O Gilmorze – psie, który szuka domu

O Gilmorze – psie, który szuka domu

BIAŁA PODLASKA Ona jest jego oczami i przewodniczką, on – jej przyjacielem. Niewidomy, bezdomny pies stał się całym światem dla Zuzanny Starzyńskiej, wolontariuszki bialskiego schroniska Azyl. Młoda bialczanka poruszona losem swojego czworonożnego podopiecznego wraz z pracownikami i przyjaciółmi schroniska postanowiła znaleźć Gilmorowi dom, w którym wreszcie poczuje się kochany i bezpieczny.

Gilmor (pieszczotliwie nazywany również Tuptusiem), niewielki czarny kundelek, trafił do schroniska Azyl w Białej Podlaskiej 15 października, kilka dni po tym, jak przybłąkał się na jedno z bialskich podwórek. Zwiniętego w kłębek, bezbronnego i przestraszonego psiaka znalazła mieszkanka posesji. Kobieta zamieściła ogłoszenia na portalach społecznościowych z nadzieją, że w ten sposób właściciel odnajdzie swoją zgubę. Niestety, dni mijały, a po Gilmora nikt się nie zgłaszał.

Na jedno z tych ogłoszeń natrafiła właśnie młoda bialczanka, Zuzanna Starzyńska, która postanowiła psiakowi pomóc. – I stało się, strzała prosto w serce, trochę jak strzała amora – uśmiecha się dziewczyna. – Niestety, nie mogłam wziąć go do siebie. Druga kobieta zaproponowała Gilmorkowi dom tymczasowy, ale nie na długo. Myśleliśmy, że znajdzie się właściciel, niestety nie znalazł i psiak trafił do schroniska – opowiada Zuzanna.

Skrzywdzony przez człowieka

Nastolatka od 2015 roku jest wolontariuszką w bialskim Azylu. Ofiarowuje swój wolny czas na pomoc czworonożnym podopiecznym bialskiego schroniska. Takich osób, dla których los porzuconych zwierząt nie jest obojętny, jest znacznie więcej. Sprzątają boksy dla psów, spędzają z nimi czas, bawią się i wyprowadzają na spacery, tak aby dawnym domowym pupilom łatwiej było znieść samotność i tęsknotę za właścicielem.

– Moja przygoda z wolontariatem na początku była trudna. Pierwsze dwie próby skończyły się płaczem i nienawiścią do ludzi, przez których tyle psów jest w schronisku. Trzeci raz jak weszłam do schroniska, to już tam zostałam do dnia dzisiejszego. Chyba do tego dorosłam. Powiedziałam sobie, że jak nie ja, to nikt tym pieskom nie pomoże. Powtarzam to sobie zwłaszcza wtedy, gdy nadchodzi czas, że nie mam siły na pomoc i wątpię w swoje działania – mówi bialczanka.

Gdy dowiedziała się, że Gilmorek jest w Azylu, od razu zadzwoniła do opiekunki wolontariatu Anny Jakubowskiej, że ten pies musi trafić pod jej opiekę. – Zgodziła się bez wahania, bo słyszała w moim głosie nadzieję na lepsze jutro dla tego psa. Gilmorek był bardzo wycofany, niepewny w stosunku do wszystkich ludzi. Widać było, że był skrzywdzony przez jakiegoś człowieka, że bardzo bał się obroży, a co mówić smyczy… Odkąd trafił do schroniska, jestem u niego częściej niż raz w tygodniu, gdy odbywają się coniedzielne wyprowadzania. Karmię go, wyprowadzam, już bez smyczy, spędzam z nim czas, tuląc go w swoich ramionach – dodaje wolontariuszka.

Bezgraniczne zaufanie

Pies jest niewidomy. Nie wiadomo, czy stracił wzrok na skutek jakiegoś urazu, czy choroby. Pomimo problemów ze zdrowiem, jest bardzo radosnym i łaknącym kontaktu z człowiekiem zwierzęciem. – Widzi tylko oczami wyobraźni, ale porusza się za mną bardzo sprawnie. A słysząc mój głos, bardzo energicznie macha ogonkiem i podskakuje na swoich krótkich łapkach. To urocze i wzruszające, że w tak krótkim czasie mi zaufał. 19 listopada byłam razem z kierownikiem schroniska i Gilmorkiem w klinice w Lublinie. Miał USG oczu, które wykazały, że niestety nie będzie już nigdy widział – opowiada Zuzanna.

Historia Gilmora poruszyła wiele osób, które tak jak Zuzia odwiedzają go w schronisku. – Na bieżąco śledziłam wpisy na Facebooku dotyczące Gilmorka. Najpierw piesek trafił do domu tymczasowego, a później do schroniska. A ja nie mogłam o nim zapomnieć. Mam w domu dwa pieski, jeden z nich jest również przygarnięty z ulicy. Niestety, nie mogę pozwolić sobie na więcej. Na miliony ogłoszeń, które szturmują sieć internetową, te oczy utkwiły mi głęboko w pamięci. Postanowiłam napisać do znajomej ze schroniska, czy może jakoś inaczej mogłabym mu pomóc. Po chwili odczytałam, żebym po prostu go odwiedziła, bo potrzebuje bliskości człowieka. Bardzo bałam się tej wizyty w schronisku, ale wiedziałam, że jak już się powiedziało „a”, trzeba powiedzieć „b”. Tam poznałam wolontariuszkę Gilmorka, która uczy mnie „tamtego świata” – opowiada Agata Popławska.

Bialczanka dodaje, że jej największym marzeniem jest, żeby pies znalazł kochający dom już na zbliżające się święta: – Gilmor to cudowny psiak po przejściach. Z każdą moją kolejną wizytą widać, jak się zmienia i otwiera na drugiego człowieka. Zasługuje na szczęście. Wiem, że ciężko będzie znaleźć mu dom… Nie jest już w końcu szczeniakiem i do tego nie widzi. Wierzę jednak, że znajdą się ludzie, którzy go pokochają takim, jaki jest. Wiem, że odwdzięczy się bezgraniczną wiernością oraz miłością. Więź między psem a człowiekiem może być piękna! Ja doświadczam tego każdego dnia, gdy budzę się i jak wracam z pracy. Nie możemy uratować całego świata, ale możemy uratować cały świat tego czworonożnego zwierzaka.

Osoby zainteresowane przygarnięciem Gilmora będą musiały przejść procedury adopcyjne (ankieta, tzw. wizyta pa, czyli przedadopcyjna, umowa). Piesek przebywa w schronisku Azyl w Białej Podlaskiej. Szczegółowe informacje uzyskać można, kontaktując się z wolontariuszką pod nr. tel.  572 677 606 (w kwestii pomocy Gilmorowi wystarczy napisać esemesa, na który Zuzanna na pewno odpowie).

Więcej na ten temat w papierowym i elektronicznym wydaniu „Podlasianina” nr 2

Monika Pawluk

Dodaj komentarz

Komentarze

    Brak komentarzy