśmy dwie bramki z rzutów rożnych. Ponadto spotkanie z Czarnymi Połaniec, w którym mieliśmy dwie świetne okazje, żeby zdobyć zwycięską bramkę w drugiej połowie. Byłem po nich mocno zawiedziony, drużyna tak samo.

Po siedmiu kolejkach Podlasie miało tylko dwa punkty do drugiej Chełmianki, na koniec października tylko cztery do drugiej Siarki, po czterech następnych kolejkach – aż jedenaście do zajmującego pozycję wicelidera Podhala. Początek listopada był fatalny…

– Wiele zespołów systematycznie punktowało, podobnie zresztą jak my w październiku, kiedy cztery kolejne mecze graliśmy na własnym stadionie i znajdowaliśmy się w czołówce. Niestety, w pierwszej połowie listopada przegraliśmy trzy spotkania z rzędu i znaleźliśmy się w środku stawki. Latem fatalną serię zaliczyła z kolei Avia, i sąsiaduje z nami w tabeli. W obecnym sezonie, aby znajdować się w czołówce, potrzebna jest stabilizacja formy i skuteczności, jaką charakteryzują się bardzo dobrze punktujące Sandecja i Podhale. Nam tej regularności w całej rundzie jesiennej zabrakło.

Przed sezonem w kadrze nastąpiło sporo zmian. Miało to wpływ na jakość gry?

– Na początku tak, bo jeśli robi się sporo ruchów, to początkowo może brakować na boisku zrozumienia i automatyzmów. Ale w trzeciej, czwartej i piątej kolejce wygraliśmy, bo drużyna była już dostatecznie scementowana. Ze względu na sporą liczbę kontuzji po meczach z Lubaczowem i Wiślanami, zdecydowaliśmy zmienić ustawienie i grać dwoma napastnikami. Od połowy rundy sytuacja kadrowa stała się naprawdę trudna, bo kilku chłopaków musiało zmienić pozycje na boisku, ale już wyciągnęliśmy z tego wnioski, by coś podobnego nas w przyszłości nie zaskoczyło.

Czy nowi zawodnicy podnieśli jakość zespołu?

– Tak. Tacy zawodnicy jak Paweł Lipiec, Dominik Maluga czy Piotr Cichocki mają jakość, która może wprowadzać drużynę na wyższy poziom. Oczywiście były też transfery mniej udane i w zimowym okienku kilku zawodników będzie musiało pożegnać się z Podlasiem. Generalnie jednak procent złych transferów nie był duży.

Rzeczywiście poziom mieli poprawić Paweł Lipiec, Dominik Maluga i Konrad Handzlik. Pierwszy był jednym z najmocniejszych punktów zespołu, drugi spełniał oczekiwania do momentu kontuzji kolana, trzeci rozczarował mnie najbardziej, choć i on miał kłopoty ze zdrowiem.

– Kontuzja miała Dominika Malugę wykluczyć z gry na miesiąc, a praktycznie nie mieliśmy go do dyspozycji niemal przez całą rundę, co stanowiło duże osłabienie drużyny. Od stycznia ma już być na pełnych obrotach i mam nadzieję, że już nic złego mu się nie przytrafi, bo to naprawdę bardzo dobry zawodnik, którego trudno zastąpić. Brak jego oraz, jak się zdarzało, jeszcze dwóch innych zawodników z podstawowej jedenastki znacznie obniżał nasz poziom gry, a szczególnie intensywność w dalszej części spotkania.

Pozytywnie zaskoczył mnie Michał Opalski. Pana również?

– Przyszedł do nas jako zawodnik środka pola, ale z konieczności musiał grać wyżej i spisał się bardzo dobrze. To zawodnik intensywny, nieustępliwy, dobry technicznie, wywierający na przeciwnikach ciągłą presję, wchodzący w pojedynki jeden na jeden, a więc taki, jakich zawsze chcę mieć w swojej drużynie. Co więcej, przebił nasze oczekiwania i stał się jednym z liderów zespołu. Ba, z tego, co widzimy, to sufit ma wyżej, więc przy dobrej pracy w zimowym okresie przygotowawczym może wejść na jeszcze wyższy poziom.

W sztabie znajduje się prowadzący statystyki analityk. Z czym zatem mieliście największe problemy?

– Z zachowaniem pod bramką przeciwnika. W większości spotkań mieliśmy więcej od rywali wejść w pole karne i sytuacji bramkowych, lecz nie przekładało się to na bramki. Wystarczy tu wymienić wyjazdowe mecze z Pogonią, Starem czy KSZO. Problemem stanowiły też dla nas stałe fragmenty gry, przy których straciliśmy kilka bramek i pięć-sześć punktów. To także musimy zdecydowanie poprawić.

No właśnie, w ubiegłym roku Podlasie miało duże kłopoty z kreowaniem sytuacji bramkowych, teraz ze skutecznością…

– Rzeczywiście, nie mieliśmy problemów z dochodzeniem do sytuacji bramkowych, bo z roku na rok zwiększamy czas posiadania piłki. Jednak by zdobywać gole, trzeba być jeszcze bardziej konkretniejszym w polu karnym przeciwnika. I na to będziemy musieli zimą jeszcze bardziej zwracać uwagę, jak też na zachowanie po stracie piłki i podczas wynikających z tego kontrataków.

