Bandyci Taraszkiewiczowie - tryumf propagandy

Bandyci Taraszkiewiczowie - tryumf propagandy

Zabici przez grupę operacyjną UB-KBW w Zbereżu nad Bugiem. Od lewej: Stanisław Torbicz „Kazik”, Stanisław Marciniak „Niewinny” i Edward Taraszkiewicz „Żelazny” (zdjęcia wykonane przez UB 6 października 1951 r. na dziedzińcu PUBP we Włodawie)

Propaganda komunistyczna przez lata próbowała zniszczyć dobre imię żołnierzy antykomunistycznego podziemia. Ofiarami propagandy stali się między innymi Leon i Edward Taraszkiewiczowie, dowódcy oddziału partyzanckiego w obwodzie włodawskim. Te wymyślone historie wciąż mają swoich zwolenników.

„…gdybym dbał wyłącznie o korzyści, to na pewno nie byłbym dzisiaj na drodze życia i śmierci.”

Taraszkiewicz ps. „Żelazny”

 

22 lipca 1944 roku ogłoszono Manifest PKWN, na mocy którego Stalin zdelegalizował Rząd RP na uchodźctwie, ogłaszając utworzenie Krajowej Rady Narodowej jako jedynego legalnego źródła władzy. Większość Polaków przyjęła to jako nową okupację. Już od pierwszych dni rozpoczęły się czystki w szeregach Armii Krajowej i Batalionów Chłopskich.

Żołnierze Polskiego Państwa Podziemnego, pomimo braku wyraźnych rozkazów, zaczęli podejmować walkę z sowieckim okupantem. W latach 1945-1947 na terenie prawie całego kraju powstawały różne zgrupowania partyzanckie. Po ogłoszeniu amnestii w 1947 r. większość żołnierzy ujawniła się. Niestety bardzo szybko nastąpiły masowe aresztowania, pokazowe procesy, wyroki śmierci ujawnionych. To wszystko spowodowało, że wielu wróciło do lasu.

Najliczniejszymi oddziałami na naszych terenach był oddział partyzancki Obwodu WiN Biała Podlaska dowodzony przez „Zenona” i oddział dowodzony przez Leona Taraszkiewicza ps. „Jastrząb” i Edwarda Taraszkiewicza ps. „Żelazny”. Bracia działali w obwodzie włodawskim obejmującym Polesie Zachodnie, m.in. rejon Włodawy, Wisznic, Parczewa. Polska ludność cywilna sprzyjała Taraszkiewiczom, a ówczesna władza nienawidziła, tworząc kłamliwe historie na temat całej rodziny.

Historia rodziny

Władysław Taraszkiewicz, ojciec Leona i Edwarda, urodził się we Włodawie. Podczas I wojny światowej został wcielony do armii carskiej. Kiedy dostał się do niewoli niemieckiej, trafił do kopalni węgla w Zagłębiu Ruhry. Tam poznał swoją przyszłą żonę, Różę Klarę Sybilla, której rodzina, pochodząca z województwa poznańskiego, w poszukiwaniu pracy przyjechała do Duisburga. Tam też urodzili się Leon, Edward i ich brat Władysław.

Ten fakt stał się później świetnym pretekstem do stworzenia jednego z propagandowych kłamstw. W dokumentach Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego można przeczytać, że Róża Taraszkiewicz była Niemką, jej mąż Władysław – volksdeutschem (czyli z pochodzenia Niemcem), Leon i jego siostra Rozalia – dziećmi volksdeutscha. W 1946 r. Leon występował w tych dokumentach już jako volksdeutsch, a w dokumentach utworzonych w latach 50. – jako żołnierz SS.

Rodzina Taraszkiewiczów wróciła do Polski w sierpniu 1925 r. i osiedliła się we Włodawie.

