Jazz Festival skończył 18 lat

Jazz Festival skończył 18 lat

Osiemnasta edycja Podlaskie Jazz Festival przejdzie do historii jako impreza udana i bogata w barwy muzyczne (na zdjęciu Danuta Błażejczyk i Mariusz Szaban)

BIAŁA PODLASKA Muzyka synkopowana ma w mieście nad Krzną bardzo liczne grono zwolenników. Dowiodły tego dwa koncertowe dni (19 i 20 października). W auli AWF rozbrzmiewały rozmaite rytmy, a publiczność nagradzała zaproszonych wykonawców gorącymi brawami.

Podlasie Jazz Festival wszedł w wiek dorosłości. 18 lat temu zainicjował go wielki pasjonat muzyki i instrumentalista Jarosław Michaluk. Korzystając z osobistych kontaktów i znajomości zawartych podczas studiów w katowickiej Akademii Muzycznej, zapraszał na festiwalowe koncerty śmietankę polskiego jazzu. Powodzenie pierwszych imprez spowodowało, że do polskich artystów dołączały tuzy jazzu z Europy Zachodniej i USA. Przewinęło się ich przez minione lata kilkuset, pozostawiając w pamięci fanów mnóstwo pozytywnych wrażeń.

Tegoroczna edycja prestiżowego dla miasta i regionu festiwalu rozpoczęła się koncertem tria Marcina Olaka, gitarzysty łączącego współczesną kameralistykę z jazzem. Z gitarą elektryczną w rękach zaproponował premierowy program „Imagine Nation”, złożony głównie z własnych kompozycji. Olak okazał się mistrzem budowania zagadkowego nastroju, którym absolutnie oczarował słuchaczy. Drugim wykonawcą sobotniego wieczoru był Quintet Piotra Wojtasika, profesora katowickiej Akademii Muzycznej i mistrza trąbki. Na bialskiej scenie zagrał pięć kompozycji z najnowszej płyty „To Whom It May Concern”. Cechowały je odlotowe improwizacje lidera i saksofonisty Marcina Kaletki na tle trzymającej puls sekcji rytmicznej. Dopełnieniem wieczoru pełnego dźwiękowych eksperymentów był program Danuty Błażejczyk i Mariusza Szabana „Moniuszko odczarowany”. Fantastyczni wokaliści dowiedli, że kompozycje twórcy polskiej opery narodowej można śpiewać w formie budzącej zainteresowanie współczesnego słuchacza. Samby, bossa novy i jazzujące ballady podrywały słuchaczy z miejsc, a największy aplauz zgotowano „Prząśniczkom”.

Współczesna scena jazzowa została zdominowania przez grających i śpiewających mężczyzn, ale ciekawie wyróżniają się na niej kobiece głosy. Podobnie jak w sobotę, gwiazdą niedzielnej odsłony festiwalu była wokalistka, skrzypaczka i autorka tekstów Dorota Miśkiewicz. Jej program pulsował latynoskimi rytmami, wykonywanymi przez kwartet z gitarzystą Markiem Napiórkowskim w roli głównej. „Przezroczysty” głos solistki doskonale sprawdzał się w standardach muzyki popularnej (umieszczonych na płycie ”Piano.pl”), jak i jazzujących balladach. Wcześniej mistrz elektrycznych skrzypiec Dawid Lubowicz (znany jako filar Atom String Quartet) popisywał się z własnym zespołem premierowymi kompozycjami, umieszczonymi na płycie „Inside”. Łączyły one amerykański swing z polską tradycją folkową.

Sensacją w niedzielę było pojawienie się Sekstetu Jana Ptaszyna Wróblewskiego, tym razem bez lidera, który zachorował. Zastąpił go 58-letni mistrz saksofonu z Wybrzeża Maciej Sikała. W kuluarach obecny był też syn mistrza Jana – Jacek Wróblewski, proponujący fanom książkę na temat muzycznych dokonań ojca. Liczący 83 lata Ptaszyn ma sentyment do kompozytora i pianisty Krzysztofa Komedy, bowiem grał w pierwszym składzie jego zespołu. Po 50 latach postanowił zinterpretować w formie instrumentalnej suity słynne dzieło Komedy „Moja słodka, europejska ojczyzna”, zrealizowane przez wyśmienitych dęciaków: Macieja Sikałę (sax tenor), Henryka Miśkiewicza (sax alt) i trębacza Roberta Majewskiego oraz z udziałem recytacji wierszy sławnych poetów.

Istvan Grabowski

Dodaj komentarz

Komentarze

    Brak komentarzy