W przegranych listopadowych meczach napastnicy znajdujący się w znakomitej sytuacji strzałowej nie decydowali się na strzał, w następstwie czego tracili piłkę. To często decydowało o niekorzystnym końcowym wyniku spotkania…

– Coś takiego zdarzyło się już podczas meczu w Starachowicach, i często okazywało się kluczowe, bo w trzeciej lidze nie ma czasu na przyjęcie i należy uderzać w pierwsze tempo. Jeżeli tego nie robimy, to przeciwnik może zareagować, skrócić dystans i zablokować piłkę. Dużo sytuacji do zdobycia bramki w ten sposób zaprzepaściliśmy. Oczywiście, możemy o nich później rozmawiać i analizować, ale i tak najważniejsze jest to, co stanie się w meczu.

Istotnym pozytywem jest to, że Podlasie wreszcie lepiej punktowało na własnym stadionie niż na wyjeździe.

– Z dwojga złego wolę zdobywać więcej punktów u siebie niż na boiskach przeciwników. To był paradoks, że zaraz po otwarciu zmodernizowanego stadionu nie potrafiliśmy odnosić na nim zwycięstw. Teraz jest na odwrót, ale w piłce często występują serie, które trudno jest zanalizować i znaleźć jedną przyczynę. Bo nie wszystkie nasze domowe mecze były dobre, a wszystkie wyjazdowe – złe. W tych ostatnich kilka razy wyglądaliśmy lepiej od rywali, ale wskutek braku skuteczności nie przekładało się to na punktową zdobycz. Piłka nożna jest nieprzewidywalna i nie rozgrzebywałbym tego podziału.

Najbardziej bolesna porażka to ta z Pogonią?

– Nie, choć wszystkie trzy stracone w Lubaczowie bramki padły po naszych indywidualnych błędach. Z perspektywy rundy najboleśniejsze straty punktów nastąpiły w Starachowicach oraz Wiązownicy. Pierwsza, bo wskutek braku skuteczności nie wygraliśmy, i zdarzyła się w momencie, gdy mogliśmy pozostać w czołówce. Druga nastąpiła również w kluczowym momencie, kiedy dobry wynik mógł nas napędzić przed ważnym meczem z Siarką.

Jakie planuje pan zmiany w kadrze?

– Zmiany będą małe – trzech zawodników odejdzie, tyle samo przyjdzie. Teraz przed nami dwa miesiące przygotowań, i mam nadzieję, że bez żadnych negatywnych niespodzianek, dzięki czemu wiosna będzie tak samo dobra jak dwa lata temu. Tak więc największymi naszymi „transferami” będą ci, co powrócą po kontuzjach i rozwiną swój piłkarski potencjał na kolejny sezon.

Przygotowania rozpoczniecie 7 stycznia i w ich trakcie rozegracie sporo sparingów. Z kim i kiedy?

– W sumie dziewięć, z tego trzy podwójne, i aż siedem z nich w Białej Podlaskiej. 18 stycznia zagramy z Victorią Sulejówek, a tydzień później na wyjeździe z rezerwami Jagiellonii Białystok. 1 lutego najpierw podejmiemy Mazovię Mińsk Mazowiecki, następnie Pogoń Siedlce, a 8 lutego pojedziemy do Radomia na mecz z Bronią. Kolejne sparingi to 15 lutego ze Świdniczanką i Ursusem Warszawa oraz 22 lutego z Lewartem Lubartów i Huraganem Międzyrzec Podlaski, wszystkie u siebie.

Wiosenna runda jawi się jako bardzo trudna, bo aż dziewięć z szesnastu spotkań zagracie na wyjeździe, co wam jesienią słabo wychodziło.

– Liczę na to, że będziemy tak samo dobrze punktowali zarówno u siebie, jak też na stadionach rywali. Ostatnie mecze wyjazdowe nie były bowiem złe pod względem gry, zatem wiosną zechcemy dołączyć do tego korzystne wyniki.

Na zakończenie informuję pana, że wraz z końcem sezonu może pan zostać najdłużej pracującym w trzeciej lidze trenerem w historii Podlasia. Póki co ma pan na koncie 86 meczów, a Władimir Gieworkian miał ich w sumie równo 100. Jest więc o co walczyć.

– Najbardziej mnie cieszy, że od dwóch lat jesteśmy uważani za jedną z czołowych drużyn, z którą każdy musi się liczyć. To pokazuje, że w ostatnich latach przebyliśmy dobrą drogę i zbudowaliśmy pozycję na piłkarskiej mapie. Musimy jednak realistycznie patrzeć na rzeczywistość. Nasza grupa trzeciej ligi z roku na rok staje się coraz silniejsza, a położenie Białej Podlaskiej i oferowane przez nas finanse nie zachęcają do kierowania się bardzo dobrych zawodników w naszą stronę. Przekonaliśmy się o tym latem, kiedy gry w Podlasiu odmówiła duża ich grupa.

Kiedyś dużym magnesem była Akademia Wychowania Fizycznego…

– Teraz bardzo małym. W trzeciej lidze oferowane są już takie pieniądze, że mało kto patrzy na studia. Kiedyś to na pewno było zachęcające. Dlatego należy być ostrożnym w przekazie, bo napompowany balonik nijak się ma do rzeczywistości. Mając wśród rywali takie drużyny, jak Sandecja, Siarka, Avia, Chełmianka czy nawet Wiślanie, to powinniśmy mieć więcej pokory. Oczywiście należy stawiać sobie coraz wyższe cele i wymagać ciągłego rozwoju, ale mieć przy tym chłodną głowę.

Dziękuję za rozmowę i życzę panu oraz całej drużynie wraz ze sztabem szkoleniowym spokojnych świąt Bożego Narodzenia oraz zdrowia i pomyślności w 2025 roku. 

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Komentarze

    Brak komentarzy