Okupacyjne ucieczki

Gdy wybuchła wojna, bracia Taraszkiewicz mieli po kilkanaście lat. W styczniu 1941 r. Edward i Władysław zostali wywiezieni na roboty do Niemiec, a w połowie 1942 r. Leon został przydzielony do Baudienstu (tzw. Junaków), czyli Służby Budowlanej obozu pracy przymusowej w Radomiu. To tam młody Taraszkiewicz podjął współpracę z miejscowym podziemiem AK. W 1943 r. uciekł i wrócił do Włodawy, gdzie przez jakiś czas ukrywał się. Wydany przez kolegę szkolnego, został pierwszy raz aresztowany przez Gestapo.

Niezwykłe jest to, że nastoletni Leon Taraszkiewicz miał wątpliwe szczęście kilka razy być więźniem Gestapo i za każdym razem udawało mu się zbiec. Po ostatniej ucieczce, podczas próby przedostania się do oddziału partyzanckiego w okolicach Włodawy, tym razem aresztowali go sowieci i wcielili, niespełna 19-letniego chłopaka, do sowieckiego oddziału operacyjnego. Po wkroczeniu Armii Czerwonej na teren powiatu włodawskiego, Leon wrócił do domu i podjął pracę w zakładzie malarskim. Zaraz po powrocie dostał propozycję wstąpienia o Polskiej Partii Robotniczej, ale odmówił. Chciał wrócić do normalnego życia. Jak się okazało, władza ludowa nie zapomniała mu tego.

A jednak partyzantka

18 grudnia 1944 r. rodzina Taraszkiewiczów została aresztowana. Leon przez jakiś czas przebywał w więzieniu na Zamku w Lublinie, później w obozie NKWD i UB w Błudku-Nowinach. Udało mu się uciec, wraz z kilkoma współwięźniami, z pociągu wywożącego ich na Wschód.

Leon Taraszkiewicz "Jastrząb"

Taraszkiewicz, zmuszony do ukrywania się, trafił w końcu do partyzantki, przybierając pseudonim „Jastrząb”. Szybko awansował, a po śmierci dowódcy oddziału przejął jego obowiązki i 21 marca 1945 r. został komendantem obwodowego oddziału partyzanckiego Wolność i Niezawisłość. Partyzanci od początku byli aktywni, paraliżując pracę komunistów na terenie kilku powiatów Lubelszczyzny. Rozbijali posterunki Milicji Obywatelskiej, likwidowali komunistyczne agentury, ale też likwidowali zwykły bandytyzm i złodziejstwo, szerzące się w tamtym okresie. Ówczesna władza nie była zainteresowana walką ze złodziejami i mordercami. Dla mieszkańców wiosek, nękanych przez grabieżców, partyzanci byli jedynym ratunkiem. Taraszkiewicz wszystkich winnych, niezależnie od narodowości, traktował tak samo. Zapewne dzięki tym akcjom ludność cywilna tak bardzo sprzyjała partyzantom, a UBP miał ogromny problem z rozbiciem oddziału.

Brawurowe akcje

Nie sposób wymienić wszystkich większych akcji, które były udziałem żołnierzy „Jastrzębia”, ale kilka na pewno zasługuje na uwagę. W tym miejscu należy wspomnieć, że w połowie 1945 r. do Polski wrócił Edward Taraszkiewicz i wstąpił do oddziału brata, przyjmując pseudonim „Żelazny”. Edward uczestniczył w większości operacji bojowych. 12 kwietnia 1946 r. na sowieckim lotnisku wojskowym partyzanci zdobyli broń, amunicję, rakiety, radiostację, mundury i buty. 12 maja 1946 r. zatrzymali pociąg ochraniany przez oddział wojska. Jak pisał „Żelazny” w swoich dziennikach, zatrzymali wtedy m.in. szefa UB w Białej Podlaskiej.

