Plan połączeń autobusowych przyjęty. "To droga lekcja historii"

Plan połączeń autobusowych przyjęty. "To droga lekcja historii"

POWIAT BIALSKI Rada Powiatu Bialskiego wyraziła zgodę na zawarcie umowy na świadczenie usług w zakresie publicznego transportu zbiorowego w przewozach autobusowych w 2020 roku. Choć część radnych zwracała uwagę, że wytyczone w ramach planu trasy są mało rentowne i nie uwzględniają rzeczywistych potrzeb komunikacyjnych mieszkańców powiatu. – Historia zatoczyła koło, wracamy do komunizmu. Ale to jest droga lekcja historii, bo ten program będzie kosztował powiat 140 tys. zł. Taniej byłoby wynająć taksówkę i wozić te osoby – mówi Mariusz Kiczyński, przewodniczący Rady Powiatu.

Kolejny raz poszło o rządową Ustawę o Funduszu rozwoju połączeń autobusowych, która przywraca lokalne linie przewozowe. Powiat bialski przystąpił do tego programu w sierpniu. Wtedy również nie obyło się bez kontrowersji, ponieważ trzy autobusowe trasy uruchomiono głównie na podstawie ankiety potrzeb komunikacyjnych, w której wypowiedziało się wówczas zaledwie… 11 osób.

– Moje wątpliwości potwierdziła rzeczywistość, która obnażyła cały populizm tej uchwały w następstwie rządowej ustawy. Gdzie jest ta obiecana w projekcie „złotówka za złotówkę”? Nie ma! I to jest wielkie kłamstwo, którym zostali porażeni wszyscy mieszkańcy powiatu bialskiego. Dzisiaj 1 wozokilometr kosztuje około 4 złotych, a rząd dopłaca do tego tylko 1 złotówkę. Jesteśmy oszukani. Rząd robi coś naszymi rękami, a my chętnie idziemy w to, bo z założenia ten projekt jest bardzo „prospołeczny”. Gdzie jest ten zapowiadany szalony rozwój powiatu, gdzie są te tłumy ludzi, a nawet pojedyncze osoby jeżdżące tymi autobusami? Okazuje się, że średnio jednym kursem jeżdżą 3-4 osoby. Autobus spala około 20 litrów benzyny. Myślę, że to bardzo „prospołeczne” i „proekologiczne” działanie… – mówił Mariusz Kiczyński, przewodniczący rady Powiatu Bialskiego, który w sierpniu jedyny zagłosował przeciw przyjęciu planu transportu publicznego.

Wtedy przewodniczący zwracał uwagę m.in. na wysokie koszty, które za uruchomienie tych linii musiałby zapłacić powiat. Teraz również podkreśla, że samorządu nie stać na finansowanie kolejnego zadania narzuconego przez rząd.

– Powiat Bialski jako jednostka samorządu terytorialnego nie ma własnych funduszy. Staną przed nami potężne problemy finansowe, a rozdrabniamy swój potencjał na drobne dla populistycznych tematów. W skali tych 4 miesięcy i 12 następnych program będzie nas kosztował 140 tys. zł. Ten projekt to żywa lekcja historii, i chichot historii. Wracamy do socjalizmu i komunizmu, kiedy władza wiedziała lepiej, co potrzeba społeczeństwu. Tylko wtedy władza wspierała miliony osób, a dzisiaj kilka osób w powiecie dostaje granty. I ta dzisiejsza uchwała też pokazuje powrót do tamtych czasów. Ale to jest droga lekcja, bo będzie to kosztowało powiat 140 tys. zł. Taniej byłoby wynająć taksówkę i wozić te osoby. Oczywiście będę głosował przeciw temu projektowi uchwały – dodał Kiczyński.

Z kolei zdaniem Daniela Dragana, wiceprzewodniczącego Rady Powiatu Bialskiego przy opracowywaniu planu transportu publicznego na najbliższy rok, przeprowadzone konsultacje nadal nie były wystarczające.

– W sierpniu, kiedy uchwalaliśmy pierwszy plan transportowy pokazywano nam, że trzeba za wszelką cenę sięgnąć po te środki. Dzisiaj wiemy, jak to wygląda w województwie lubelskim. Z zaplanowanych do wydania 24 mln zł, wydano zaledwie milion, czyli niecałe 4 proc. Z 238 samorządów znajdujących się w województwie lubelskim zaledwie 21 postanowiło skorzystać z tego funduszu, czyli mniej niż 10 proc. Do 4 zł, które kosztuje wozokilometr musimy dołożyć 3 zł. Tak naprawdę w tej sytuacji ten program przestaje mieć wymiar rządowy, a ma powiatowy, ponieważ powiat w 3/4 finansuje jego działanie. Obiecywano, że będą solidne konsultacje, rozmowy z mieszkańcami i wójtami. A w zaledwie 8 z 19 gmin powiatu bialskiego są realizowane działania w ramach tego planu transportowego – stwierdził Dragan.

Mimo wątpliwości sygnalizowanych przez radnych planu połączeń autobusowych broni wicestarosta Janusz Skólimowski.

– Dopłata jest do deficytu. Proszę nie mylić że my płacimy za 4 złote na przykład. To jest deficyt ten, którego nie wypracuje przewoźnik. Jeśli przewoźnik wypracuje zysk, nie ponosimy żadnych kosztów. Taki przykład był na połączeniu Drelów-Międzyrzec Podlaski. 140 tys. zł, które pan przewodniczący wymienił, to jest właśnie to, że my zabezpieczamy całość projektu, czyli tyle ile musielibyśmy zapłacić jeśli nie uczestniczyliby w kosztach np. wójtowie, gdyby nie było biletów. Do każdej z gmin było wystosowane zapytanie, gdzie oczekują połączeń. Oni są najbliżej mieszkańców, wszystko wiedzą. Oczywiście można by wprowadzać wiele tych połączeń, ale my oprócz tego że działamy prospołecznie z tyłu głowy mamy również ekonomię. Dlatego tworzymy te, które są opisane jako najbardziej potrzebne. Ci wójtowie, którzy występowali partycypują w kosztach na zasadach , dzielimy to co przewoźnikowi brakuje na pół i to jest naszym wspólnym kosztem – tłumaczył Skólimowski.

Więcej na ten temat w papierowym lub elektronicznym wydaniu „Podlasianina” 30 grudnia.

Monika Pawluk

Dodaj komentarz

Komentarze

    Brak komentarzy