Kto czyha na życie mojej rodziny?!
BIAŁA PODLASKA Zemsta czy atak podpalacza-psychopaty? Rodzina pana Leszka z Białej Podlaskiej żyje w ciągłym strachu, bo ktoś z premedytacją próbuje ich zastraszyć. Najpierw podpalono im samochód, od którego zajął się dom. Mężczyzna omal nie zginął w pożarze. Przed tygodniem, nad ranem z piątku na sobotę (z 10 na 11 września), na posesji przy ul. Bratkowskiej spłonął kolejny pojazd pana Leszka. Sprawca nie został jeszcze ustalony, a rodzina boi się, czy następnym razem sprawcy nie posuną się do czegoś znacznie gorszego.
Nowy dom, w spokojnej i urokliwej okolicy, to było marzenie pana Leszka i jego rodziny. Wkrótce planowali się do niego wprowadzić i wieść szczęśliwe życie. Problem w tym, że od kilku miesięcy ktoś z premedytacją zakłóca im ten spokój. Do tego stopnia, że rodzina boi się o własne życie.
Horror pana Leszka i jego bliskich zaczął się nad ranem 5 czerwca. Około godziny 4.30 w domu przy ul. Bratkowskiej w Białej Podlaskiej, który rodzina kupiła zaledwie rok temu z myślą o przeprowadzce, wybuchł groźny pożar. Palił się zaparkowany na podjeździe dostawczy mercedes sprinter, należący do pana Leszka. Ogień objął także drzwi garażu i elewację.
– Tej nocy spałem w nowym domu. Obudziły mnie jakieś trzaski. Wybiegłem na zewnątrz, zobaczyłem, że pali się mój samochód. W pierwszej chwili próbowałem sam gasić pożar, ale ogień był coraz większy. Zadzwoniłem na numer alarmowy, a dyspozytor powiedział, żebym rzucił gaszenie i jak najszybciej obudził sąsiadów. Budynki są podłączone do sieci gazowej i było zagrożenie, że może dojść do wybuchu. A potem przyjechała straż pożarna i zaczęła się akcja gaśnicza – opowiada mężczyzna.
Straty były duże. Pan Leszek pracuje w branży budowlanej, prowadzi działalność związaną ze stolarką okienną i wykończeniem wnętrz. W spalonym aucie były narzędzia niezbędne do wykonywania usług. Zniszczeniu i odymieniu uległy też elewacja, garaż oraz wnętrze nowego domu. Uszkodzony był także samochód sąsiadów. Łączne straty oszacowano na 50 tys. zł.
Rozpoczęło się poszukiwanie przyczyny wybuchu pożaru. – Policja początkowo twierdziła, że zapaliło się od samochodu, bo był podłączony pod prostownik. Później, jak obejrzeliśmy nagranie z monitoringu, okazało się, że kręcił się tutaj jakiś mężczyzna, w bluzie czy kurtce, z kapturem na głowie. To on podpalił samochód, a później stał pod domem jeszcze przez dwanaście minut, spokojnie palił papierosa i patrzył, co się dzieje. A potem, gdy najwidoczniej zauważył, że wybiegłem z domu, spłoszył się i uciekł w pobliskie chaszcze – relacjonuje pan Leszek. (…)
Cały artykuł do przeczytania w papierowym i elektronicznym wydaniu „Podlasianina” na eprasa.pl
Komentarze
Brak komentarzy