W lipcu oddział urządził w okolicach Pieszowoli zasadzkę na grupę operacyjną UBP i Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Celem było odbicie zatrzymanych partyzantów. Akcja powiodła się, bo KBW w tamtym czasie wciąż odmawiała strzelania do członków podziemia antykomunistycznego. Żołnierze drogo zapłacili za uchylanie się od walki. Oficerowie 53 pp dostali wyroki śmierci, innych ukarano więzieniem i karną kompanią. We wrześniu we wsi Kolano partyzanci rozbroili 30 żołnierzy KBW. W ręce Jastrzębiaków wpadły m.in. dane konfidentów bezpieki z powiatu radzyńskiego. Wszystkie zostały przekazane do obwodu WiN w Radzyniu Podlaskim.

Rodzina Bieruta i „pogrom” w Parczewie

17 lipca 1946 r. na drodze Lublin-Włodawa w okolicach Marysina oddziały „Jastrzębia” i „Boruty” przypadkowo zatrzymały samochód, którym podróżowała rodzina Bieruta. Partyzanci uwięzili siostrę Bieruta wraz z mężem, synem i synową. Początkowym pomysłem była wymiana rodziny dygnitarza na więźniów politycznych, ale w obawie przed represjami zwolniono więźniów. Nie zapobiegło to jednak pacyfikacji terenu i akcjom odwetowym.

Dużo wcześniej, bo w lutym 1946 r., miało miejsce wydarzenie, które pozwoliło komunistom na wymyślenie kłamstwa o antysemityzmie partyzantów. Ta bajka propagandowa mocno wrosła w świadomość Polaków, często powtarzana jest nawet dziś. Chodzi o atak na Parczew i „pogrom Żydów”. Jak wspomina w swoich dziennikach „Żelazny”, celem operacji były przede wszystkim struktury komunistyczne i potrzeba zaopatrzenia się w żywność.

Na miasto uderzono 5 lutego. Po zajęciu Urzędu Pocztowego i Spółdzielni Rolniczo-Handlowej, nastąpiła nieudana próba ataku na UB. Według wszystkich źródeł historycznych, w wyniku akcji partyzanci zastrzelili trzech współpracowników UB pochodzenia żydowskiego i jednego funkcjonariusza UB Polaka. Poza tym ograbili kilka sklepów należących do Żydów. Znając te fakty, trudno mówić o antysemickim podłożu ataku na Parczew.

Śmierć "Jastrzębia"

W nocy z 31 grudnia 1946 r. na 1 stycznia 1947 r. oddział „Jastrzębia”, wspólnie z partyzantami z Obwodu WiN Radzyń Podlaski, wziął udział w jednej z największych operacji bojowych – w ataku na wszystkie instytucje nowej władzy w Radzyniu Podlaskim. Akcja z różnych przyczyn nie powiodła się. Komendant Obwodu zarządził odwrót.

Oddział „Jastrzębia” podążył w kierunku Siemienia i tam 3 stycznia 1947 r. zorganizował atak na garnizon KBW, liczący 29 żołnierzy. Po krótkiej wymianie ognia budynek szkoły, w którym stacjonowało wojsko, został zdobyty, a żołnierze rozbrojeni. Niestety, podczas akcji raniono „Jastrzębia”. Taraszkiewicz zmarł po kilku godzinach. Pochowano go potajemnie na cmentarzu w Siemieniu. Do lat 90. na prostym nagrobku widniał jedynie napis „Leon”. Dopiero w 1991 r. można było bez obaw umieścić tam wszystkie dane partyzanta. Po śmierci brata, to Edward przejął dowodzenia nad oddziałem.

„Żelazny” - niezłomny

Edward Taraszkiewicz "Żelazny"

Dla żołnierzy podziemia antykomunistycznego nastał bardzo ciężki czas. Komuniści coraz zajadlej walczyli z partyzantami, wypuszczając w teren wzmocnione grupy UB i KBW. Oddział „Jastrzębia”, a teraz „Żelaznego” był dla niech solą w oku. Partyzanci, wciąż wspierani przez ludność cywilną, umiejętnie unikali zasadzek, jednocześnie nie rezygnując z operacji bojowych.

