Ardanowski: W janowskiej stadninie nic złego się nie dzieje...
JANÓW PODLASKI Stadninę Koni w Janowie Podlaskim odwiedził 9 czerwca minister rolnictwa i rozwoju wsi Jan Krzysztof Ardanowski. Kolejny raz odpierał zarzuty o złych warunkach hodowlanych w janowskiej stadninie, mówiąc, że to… nagonka opozycji i mediów. Przyznał za to, że zwierzęta dostawały zapleśniałą paszę, a prezesi zatrudnieni już w czasach PiS-wskiej „dobrej zmiany” nie sprawdzili się w zarządzaniu.
Wizyta Ardanowskiego w Janowie była pokłosiem doniesień o licznych nieprawidłowościach w funkcjonowaniu Stadniny Koni, ujawnionych po interwencji posłanek Koalicji Obywatelskiej. Joanna Kluzik-Rostkowska i Dorota Niedziela alarmowały, że konie i krowy przez wiele miesięcy stały w przepełnionych obornikiem, nieuprzątanych boksach, nie miały regularnej opieki kowala, a siano i owies, które dostawały do jedzenia, były bardzo marnej jakości. Media obiegły zdjęcia zaniedbanych i wychudzonych zwierząt stojących po kolana w odchodach.
To normalne, że krowia się załatwia…
Zdaniem Ardanowskiego w janowskiej stadninie… „nic złego się nie dzieje” i zaniedbania ujawnione przez posłanki są kłamstwem, bo opozycji i mediom (głównie zarzuty padały w kierunku TVN-u) zależy na kreowaniu złego wizerunku stadniny, co wielokrotnie powtarzał podczas konferencji prasowej. – To, że krowa załatwia się w miejscu, gdzie przebywa, chyba z powodów fizjologicznych nikogo nie zdziwi. Tylko to może trzeba tłumaczyć tej krowie, albo paniom posłankom – tak osobliwie odniósł się minister do zarzutów o brudnych boksach.
Minister wiele miejsca podczas swojego wywodu poświecił jeszcze byłemu prezesowi stadniny Markowi Treli, który przecież nie zarządza nią już od czterech lat. Ale Ardanowski powoływał się na wyniki kontroli i audytu wykonanego w 2016 r., twierdząc, że w jego opinii wcale nie były to dobre czasy dla stadniny. Jednak wyniki finansowe za ostatnie osiem lat, które przedstawił podczas konferencji, nie pozostawiają wątpliwości, że w porównaniu z dzisiejszą sytuacją, za czasów zarządzania Treli stadnina była na plusie.
Ardanowski przyznał, że kontrole weterynaryjne, których w ostatnim czasie sporo było w Janowie, wykazały niedociągnięcia, które muszą być poprawione. – W strukturze tego stada są zarówno konie w dobrej kondycji pokazowej i hodowlanej, jak i zwierzęta, które doczekają tu swojej śmierci. Klacze, które mają po dwadzieścia kilka lat, nie wyglądają jak ze „Słonecznego patrolu”. One wyglądają źle, tak jak starzy ludzie – dodał minister.
Dziurawe dachy, spleśniała pasza
Zdaniem ministra na problemy janowskiej hodowli wpłynęły: epidemia koronawirusa, zrezygnowanie z usług zewnętrznych pielęgnacji kopyt oraz przedłużający się czas przebywania koni w stajniach, ze względu na zimną wiosnę.
Uważa, że w stadninie potrzebne są inwestycje i zmiany w podejściu do hodowli. – Trzeba wiele poprawić. Chociażby stare dachy, przez które woda dociera do wnętrza budynków i powoduje zawilgocenia. Konieczne jest uporządkowanie gospodarki ściekowej na terenie gospodarstwa, ponieważ przepływ przez gospodarstwo wody wykorzystywanej do oczyszczania budynków też jest niewystarczający. Musi być uporządkowana kwestia dostępności osób z zewnątrz do stadniny. W tej chwili jest tak, że przez teren stadniny prowadzą drogi publicznie dostępne dla mieszkańców. Trzeba poprawić zdrowotność krów. Bardzo ważne jest zgromadzenie dobrej jakości paszy, owsa i siana – mówi Ardanowski.
Przyznał, że właśnie z karmą dla koni i krów był największy kłopot: – Pasza zapleśniała, wilgotna, w której odbywają się procesy gnilne, może zaszkodzić zarówno koniom, jak i krowom, i przełożyć się bardzo szybko na choroby związane z trawieniem.
Ja bym tych ludzi nie zatrudnił
Na pytanie o ocenę zarządzania trzech prezesów, którzy prowadzili stadninę po Marku Treli, minister odpowiedział: – Ja bym tych ludzi nie zatrudnił. Ale nie ja podejmowałem decyzje i nie ja będę ich oceniał. Natomiast twierdzenie, że po panu Treli nastąpiła tu głęboka zapaść, jest kłamstwem!
I choć w jego opinii ci prezesi nie wykazali się szczególną umiejętnością w kierowaniu gospodarstwem, to nie ma zamiaru wyciągać wobec nich konsekwencji czy kierować sprawy do prokuratury.
Więcej na ten temat w aktualnym – papierowym lub cyfrowym wydaniu „Podlasianina”.
Monika Pawluk
Komentarze
Brak komentarzy