Nasze felietony: Własny punkt widzenia (9). Chcieliście, to macie, czyli jak nie przegrać na starcie
„W chwilach wielkich wielcy są…” – C. K. Norwid
Trzeba było stanąć nad przepaścią, aby zrozumieć, w jakim miejscu znalazła się Polska po ośmiu latach rządów zjednoczonej prawicy. Wystarczył jeden malutki krok, aby ojczyzna runęła w otchłań niebytu i stała się atrapą demokracji. Zwycięstwo demokratycznej opozycji to zwycięstwo nas wszystkich, i nie jest tak, jak mówi pis, że rządy połączonych partii opozycyjnych będą zarzewiem chaosu. To szerokie spektrum wyborcze, od lewicy do centrum, spersonifikowane i zasilone przez kobiety, młodych ludzie, a nawet ich dziadków, stanęło na wysokości zadania i powiedziało dość rządom pis-u, wskazując nowe kierunki i oczekiwania względem przyszłości kraju.
To nic, że pis ma jeszcze tak wielu zwolenników. To efekt ośmioletniej propagandy, indoktrynacji i przekupstwa, ale to da się zmienić. Dlatego przed nowym rządem stoi wielkie wyzwanie, aby przekonać do siebie niedowiarków, bowiem najwyższa pora zakopać topór wojenny i zacząć myśleć holistycznie. Ta nowa rzeczywistość, w której obudziliśmy się szesnastego października, to czas nadziei i gruntownych przemian, w których uczestniczyć powinno całe społeczeństwo. Tak wiele trzeba zrobić, aby powrócić do normalności i aby przekonać świat, że w Polsce skończyła się era ciemnogrodu.
Innego zdania są przegrani. Mimo że zwycięstwo demokracji stało się faktem, to siły zła nie dają za wygraną. Przed nami dni walki i napięć – straszy Kaczyński. Nie pozwolimy zdradzić Polski! – grzmiał po ogłoszeniu sondażowych wyników, negując prawo głosu jedenastu milionów obywateli do własnej wizji kraju. „Diabeł przebrał się w ornat i ogonem na mszę dzwoni”, udając, że broni demokracji, tej pisanej patykiem na wodzie. Szansa, którą wywalczyła liberalna część społeczeństwa, jest drugą szansą dla naszej ojczyzny (pierwsza była w 1989 roku). Mam nadzieję, że nowo sformowany rząd podoła wyzwaniu, a mroczne czasy średniowiecza odejdą w zapomnienie. „Szczęśliwej Polski już czas”.
Cud nad Wisłą
Co stało się 15 października 2023 roku w kraju nad Wisłą, przy urnach wyborczych, że tak skrzętnie budowany nowy ład, runął w jednej chwili jak przysłowiowy domek z kart? Skoro według partii rządzącej było tak dobrze, to czemu okazało się, że jest aż tak źle? W końcu jedenaście milionów obywateli jednym głosem powiedziało dość!
Wyniki badań różnych sondażowni wskazują prawdziwe przyczyny porażki pis. Ktoś może powiedzieć: zjednoczona prawica nie przegrała. Na pozór tak, ale to pyrrusowe zwycięstwo musi być uważane za klęskę. Wszak w wyborach nie chodzi o zwycięstwo autoteliczne, czyli cel sam w sobie, a o zdolność utworzenia rządu i możliwość rządzenia. A z matematycznych wyliczeń wynika, że ona takich możliwości nie ma, co stawia ją w przyszłym Sejmie w roli opozycji.
Jak to się stało i któż sprawił pisowi takiego psikusa? Ano, wszyscy ci niezadowoleni. A przez osiem lat wielu ich się namnożyło. Powiadają „pycha z tronu spycha”, i to fakt. Arogancja i buta pisu sięgnęła zenitu, co nie pozostało niezauważone przez pewne uśpione grupy wyborców, które przy urnach nareszcie się przebudziły. Dwie dotychczas mało aktywne grupy społeczne, w ostatnim czasie bardzo się uaktywniły i ustawiły wynik wyborów. Są to kobiety, którym zakłamani purytanie i obłudni szowiniści chcieli urządzać życie na własną modłę, oraz młodzi ludzie, których postępująca indoktrynacja nie zdążyła otumanić i do których wreszcie dotarło, że ich przyszłość leży w ich rękach.
Te wybory to był ostatni dzwonek, aby wybudzili się z letargu, gdyby nie ich zaangażowanie, trzecia kadencja rządów pis stałaby się faktem, a przyszłość nas wszystkich malowałaby się w najczarniejszych barwach. Jaka zatem płynie dla rządzących nauczka na przyszłość? Nie igrajcie z demokracją, nie eksperymentujcie, nie gmerajcie przy niej, bo możecie się sparzyć. I nigdy nie lekceważcie kobiet ani „małolatów”, bo są nieobliczalni…
Co złego zrobiliśmy…?