Gdy w lutym 1947 r. ogłoszono amnestię, wielu partyzantów wyszło z ukrycia. Jednak „Żelazny” nie uwierzył zapewnieniom komunistów. Postanowił pozostać w lesie, odbudować nadwątlone szeregi i prowadzić walkę. Rozpoczął się okres wzmożonej likwidacji członków PPR, agentów i współpracowników UB. Kontrowersyjną sławą okryła się akcja pacyfikacji skomunizowanej wsi Puchaczów i rozstrzelanie 21 członków PPR.

Komuniści też nie odpuszczali. Fingowali napady bandyckie, rozgłaszając, że dokonują tego ludzie „Żelaznego”, tworzyli bajki o bogactwach, jakie zbiera dowódca oddziału, wypuszczali w teren agentów mających rozpracować grupę od środka, stosowali represje wobec rodzin partyzantów, organizowali zasadzki. Oddział, mimo dużych strat w ludziach, intensywnie działał.

W nieznanym grobie

Do połowy 1949 r. rozpracowaniem oddziału „Żelaznego” zajmowali się funkcjonariusze z Włodawy, ale władze Polski Ludowej traciły cierpliwość. W dodatku „Żelazny” wciąż był skuteczny. 25 października 1949 r. na trasie Włodawa-Chełm, w Stulnie, partyzanci zatrzymali pociąg, rozbrajając kilku funkcjonariuszy MO i ORMO, dwóch oficerów WOP i LWP. W ręce „leśnych” wpadły 1 500 000 zł i ściśle tajne dokumenty zawierające dane agentów UB na Podlasiu.

W maju 1951 r. miała miejsce najgłośniejsza akcja „Żelaznego” – zarekwirowanym samochodem przeprowadził rajd po powiecie włodawskim, likwidując dygnitarza i kilku działaczy komunistycznych. W odpowiedzi z Warszawy przyszedł rozkaz utworzenia specjalnej Grupy Operacyjnej Włodawa. W każdej gminie była jednostka KBW, pracownicy operacyjni i oficerowie śledczy. Na początku października 1951 r. ustalono miejsce pobytu „Żelaznego” i jego trzech ostatnich żołnierzy. Był to dom rodziny Kaszczuków w Zbereżu nad Bugiem.

6 października nad ranem dwa bataliony Grupy Operacyjnej „W”, funkcjonariusze WUBP, w sumie około 800 ludzi, okrążyli zabudowania. Mimo to partyzanci przebili się przez okrążenie, porwali łazika i ostrzeliwując się próbowali uciec. Bez skutku. Podczas walki zginął „Żelazny” i Stanisław Torbicz „Kazik”. Dwóch pozostałych partyzantów aresztowano i skazano na śmierć. Wyroki wykonano w 1953 r.

Słuchając takich historii, można zadać sobie pytanie, czy było warto? Czy było warto, broniąc przekonań, wiary, marzeń o wolnej Polsce, zejść na drogę śmierci, bratobójczej walki? Czy było warto poświęcać siebie i swoje rodziny?

Grobu Edwarda Taraszkiewicza „Żelaznego” do dziś nie odnaleziono, a na skutek propagandy komunistycznej, w historii Taraszkiewiczów i wielu innych Wyklętych wciąż jest mnóstwo niejasnych i nieprawdziwych opowieści. Stało się tak, jak przepowiadał płk Józef Dusza z ówczesnego Departamentu X Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego: „Dzisiaj my piszemy historię międzywojenną i okupacyjną początków Polski Ludowej na waszych skórach i kościach, a dzisiejsze i jutrzejsze podręczniki historii są i będą pisane tak, jak chcemy”.

 

Edyta Tyszkiewicz

Dodaj komentarz

Komentarze

    Brak komentarzy