Polska nie wykorzystuje szansy, jaką daje Nowy Jedwabny Szlak [WYWIAD]

Polska nie wykorzystuje szansy, jaką daje Nowy Jedwabny Szlak [WYWIAD]

Z Krzysztofem Iwaniukiem, wójtem gminy Terespol, wiceprzewodniczącym Związku Gmin Wiejskich RP, o niewykorzystanej szansie współpracy z Chinami, problemach ze wspólnotami gruntowymi i braku zrozumienia centralnej władzy dla potrzeb samorządów, rozmawia Sylwia Bujak.

Dziś gmina Terespol ma już 25 lat. W rankingu Politechniki Warszawskiej JST Zrównoważonego Rozwoju uplasowała się na wysokim 54. miejscu na ponad 1500 gmin wiejskich. Aż tak bardzo wyróżnia się na ich tle?

- Doszliśmy do takiego etapu, gdzie już inwestujemy w przyszłość. Jedna strefa gospodarcza funkcjonująca wokół portu w Małaszewiczach praktycznie się wypełniła, teraz szykujemy plany pod drugą strefę gospodarczą, w rejonie przyszłej autostrady. To są tereny inwestycyjne, w pełni uzbrojone. Jesteśmy gotowi na przyjęcie kolejnych firm. Nie straciliśmy też miejsc pracy, których mamy aż trzy tysiące.

Gmina plasuje się również wysoko, a w zasadzie zajmuje najwyższe miejsce w rankingu zamożności gmin z powiatu bialskiego. Czy przekłada się to na jakość życia mieszkańców?

- Na jakości życia odbija się w tym sensie, że usługi i infrastruktura są na wysokim poziomie. Natomiast my nie jesteśmy za bardzo bogaci. Dochody od osób fizycznych w gminie wynoszą około 1 milion złotych, samorząd wydaje 40 razy więcej. To jest trudne do uwierzenia. Na samą opiekę społeczną wypłacamy siedem razy tyle, ile wszystkie osoby zamieszkujące gminę wpłacają do budżetu.

Wysoki wskaźnik dochodów z podatków gmina niewątpliwie zawdzięcza kolei, dlatego z pewnością odczuje skutki wprowadzonych pod koniec 2016 roku zmian w ustawie o transporcie kolejowym. Od ubiegłego roku nie ma już podatku od nieruchomości, od budowli ani od gruntów i budynków wchodzących w skład infrastruktury kolejowej. Ile stracił na tym terespolski samorząd?

- W tej chwili nie mamy jeszcze jasnej sytuacji, jakie będą efekty, ale obawiam się, że mogą to być dramatyczne straty. Pan minister stwierdził, że statystycznie samorządy stracą średnio 50 tys. złotych. Jednak nie możemy porównywać naszej gminy z taką, w której tej infrastruktury kolejowej jest niewiele. To niezrozumiałe, żeby zwalniać całą działkę z podatku, tylko dlatego, że leży na niej kawałek toru, skoro faktycznie prowadzi się na niej działalność. To nie jest w porządku, że zmienia się podatek z piątku na sobotę, podczas gdy samorządom potrzebna jest stabilność. W Polsce niestety widzimy chaos, gdy patrzymy na strategię regionalną czy centralną. Temat na pewno będzie wracał na Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego.

Budżet na ten rok jest proinwestycyjny. Na wydatki majątkowe zaplanowano ponad 14 mln złotych. Czy w tej sumie znalazły się wydatki będące odpowiedzią na oczekiwania mieszkańców?

- Wszystkie zaplanowane wydatki są odpowiedzią na oczekiwania naszych mieszkańców. Staramy się, oczywiście w miarę możliwości budżetowych, uwzględniać potrzeby zgłaszane przez przedstawicieli sołectw. W tej chwili realizujemy inwestycje wieloletnie, ponieważ potrzeby elementarne zostały zaspokojone. Wieloletnie plany powstają na bazie setek rozmów. Tak też było z budową 25-hektarowego zbiornika małej retencji, który jest w trakcie realizacji. Polska zajmuje przedostatnie miejsce w Unii, jeśli chodzi o retencjonowanie wody.

Wśród mieszkańców pojawiają się głosy, że bardziej niż cmentarz komunalny, który również jest aktualnie budowany, potrzebny jest wiadukt w Kobylanach, który rozwiązałby problem oczekiwania na przejeździe kolejowym.

- Po pierwsze, wiaduktu w Kobylanach my jako gmina nie możemy zbudować, ewentualnie może się tym zająć PKP, a po drugie, nie rozwiąże to problemu. Mieszkańcy mają dość tranzytowego ruchu. Dyskusja o wiadukcie była prowadzona dziesięć lat temu. Ostatecznie sam projektant stwierdził, że nie jest to dobre rozwiązanie, ponieważ rozjazdy byłyby strasznie dalekie i trzeba byłoby zlikwidować ostatnie domy. Poza tym, jeżeli chcemy wyjść naprzeciw Nowemu Jedwabnemu Szlakowi, to w Kobylanach powinna być rozbudowana górka rozrządowa, dlatego tym bardziej przejazd czy wiadukt musi być przesunięty dalej. Najprostszym rozwiązaniem będzie przywrócenie przejazdu w Małaszewiczach. Jest szansa, że przy planowanej modernizacji uda się to zrealizować.

