Dusza się w środku uśmiecha, jak trafiam na literackie rarytasy

Dusza się w środku uśmiecha, jak trafiam na literackie rarytasy

Z Leszkiem Sokołowskim, satyrykiem i jurorem w konkursie im. J.I. Kraszewskiego, rozmawia Ewa Koziara

Jaki jest poziom artystyczny nadsyłanych w tegorocznej edycji konkursu im. J.I. Kraszewskiego prac?

- To będzie moja subiektywna ocena. Uważam, że poziom nadsyłanej prozy, w tym prac na temat Józefa Ignacego Kraszewskiego, które stanowią osobną kategorię i związanej w nią nagrodę, jest bardzo wysoki. Poza tym wachlarz tematyczny prozy jest bardzo bogaty, mamy z czego wybierać. Rozprawy literackie, biograficzne są pisane bardzo ciekawie, fachowo, dogłębnie. Trochę niżej oceniam poezję, ale nagrodzeni, to zwykle poeci z dorobkiem literackim. Zresztą każdy rok jest inny. Dusza się w środku uśmiecha, jak trafiam na rarytasy literackie. Bo tak pojawiają się talenty, a więc cel konkursu jest osiągnięty. Zaistnienie, to przecież dla piszącego najważniejszy cel jego udziału w konkursie.

Jak zaczęła się pana przyjaźń z „Maksymą”?

- Brałem udział w 2006 r. w konkursie Kraszewskiego. Wówczas tekstem satyrycznym zdobyłem pierwsze miejsce w prozie. Moje miejsce na ziemi to Krzymoszyce, gmina Międzyrzec Podlaski – Tęczowy Folwark. Niedaleko Białej Podlaskiej, więc przyjmowałem zaproszenia na spotkania literackie do Białej Podlaskiej. Spotykałem się z czytelnikami w klubach kultury Piast i Eureka, a podczas spotkań literackich miałem promocję swojej książki. Tak więc się ta przyjaźń zaczęła i trwa.

Czy możemy mówić o środowisku literackim w Białej Podlaskiej i regionie?

- To środowisko jest, dzięki takim konkursom literackim, jak: konkurs Kraszewskiego, w Łosicach konkurs Mikoszewskiego, w Międzyrzecu Podlaskim skierowany do młodzieży konkurs Marii Konopnickiej, w Kąkolewnicy konkurs im. Ireny Golec, który od lat jest wspierany przez Tadeusza Sławeckiego dyrektora Wojewódzkiej Biblioteki w im. Łopacińskiego w Lublinie. Nie można też pominąć Radzynia Podlaskiego, gdzie ludzie piszący gromadzą się wokół redakcji „Koziegorynku”.

Niestety, władze nie traktują literatów poważnie. Są oczywiście wyjątki, ale to tylko potwierdza regułę, że wyższa kultura nie jest tak nośna jak na przykład disco polo, więc władze samorządowe gminne i powiatowe wolą inwestować w koncerty niż spotkania literackie. Co zostaje po koncercie nawet największej gwiazdy? Mnóstwo śmieci, które samorząd musi sprzątnąć. To jest bardzo powierzchowne traktowanie kultury. Dlatego uważam, że więcej pieniędzy trzeba skierować na kulturę wyższą. Środowiska literackie na prowincji należy wspierać, bardzo ważne są spotkania literackie w szkołach, w domach kultury, gdzie można porozmawiać o literaturze a przy okazji na różne tematy, którymi się ludzie interesują.

Jak jako literat i satyryk odnajduje się pan na uboczu, w swoim Tęczowym Folwarku?

- Pomimo, że mieszkam na uboczu, to uczestniczę w życiu literackim regionu. Ostatnio to u mnie odbywają się posiedzenia jury konkursu Kraszewskiego. W Tęczowym Folwarku organizuję także plenery malarskie, warsztaty literackie, spotkania autorskie i artystyczne. Jest to miejsce, które innych inspiruje. Przyjeżdżają więc do mnie ludzie sztuki, bo klimat do twórczości jest ważny. Jesteśmy tutaj naprawdę blisko natury.

Cały wywiad dostępny w papierowym i cyfrowym wydaniu tygodnika "Podlasiak" nr 31 od 30 lipca

Dodaj komentarz

Komentarze

    Brak komentarzy