Opowieści Cattaniego: Początki mafii w Polsce pod przykrywką KC PZPR (wstęp)

Opowieści Cattaniego: Początki mafii w Polsce pod przykrywką KC PZPR (wstęp)
fot. Pixabay

Rozpoczynamy cykl opartych na faktach opowieści kryminalnych byłego bialskiego gliniarza kryminalnego, jeszcze w czasie pełnienia służby nazywanego przez podwładnych Cattanim (komisarz Corrado Cattani jest bohaterem serialu kryminalnego „Ośmiornica” o włoskiej mafii). Publikowane na naszym portalu historie są wariacją na temat osobistych doświadczeń zawodowych bialskiego Cattaniego.

 

Mafia to tajna organizacja przestępcza o dużych wpływach, powiązanych z osobami na różnych szczeblach władzy, finansowana z przestępstw. To organizacja zuchwała, opętana władzą i wyniośle arogancka.

Nazwa i korzenie pierwszych organizacji pochodzą z Sycylii. W naszym kraju prawdziwe mafie zaczęły się organizować w okresie przemian dziejowych, czyli od początku lat dziewięćdziesiątych. Przestępczość przenikała do nowego systemu gospodarczego, narzucając swoje standardy. Po prostu część ludzi odsuniętych od władzy nadal miała wpływ na stosowanie prawa. Reforma goniła reformę, ale mentalność pozostawała w peerelowskiej stagnacji. Prokuratury i sądy były tylko dziurawym sitem, przez które przepływały najgorsze szumowiny społeczne. Być może organizacje przestępcze o charakterze mafijnym tworzyły się częściowo na bazie wiedzy, a może i doświadczeń z afery nazwanej „Żelazo”, z początku lat siedemdziesiątych. Kilka zdań wyjaśnienia, o co tam chodziło.

W tamtym czasie funkcjonariusze z tzw. elit służb specjalnych byli wyjątkowo niebezpiecznymi gangsterami, działającymi w zorganizowanej grupie i kierowanymi przez najwyższych zwierzchników oraz za przyzwoleniem Komitetu Centralnego PZPR. Napadali, zabijali, rabowali, a później wszyscy „legalnie” dzielili się złupionymi wyrobami jubilerskimi, dziełami sztuki i setkami kilogramów złota (stąd kryptonim akcji). To były prawdziwe dochody wielu kacyków, w ten sposób dorobili się ogromnych majątków. Ówczesny szef wywiadu i wiceminister Mirosław Milewski chodził po KC i osobiście rozdawał prezenty. Służba w jednostkach specjalnych była więc tylko przykrywką dla innej, o wiele bardziej dochodowej działalności.

Do zadań „specjalnych”, rabunkowych za granicą, szczególnie w Niemczech, wybrani zostali trzej bracia Janoszowie: Kazimierz, Mieczysław i Jan. Mieczysław był nawet wcześniej prokuratorem. On sam później, już w wolnej Polsce, gdy jego zbrodnie uległy przedawnieniu, wypowiadał się, że prokuratorem nie został tak sobie, że zrobili go po coś. Mercedesem Janoszów woził się potem Edward Gierek.

W latach dziewięćdziesiątych byłem w samym środku tego świata przemian. Nie stałem biernie, ale odważnie podejmowałem wyzwania. Nawet gdy upadałem, zawsze się podnosiłem. Wiedziałem, że los ludzi pokrzywdzonych często zależał ode mnie. Czasem musi się pogorszyć, żeby mogło się polepszyć – taki paradoks. Często musiałem odrzucać na bok cały ten balast, różne naciski, obawy i niepokoje, aby stawić czoła zagrożeniu z każdej strony mocy. Bo jak nie robi się nic, to mogą ginąć niewinni ludzie.

W tej służbie trzeba mieć charakter, i nie za dużo uprzejmości. Dobry glina musi być przygotowany, by przetrwać na dłuższą metę dojmujący dyskomfort. Można to porównać do zawodów sportowych. Zwykły człowiek, wrzucony na ring z zawodowym bokserem, natychmiast zaliczy cios i poleci na dechy, zanim zrozumie, co się stało. Ale zawodowiec czyta w przeciwniku jak w otwartej księdze. Widzi, jak przygotowuje się on do wyprowadzenia ciosu, wie, gdzie ten cios jest wycelowany, zdąży się uchylić i jeszcze wyprowadzić kontrę.

Często razem z kolegami stałem pod drzwiami bandziorów, również w Warszawie, z bronią gotową do strzału. Kto czeka za tymi drzwiami? Diabli wiedzą. Przeważnie słyszeliśmy tylko głuchą ciszę. Dla mnie, gdy w grę wchodziło ludzkie życie, cena nie miała znaczenia. Fundamentalnymi wartościami były honor i sprawiedliwość, nawet wtedy, gdy ręce były pętane przez ludzi na wysokich stołkach. Siedzenie za biurkiem było dla mnie koszmarem, bo nie lubiłem nudnej pracy. Wiedziałem też, że pojedynczy glina to pionek, a pionek, który przestaje robić dobrą minę do złej gry i przyznaje się do problemów, zostaje bezlitośnie zmieciony z szachownicy. Dlatego ten świat parę razy zdemolował moje życie.

Przeżycie całego życia w strefie komfortu może być wygodne, ale to jedynie wegetacja. Nawet największe sukcesy mają ciemne strony. Generalnie policjanta ocenia się po zewnętrznych atrybutach, które nie mają żadnego przełożenia na sprawność w boju z mafią, z bandytami. Zawsze szedłem pod prąd. Robiłem rzeczy, których inni nie chcieliby robić. Po prostu niektórzy ludzie nie są do tego zdolni i już.

Cattani

W następną niedzielę opublikujemy pierwszą część opowieści kryminalnych Cattaniego.  

 

 

Dodaj komentarz

Komentarze

    Brak komentarzy