Kto kogo pobił na zamku, czyli krokodyle polujące w stawach

Kto kogo pobił na zamku, czyli krokodyle polujące w stawach

JANÓW PODLASKI Od tygodnia w Janowie huczy na temat starcia pomiędzy jednym z klientów hotelu Zamek Biskupi a tamtejszym szefem ochrony, zarazem instruktorem i posiadaczem czarnego pasa karate kyokushin. Na temat zajścia krąży już kilka wersji, często zupełnie sprzecznych, w myśl których powodem rzekomej bójki miał być tajemny romans, zazdrość kochanka, porwanie dziecka, a nawet rzucenie rywala na… pożarcie krokodylom.

Mając to na uwadze, postanowiliśmy sprawdzić, co wydarzyło się naprawdę. Okazało się, że w każdej plotce jest ziarnko prawdy, i nawet najdziwniejszy, jak sądziliśmy, watek związany z krokodylami wcale nie został do końca wymyślony.

Ochroniarz mnie pobił

Do zdarzenia doszło nocą z piątku na sobotę (z 8 na 9 lutego) na terenie hotelu Zamek Biskupi w Janowie Podlaskim. Według relacji naszego czytelnika, a raczej, jak się z czasem okazało, przekazanej przez niego plotki, szef ochrony tamtejszego hotelu miał pobić przebywającego w tym czasie na recepcji jednego z gości hotelowych. Zdenerwować miało go to, że recepcjonistka, o której względy od dłuższego czasu bezskutecznie zabiegał, wesoło rozmawiała z jednym z gości hotelowych. On to widział na monitoringu, wzbudziło to jego zazdrość i doprowadziło do niekontrolowanego wybuchu emocji.

– Człowiek będący ochroniarzem powinien dbać o bezpieczeństwo gości, a nie ich bić – twierdzi mężczyzna, który poinformował nas o zdarzeniu. – Jeżeli ktoś ma tak wysokie, udokumentowane umiejętności w sztukach walk, jak czarny pas karate, użycie przez niego tych umiejętności to tak, jak użycie niebezpiecznego narzędzia. Powinien stosować je jedynie w wyjątkowych okolicznościach.

Choć historia wydawała się dość nieprawdopodobna, bo, jak ustaliliśmy, pełniący funkcję szefa ochrony Mariusz W. jest od wielu lat szczęśliwym ojcem rodziny i przykładnym małżonkiem, kolejne osoby potwierdzały nam tą wersję. Dlatego skontaktowaliśmy się z dyrektorem hotelu Adamem Młodziejewskim, aby poinformował nas, co tak naprawdę wydarzyło się feralnej nocy na recepcji.

Gość hotelowy rzucił kuflem

– Nie doszło do żadnej bójki między gościem hotelowym a ochroniarzem, ani do bezpośredniego kontaktu fizycznego pomiędzy nimi – zapewnia dyrektor placówki. – Gość hotelowy rzucił w ochroniarza pokalem, czyli szklanką do piwa, po czym wybiegł z recepcji. To nie był nawet, jak niektórzy twierdzą, kufel, który jest cięższy i posiada uchwyt, ale pokal, czyli coś dużo lżejszego. Nie wiem, czy ktoś tak bardzo tutaj nie lubi nas, mnie, albo nie lubi zamku, że tworzy takie plotki. Ludzie wymyślają czasem takie rzeczy, że się w głowie nie mieści. Często pracownicy, po odejściu z pracy, opisują z nazwiska kierowników czy dyrektorów i musimy to usuwać. Ja jestem z Warszawy i trudno mi się tutaj współpracuje z ludźmi.

Jak ustaliliśmy, kilka minut wcześniej gość hotelowy zadzwonił na policję, informując, że zaginęło mu kilkuletnie dziecko, którym się opiekował. – Faktycznie, 8 lutego po godzinie piątej rano otrzymaliśmy zgłoszenie od mężczyzny, że przebywając w lokalu na terenie Janowa Podlaskiego stracił z oczu swoje kilkuletnie dziecko – informuje rzecznik bialskiej komendy policji Barbara Salczyńska-Pyrchla. – Z tego samego adresu otrzymaliśmy kolejne zgłoszenie, tym razem dotyczące nietrzeźwego, awanturującego się mężczyzny. Na miejsce skierowany został patrol policji. Funkcjonariusze nie potwierdzili zaginięcia dziecka, bo mężczyzna w ogóle nie miał ze sobą dziecka. Z relacji świadków wynikało natomiast, że awanturował się on z pracownikiem ochrony, którego uderzył w twarz kuflem i przed przyjazdem patrolu uciekł. Funkcjonariusze odnaleźli go na terenie ośrodka. Był nietrzeźwy, miał 1,3 promila alkoholu w organizmie.

Krokodyle chciały mnie zjeść

– To on dzwonił na policję, że zaginęło mu dziecko. Ale różne rzeczy się dzieją, gdy ludzie ostro popiją – dodaje dyrektor hotelu. – Poza tym nie wiemy, co jeszcze ten człowiek, oprócz alkoholu bierze, może jakieś leki. Każdy przypadek jest inny. W wakacje mieliśmy nawet takie zdarzenie, że człowiek wbił sobie nóż w gardło. Pracownik ochrony nie ma prawa bić naszych gości. Gdyby się wydarzyło coś takiego, zostałby zwolniony w trybie natychmiastowym. Wiem, że prasa interesuje się zdarzeniem, bo wczoraj przyjechała policja i zabezpieczyła w tym celu nagrania z monitoringu.

Gdy mężczyzna wybiegł z recepcji, ukrywał się w jednym ze stawów w pobliżu hotelu. Był przerażony, twierdził, że w wodzie są krokodyle, które na niego polują. To stamtąd wyciągnęli go policjanci. Pobity ochroniarz udał się do szpitala, gdzie opatrzono mu twarz.

Cały artykuł do przeczytania w papierowym i cyfrowym wydaniu „Podlasianina” od 18 lutego.

Ryszard Godlewski

Dodaj komentarz

Komentarze

    Brak komentarzy