Ksiądz pojechał rowerem na Gibraltar

Ksiądz pojechał rowerem na Gibraltar

BIAŁA PODLASKA Uwielbia samotne, dalekie wyprawy rowerowe. Zjeździł już większość terenów Polski, zdobył najdalej wysunięty na północ punkt Europy, a w tym roku pojechał na Gibraltar, by jednocześnie uzbierać pieniądze na leczenie małej Zuzi. To ksiądz Witek Bednarz z Hrubieszowa. Niedawno był gościem Miejskiej Biblioteki Publicznej w Białej Podlaskiej, która realizuje spotkania z ciekawymi ludźmi.

Duchowny znany jest w swoim środowisku jako społecznik i organizator ciekawych wyzwań. Organizuje ekstremalne drogi krzyżowe, udziela się w Szlachetnej Paczce, jest także kapelanem hrubieszowskiego Zakładu Karnego. Ogromną pasją księdza Witka jest rower, którym pokonuje tysiące kilometrów, realizując swoje marzenia. Zebrani w czytelni bialczanie wysłuchali relacji z jego niezwykłych podróży. Rozmowę z księdzem poprowadzili Dominik Wasilewski i Igor Młyński, wolontariusze bialskiej Akademii Przyszłości i Szlachetnej Paczki.

Jak przyznał ks. Witek, jego przygoda z rowerem zaczęła się w dzieciństwie, gdy na Pierwszą Komunię Świętą dostał model wigry 3. To na nim przekroczył dystans 50 km. Na nim też miał pierwszy wypadek – wpadł pod traktor. Na szczęście chłopcu nic się nie stało. Niedługo później musiał zaprzestać rowerowych wypraw po okolicy, by po śmierci taty zająć się chorą mamą i rodzeństwem. Jednośladem zaczął się znów poruszać w seminarium. Kupił wówczas swój pierwszy, bo nabyty za własne pieniądze rower. Kosztował 230 zł. To na nim „pękło” pierwsze sto, dwieście, a później trzysta kilometrów zrobionych jednego dnia. Na tym rowerze ks. Witek wyruszył samotnie w 2015 roku na Nardkapp, najdalej wysunięty na północ punkt Europy. To miejsce w Norwegii jest mekką rowerzystów. Łącznie udało się przejechać prawie 5 tys. km. Zajęło mu to 31 dni.

Jestem chyba typem wyczynowca, lubię długie dystanse – podkreśla ks. Witek

– Z dzisiejszej perspektywy wiem, że było to największe szaleństwo w moim życiu. Nie miałem doświadczenia, dobrego sprzętu, nie znałem języka, rower psuł się, w końcu połamała się w nim rama i tylko dzięki pomocy dobrych ludzi mogłem wyruszyć dalej i dotrzeć do celu – relacjonował ks. Witek. A jednak nie żałował tamtej wyprawy. Wszystkie trudności zrekompensowało piękno napotkanych miejsc, życzliwość ludzi i satysfakcja z wykonania planu.

Od tamtego momentu każde wakacje księdza wyglądają podobnie: szuka wyzwania, przygotowuje trasę i wyrusza. Kupił też dobry rower. W 2016 r. znów wybrał się do Norwegii, tym razem przez Niemcy, Danię i Szwecję. W ubiegłym roku zaliczył dwie wyprawy: na Molde Drammen, najwyższy szczyt Norwegii, a następnie Włochy, gdzie wyjątkowo pojechał z kolegami. W tym roku miejscem docelowym był Gibraltar. W międzyczasie pojawił się pomysł, aby przy okazji wyjazdu pomóc jakiejś potrzebującej osobie. Słyszał o akcjach typu Pomoc Mierzona Kilometrami i chciał zorganizować coś podobnego. Szybko znalazł osoby, które podchwyciły pomysł. Powstał tzw. sztab, który pomógł w organizacji i medialnym nagłośnieniu akcji. Kilkanaście dni przed wyprawą ks. Witek poznał Zuzię, roczną dziewczynkę, o której rodzice mówią „nasza mała wojowniczka”.

Urodziła się w 33. tygodniu ciąży. W szpitalu stwierdzono całą gamę wad: posocznicę wrodzoną, drgawki noworodka, wrodzone zapalenie płuc, niewydolność oddechową, niewydolność krążeniową, niewydolność nerek, ogólny obrzęk całego ciała spowodowany chorobą hemolityczną, zaburzenia w układzie hemostazy, trombocytopenia. Trzy tygodnie po narodzeniu Zuzia dostała wylewu krwi do mózgu. Ma dziecięce porażenie mózgowe z niedowładem lewej strony ciała. Dziewczynka ma starszego brata Oskara i kochających rodziców, Anię i Andrzeja. Rodzina dzielnie walczy o zdrowie dla małej.

Duchowny zdecydował, że pomoże właśnie dla niej. Na początku szukano dużego sponsora, który opłaciłby leczenie i rehabilitację dziewczynki, ale akcja medialna wystartowała za późno i nikogo takiego nie udało się pozyskać. Wymyślono, że to zwykli ludzie, którzy obserwowali profil księdza, będą kupować mu kilometry, wpłacając datki na konto Zuzi. I to wypaliło! Ksiądz pojechał w samotną podróż na Gibraltar, a pieniądze każdego dnia wpływały na konto chorej dziewczynki.

trasa przejazdu z Polski na Gibraltar

– Idea była taka: ja robię to, co lubię, czyli jadę na rowerze, pokonując upał, zmęczenie i kolejne kilometry, a ludzie dołączają do zbiórki wykonując przelew i informują o tym znajomych – mówił duchowny.

W 30 dni przejechał 4500 km.

Cały artykuł dostępny w papierowym i cyfrowym wydaniu Podlasiaka nr 40

Małgorzata Brodowska

Dodaj komentarz

Komentarze

    Brak komentarzy