Biała Podlaska: Ponad 10 tysięcy leżało na ulicy

Biała Podlaska: Ponad 10 tysięcy leżało na ulicy

W tym miejscu Andrzej Olędzki zauważył fruwające w powietrzu banknoty i zatrzymał ciężarówkę

Znalazł pieniądze, dzięki którym mógł rozwiązać większość swoich problemów. Kupić córce wymarzony samochód, na który od dłuższego czasu odkładał z każdej wypłaty, a także pojechać na wakacyjny wypoczynek, zamiast codziennie tłuc się ciężarówką dziurawymi ulicami miasta, ucząc kursantów jazdy. Ale widząc fortunę w zasięgu ręku, nawet na moment nie zawahał się, jak powinien postąpić.

– Jadąc ulicą Sikorską w pobliżu centrum handlowego Nomi zobaczyłem rozrzucony na środku jezdni stos pieniędzy, cześć z nich fruwała w powietrzu – wspomina 71-letni Andrzej Olędzki. – Pomyślałem, że może film kręcą, albo ktoś żarty sobie robi. Natychmiast zatrzymałem ciężarówkę i wysiadłem sprawdzić, co to jest.

Nie wiadomo, co by się stało, gdyby mężczyzna nie wyhamował ciężarówki. Pęd powietrza spod potężnego pojazdu, a potem ciągniętej przyczepy rozdmuchałby banknoty na znaczną odległość. Przy ulicy znajduje się centrum handlowe, parking i uczelnia. Pieniądze mogły wlecieć do kratek ściekowych, koszy, pod auta, jak też trafić do kieszeni nieuczciwych przechodniów.

– Z początku nie miałem pewności, czy są to prawdziwe banknoty, czy jakieś wycinki z gazety, albo falsyfikaty służące do gry. Zatrzymałem ciężarówkę i poszedłem sprawdzić, z czym mam do czynienia. Były to prawdziwe pieniądze, większość w banknotach dwustuzłotowych. Wśród nich leżały także dwa dowody rejestracyjne samochodów, dokumenty, prawo jazdy, karty bankowe, w tym jedna złota, oraz ekskluzywny skórzany portfel.

Pan Andrzej zawołał jadącego z nim ciężarówką kursanta i poprosił o pomoc w zbieraniu pieniędzy. Zablokował też na tym odcinku ruch pojazdów, żeby podmuch przejeżdżających samochodów nie rozrzucił pieniędzy.

– W pewnym momencie wybiegł z Biedronki młody chłopak, który zaoferował się, że będzie liczył zebrane przez nas pieniądze, i zaczął wołać swoich kolegów. Jego zachowanie wydało mi się podejrzane, dlatego kazałem mu odejść – dodaje Olędzki.

Po wszystkim instruktor jazdy natychmiast udał się do Komendy Miejskiej Policji, gdzie przekazał oficerowi dyżurnemu znalezione przedmioty i gotówkę. – Jadąc trzymałem te pieniądze w ręku, aż palce mi posiniały z nerwów, bo wiedziałem, że dla kogoś, kto je zgubił, przedstawiały wartość i że na pewno martwi się teraz, gdzie one są. Policjant na ich widok powiedział: „O Jezu, ale fura pieniędzy, skąd je wzięliście” – opowiada.

Dokończenie tej historii znajdziesz w papierowym i elektronicznym wydaniu Podlasiaka nr 19

Jacek Soplica

Dodaj komentarz

Komentarze

    Brak komentarzy