Nareszcie opadł postwyborczy pył bitewny i ukazał nam narodowe pobojowisko, na którym w jednym szeregu pozostali zwyciężeni i zwycięzcy, i tylko postronnemu obserwatorowi trudno się rozeznać, kto jest kto? Optymistyczny wariant to taki, gdzie wszyscy są wygrani, a pesymistyczny, gdzie wszyscy są przegrani. Jaka zatem jest prawda obiektywna? Ktoś przecież musiał wyjść z tej batalii z tarczą, a ktoś na tarczy… Czym zatem była owa „bitwa na głosy” i o co się toczyła?
Odpowiedź wydaje się prosta: o władzę, a w konsekwencji, o przyszłość Polski. Osiem lat rządów zjednoczonej prawicy stało się jej wizerunkową klapą i przyczyną narastającej frustracji znakomitej części obywateli, co przełożyło się na liczbę mandatów przy urnach wyborczych. Zaklinanie przez pis rzeczywistości i obarczanie winą za całe zło tego świata niejakiego Donalda T., okazało się niewystarczającym usprawiedliwieniem dla pogarszającej się polityczno-gospodarczej sytuacji kraju. Jedenaście i pół miliona głosów sprzeciwu, wobec siedmiu i pół miliona głosów poparcia, jest wystarczającym argumentem, przemawiającym za zmianą ekipy rządzącej. W demokratycznym państwie prawa taka praktyka jest rzeczą naturalną, dlatego nikogo nie powinien dziwić, a tym bardziej bulwersować fakt zmiany na szczeblach władzy. A jednak jest to przyczynek do jeszcze większego, społecznego podziału: na patriotów i zdrajców.
Zastanawia mnie, co sprawia, że politycy tak trudno rozstają się ze swoimi stołkami. Czyżby to jakaś magia, a może narkotyk, który wciąga bez reszty i nie pozwala wyrwać się nieszczęśnikowi ze szponów nałogu? Trudno powiedzieć? Może to wreszcie troska o ojczyznę i współobywateli jest ich mottem życiowym i spirytus movens, dlatego stawiają na dobro publiczne, a nie własny interes? Taki bezwarunkowy patriotyzm to przekleństwo. Żeby tak bez reszty poświęcać się idei, a w zamian nic, tylko rażąca niewdzięczność i połajanki. Dlatego nie dziwi mnie zachowanie dotychczasowych włodarzy i ich popleczników, że reagują tak nerwowo na wyniki wyborów i czują się zawiedzeni bezwzględną reakcją suwerena. Co złego zrobiliśmy? – zadają, po niewczasie, pytanie niewdzięcznemu wyborcy rozgoryczeni politycy. Wszak my wszystko dla was…
Mocno spóźniona refleksja na nic się zda, cierpliwość i mandat się wyczerpały. Jedyna dobra strona „średniowiecza”, to wskazówki dla „odrodzenia”, dla tych, którzy nastaną. Donaldzie, Hołownio, Czarzasty itd., nie idźcie drogą poprzedników. Więcej pokory, bo to droga donikąd! Gdyby to wiedział Kaczyński ze swoimi akolitami, może w porę opamiętałby się i dzisiaj świętowałby zwycięstwo. A tak przyjdzie złożyć głowę na ołtarzu demokracji. Bez cienia żalu z mojej strony.
Drugi oddech
Dlaczego piętnastego października o godzinie 21 cała Polska i cały świat wstrzymały oddech w oczekiwaniu na wyniki naszych wyborów parlamentarnych? Czyżby (jak niektórzy uważają) kraj nad Wisłą był pępkiem świata, od którego zależy cała jego przyszłość? Muszę przyznać, że to wielka nobilitacja dla naszej ojczyzny – niecałe czterdzieści milionów ludności, a trzęsie miliardami, i nie mam na myśli li tylko ludzkiej populacji. Jakaż to szczególna rola przypadła w udziale Polsce, że krajowy dobór politycznych decydentów może mieć dziejowy wpływ na przyszły kształt Unii Europejskiej, a bez kozery można by rzec – świata?
Może wyolbrzymiam nieco rolę Polski na obecnej geopolitycznej scenie, albo i nie. Kiedy tak się głębiej zastanowić, to nie! Pozycji naszego państwa żadną miarą nie da się przecenić, ponieważ jest ona jednym z filarów Unii Europejskiej, a z racji geograficznego położenia, stanowi naturalną oś porozumienia między Zachodem i Wschodem. I z tej to przyczyny jest głównym graczem na wielu newralgicznych płaszczyznach globalnej polityki. Skoro tak jest, to nie dziwota, że świat troska się o realny kształt naszego parlamentu, który determinował będzie polityczny kurs naszego państwa.