Małaszewicze odgrywają istotną rolę w koncepcji Nowego Jedwabnego Szlaku. Delegacje chińskie często przyjeżdżają oceniać możliwości suchego portu. Jakie konkretne efekty dla Małaszewicz i całej gminy może mieć wzrost przewozów kolejowych pomiędzy Chinami a Europą?

- To prawda, taka okazja zdarza nam się raz na tysiąc lat. Jednak, niestety, wszystko wskazuje na to, że jej nie wykorzystamy. Okazuje się, że po pięcioletniej modernizacji, dla której de facto nie ma jeszcze ukończonej koncepcji, możliwości portu w Małaszewiczach się podwoją, podczas gdy Chińczycy chcą podwajać przesył towarów co dwa lata. Problemem jest logistyka PKP. Potrzeba nie 24 składów na dobę, tylko 124. Jeżeli to będzie nadal funkcjonowało w takim trybie, że pociąg towarowy siedem tysięcy kilometrów do Polski pokonuje w osiem dni, a później przez Polskę jedzie cztery dni, to nie będziemy partnerami dla nikogo. Nie widzę zaangażowania, żeby wyjść naprzeciw oczekiwaniom Chińczyków. Jestem zaniepokojony, wszędzie biję na alarm, bo to jest wielka szansa, która chyba przejdzie nam bokiem.

Czy pana zdaniem rząd też nie robi wszystkiego, by wykorzystać moment, w którym firmy z Państwa Środka coraz bardziej wchodzą na unijny rynek?

- Niby na najwyższym szczeblu podpisujemy porozumienia z przedstawicielami Chin, ale potem niemoc jest ogromna. Kto skoordynuje Straż Graniczną, Krajową Administrację Skarbową i PKP? Rosjanie dla przykładu chcą rozbudowywać swoje porty i dają 20 proc. upustu każdemu, kto wiezie towar chiński. Budują nawet specjalne statki. W Polsce wydaje się, jakbyśmy nie chcieli 20-procentowego cła, z którego wpływy zostawiałyby w naszym budżecie miliardy złotych. To jest taka sama dyskusja jak o małym ruchu granicznym z Białorusią, którego nigdy nie mieliśmy. Zrobiono wręcz nieprzepuszczalną granicę, trzeba minąć 17 szlabanów na trasie do Brześcia i z powrotem. Wracając do Nowego Szlaku Jedwabnego, potrzeba natychmiastowych działań. Chińczycy nie zrezygnują z zaopatrywania Europy, jeżeli nie spełnimy ich oczekiwań. Wybiorą inną drogę. Będzie podobnie jak z gazem.

Jak pan się odnosi do proponowanych przez partię rządzącą zmian w ordynacji wyborczej? Wśród nich znalazła się m.in. dwukadencyjność wójtów.

- Nie rozumiem, jak można tak psuć samorząd. Wymuszenie rotacji organów wykonawczych, które są pracodawcami dla urzędu, będzie powodowało ogromny chaos. Dwukadencyjność w takim kształcie, gdzie musimy być etatowymi wójtami, sprawi, że średnio inteligentna osoba przez pierwszą kadencję będzie się uczyła zarządzania i mówiła, że wszystko, co zrobił poprzednik było do kitu, a druga kadencja będzie antymotywacyjna, bez perspektywy, więc niczego nie zdziała. Dziesięć lat to nie jest dużo czasu na projekty, które my realizujemy, np. przygotowywanie terenów pod nowe osiedle. Kilkanaście lat wykupowaliśmy działki. Proszę zauważyć, że tam, gdzie stabilność jest większa, gminy są lepiej zorganizowane. Ja mam wrażenie, że dzisiaj rządzący nie rozumieją samorządu, chociaż to my mamy największe zaufanie u ludzi.

Stanie pan do wyborów o kolejną kadencję wójta terespolskiej gminy?

- Całe swoje dorosłe życie poświęciłem tej gminie. Tak, zamierzam kandydować. Mamy misję dziejową w tej gminie, przed nami wyzwania, którym chcemy sprostać. Chciałbym do końca zrealizować projekty, które są rozpoczęte. Uważam, że najważniejszą rzeczą jest kontynuacja, nadążanie za zmianami i dobra organizacja urzędu.

Cały wywiad dostępny w elektronicznym i papierowym wydaniu Podlasiaka nr 11

Dodaj komentarz

Komentarze

    Brak komentarzy