Jakie zatem my, Polacy, mieliśmy alternatywy? Rządy pis z jednej strony i rządy demokratycznej opozycji z drugiej. Osiem lat rządów zjednoczonej prawicy, wbrew wszelkim zapewnieniom polityków tego ugrupowania, spowodowały spadek prestiżu naszego kraju na arenie międzynarodowej, a liczne finansowe afery z każdym dniem odsłaniały prawdziwe oblicze partii prawa i sprawiedliwości. Partykularne interesy partii władzy doprowadziły kraj do gospodarczej zapaści, której krótkoterminowe skutki odczujemy już wkrótce, a długoterminowe odczują następne pokolenia.
Metodyczne i przemyślane zawłaszczanie struktur państwa, jego instytucji oraz majątku narodowego, konsekwentnie pozycjonowało członków partii pis w uprzywilejowanej roli, spychając pozostałą część społeczeństwa na margines życia gospodarczego i kulturalnego. Powszechna indoktrynacja, propaganda i strach, stały się nieodłącznym narzędziem sprawowania władzy, co znacząco ograniczało prawa i swobody obywatelskie społeczeństwa, skrycie zmieniając istniejący system prawny w pełzającą autokrację.
Na szczęście dla naszego kraju, powszechny, obywatelski sprzeciw liberalnej części społeczeństwa potrafił zatrzymać wzbierającą falę autorytarnych zapędów. Zmiana partii rządzącej była jedynym sposobem i gwarantem powrotu Polski do rządów państwa, nomen omen, prawa i sprawiedliwości, i należnego jej miejsca pośród demokratycznych krajów UE. Postępujący skrycie izolacjonizm oraz celowy konflikt interesów, były doskonałym pretekstem do wyprowadzenia kraju z unijnych struktur (strefy Schengen, NATO, wspólnego rynku), co diametralnie zmieniłoby dotychczasowy układ sił i obowiązujące, światowe status quo.
PS Polska nie jest żadnym pępkiem świata, ale jest za to istotnym elementem polityczno-gospodarczego ładu, i dlatego wybór demokratycznej koalicji był tak istotny dla przyszłości naszego kraju i jego partnerów.
Każdy kij ma dwa końce
Ponad jedenaście i pół miliona wyborców powiedziało dość dotychczasowej władzy, co powinno być wystarczającym sygnałem dla pozostałej części Polaków (szczególnie dla tych, którzy nie głosowali), że pewna epoka właśnie się skończyła. Ale myślicie, że to takie oczywiste? Skądże, teraz należy dorobić teorie spiskowe, aby jakoś zdeprecjonować ten jakże demokratyczny akt. Tylko jakie?
Nawet przegrani, mimo że plotą trzy po trzy i zaklinają rzeczywistość, to jednak o fałszowaniu wyborów nie przebąkują. Za to ich zwolennicy jak najbardziej. Niczym trampiści w Stanach próbują siać ferment, jakbyśmy mało jeszcze mieli powodów do skakania sobie do oczu. Najwyższy czas pogodzić się z przegraną, uderzyć w piersi i zabrać się do roboty w nowym układzie sił. Niestety z tym jest problem, bowiem zarówno zwolennicy, jak i sami politycy nie chcą włączyć się w nowy nurt, mimo że z drugiej strony barykady też można dużo dobrego dla kraju zrobić, ale nie według nich.
Niedoczekanie, żebyśmy pomogli Polsce wyjść z kłopotów, zwłaszcza, że ich nie ma! – trzymają się swojej narracji, jak smark rękawa. Niejaka Emilewicz stwierdziła, że źle się stało, że zjednoczona prawica przegrała wybory, bowiem zatrzymany został proces naprawy III RP. Zastanawia mnie, co dostrzegli wyborcy, czego ona nie widziała? Czy nie widziała korupcji, afer, nepotyzmu, niekompetencji, łamania Konstytucji i urągania praworządności. Czy nie widziała postępującej inflacji i drożyzny, i spadku poziomu życia obywateli. Czy nie dostrzegała inwigilacji i propagandy, do której notabene, bijąc się w piersi, przyznał się Marcin Wolski? Nie dziwię się, że ona, postrzegająca kraj z innej perspektywy, nie dostrzegała pychy i arogancji władzy, takich drobnych niuansów życia społecznego, które doprowadziły do upadku tego rządu. Ale szary obywatel przejrzał na oczy i je ocenił.
Teraz przyjdzie naprawiać te wszystkie wypaczenia, o których z taką troską w głosie w 2015 roku mówiła B. Szydło i A. Duda. Oni to, krytykując rządy swoich poprzedników, odżegnywali ich od czci i wiary, zarzucając im wszystko to, co teraz wyszło na jaw i rozsierdziło wyborców. Prezydent poszedł jeszcze dalej i onegdaj wystąpił z apelem do odchodzącej koalicji PO-PSL o niepodejmowanie w okresie przejściowym ważkich decyzji, które mogłyby zaszkodzić ojczyźnie.
Tymczasem cóż my widzimy? Ano to, że prezydent powołuje nowych sędziów, Morawiecki podnosi podatek na prąd, Ziobro ogłasza nowe przetargi, Obajtek podnosi ceny na paliwo, a cała zjednoczona prawica, stojąc murem za prezydentem, przypomina jego prerogatywy – my zwyciężyliśmy w wyborach, my powołamy nowy rząd, a prezydent ma dać zielone światło, bo ma do tego prawo i taka jest tradycja. Nieważne, że to tylko przedłużanie agonii i że taka sytuacja bardzo szkodzi Polsce i społeczeństwu. Ważne jest, że odchodzący będą mogli jeszcze namieszać, i skomplikować i tak już zagmatwaną polityczno-gospodarczą sytuację kraju. A co najważniejsze, będą mogli przede wszystkim wykorzystać ten czas na zacieranie śladów.
Jak zatem będzie, panie prezydencie, z tą odpowiedzialnością za ojczyznę? Czy przypomni pan sobie słowa wypowiadane z takim żarem w głosie do opozycji i opowie się za Polską Racją Stanu, kładąc kres tej farsie z rządem pisu? Czy, jak zwykł pan to czynić, da im szansę na pozamiatanie po sobie, nie przejmując się upływającym bezpowrotnie i bezproduktywnie czasem?!
Podjęta rękawica
Powyborcza euforia powoli ustępuje chłodnemu rozsądkowi, a pragmatyczna rzeczywistość coraz brutalniej puka do drzwi nowej rzeczywistości. Oszołomieni pisowcy jeszcze nie mogą się pozbierać i pogodzić z tym, że in spe trzeba będzie oddać władzę i przejść do opozycji. Taka jest logiczna i nieubłagana kolej rzeczy, wynikająca z podziału mandatów do przyszłego Parlamentu.
Ale zjednoczona prawica wciąż uważa się za partię zwycięską i nie ma zamiaru łatwo dać się wyrugować z rządu. Cały aparat państwa wciąż pracuje na jej konto, bo nic nie dzieje się za sprawą czarodziejskiej różdżki. A zjednoczona opozycja, jeżeli chce przejąć władzę, musi przejść skomplikowaną procedurę prawną, której gwarantem jest prezydent, którego z kolei sympatie polityczne są powszechnie znane. Coraz śmielsze próby deprecjonowania wyniku wyborów przez „dobrą zmianą”, są wyraźnym sygnałem dla demokratycznej opozycji, że łatwo nie będzie. Ale prawo i społeczeństwo stoją po jej stronie, dlatego wszystko w jej rękach.
Przedwyborcza konfiguracja partii politycznych od początku była bardzo klarowna dla wybieranych i wybierających, toteż układ sił, jaki się ziścił, nie powinien być dla nikogo zaskoczeniem. Efekt narodowego sprzeciwu wobec ośmioletnich rządów pis jest nadzwyczaj wymownym dowodem poparcia dla opozycji i stanowi swoisty kredyt zaufania, jaki dostała ona od suwerena, czyli żyranta. W zaistniałej sytuacji nie ma miejsca na niesnaski i walkę o stołki. Wiadomą rzeczą jest, że porozumienie trzech ugrupowań jest procesem wielce skomplikowanym, ale róbcie to w zaciszu gabinetów. I pamiętajcie, że społeczeństwo wzniosło się ponad przeciętność, więc i wy musicie stanąć na wysokości zadania.
Podział stanowisk (bo aparat państwa obsadzony jest ludźmi) powinien być rzeczą wtórną do programu i oczekiwań społeczeństwa, dlatego nie dajcie się poróżnić, negocjujcie tyle, ile trzeba, ale dogadajcie się, bo kiedy pis poczuje krew, nie odpuści, a wy, nie dość że się ośmieszycie, to na dodatek zawiedziecie oczekiwania wyborców, i tego wam naród nie wybaczy.
Bóg jeden wie, co byłoby gorsze dla Polski: czy przegrać na starcie, czy zawieść na mecie. Teraz ogromne wyzwanie stoi przed demokratyczną opozycją, a później przed sformułowanym przez nią rządem. Chcieliście, to macie. Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Podnieśliście rękawicę, to stańcie godnie do boju o Polskę. Tego pojedynku nie wolno wam przegrać!
Waldemar Golanko
Komentarze
Brak komentarzy