Pięciokrotnie więcej pacjentów u psychologów
BIAŁA PODLASKA Z psychologiem Edytą Aktape z Niepublicznej Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej Centrum Psychoterapii i Rozwoju Lustro w Białej Podlaskiej, o kondycji psychicznej ludzi w czasie izolacji i roli psychologów w szkołach, rozmawia Piotr Szymula.
Jak ocenia pani stan psychiczny Polaków w czasie pandemii?
– Jest źle i będzie jeszcze gorzej. Jest coraz więcej pacjentów w różnym wieku – dorosłych, seniorów oraz dzieci i młodzieży. Widzę to na przykładzie własnego gabinetu, a także po konsultacjach z innymi specjalistami.
Czy mogłaby pani w przybliżeniu określić, o ile wzrosło obłożenie ośrodka?
– Wszyscy terapeuci są mocno oblegani. Myślę, że liczba pacjentów wzrosła teraz pięciokrotnie.
To dużo.
– Bardzo dużo. Panuje tendencja wzrostowa. Pacjenci chcą wizyt „na już”. Często objawy są tak nasilone, że pacjent nie może czekać przez kolejne dwa miesiące. Jest bardzo prawdopodobne, że przez ten czas objawy się nasilą.
Jakie zaburzenia najczęściej występują w obecnej sytuacji?
– Zależy od wieku pacjenta. Jeśli mówimy o pacjentach dorosłych, są to najczęściej zaburzenia lękowe, nerwica lub depresja.
Jest to spowodowane izolacją czy może zbyt długim czasem spędzanym online?
– Jest wiele czynników. Sytuacja covidowa całkowicie zmieniła nasz sposób funkcjonowania. Jesteśmy odcięci od miejsc pracy, od szkół, od różnych form spędzania wolnego czasu. Siłownie są zamknięte. Nie możemy też podróżować w góry, nad morze lub za granicę. Zaczynają pojawiać się różnego rodzaju objawy, które determinują pojawienie się zaburzeń oraz chorób psychicznych. Innym czynnikiem jest odcięcie od możliwości kontaktu społecznego z rówieśnikami lub współpracownikami. Teraz wymagane są dystans, maseczka, ludzie stają się w ten sposób bardziej anonimowi. Nie witają się, tak naprawdę siebie nie widzą.
Kolejnym czynnikiem determinującym objawy jest brak możliwości odreagowania napięcia, które wynika z dnia codziennego. Każdy z nas go doświadcza. Najczęściej my to napięcie kumulujemy i odreagowujemy poprzez agresję, autoagresję. Przez to jesteśmy teraz w okresie, kiedy częściej rozpadają się rodziny. Sprzyja to też temu, że u dzieci lub nastolatków pojawiają się tendencje depresyjne. Dzieci zaczynają przejawiać objawy takie jak samookaleczenie, myśli samobójcze lub potrzeba niebycia i nieuczestniczenia. U dzieci w wieku szkolnym lub przedszkolnym mogą pojawiać się różnego rodzaju objawy, które nazywamy regresją. Pojawia się stres dla rodziców, problemy w przedszkolu. To działa na zasadzie kuli śnieżnej.
Ostatnio popularny był temat kondycji psychiatrii dziecięcej w Polsce. Czy naprawdę jest z nią aż tak źle?
– Jesteśmy w procesie reformy psychiatrii dziecięcej i młodzieży. Ten proces dopiero się zaczyna. Polega na tym, że pojawiają się ośrodki środowiskowej opieki dla dzieci i młodzieży. Mają one zabezpieczać ich potrzeby psychologiczne i emocjonalne. Dopiero powstają, więc trudno mi się odnieść, jak reforma będzie wyglądała w praktyce. Obecnie w kraju niewiele jest takich placówek. Nierzadko są przepełnione, mogę to powiedzieć na przykładzie swojego doświadczenia z Kliniki Psychiatrii Dzieci i Młodzieży w Warszawie. Brakuje kadry. Do tego szerzej rozumiana opieka po wyjściu ze szpitala w naszym kraju jest słabo rozwinięta. Wygląda też na to, że poradnie psychologiczno-pedagogiczne czy te miejskie również w żaden sposób nie zapewniają pomocy tym dzieciom. Nie ma tam kadry specjalistycznej. Nawet jeśli są psycholodzy, to oni zajmują się diagnozą, doradztwem. Jednak brakuje psychoterapeutów. Nie ma działań długoterminowych, czyli nie ma psychoterapii. Właśnie wtedy ludzie trafiają do poradni prywatnych, gdzie za wizytę trzeba płacić.
A ile wizyt potrzebuje taki pacjent?
– Zależy, jaki pacjent. Jeśli pacjent przychodzi po diagnozę, to proces diagnostyczny może trwać od jednego do pięciu spotkań. Jeśli chodzi o działania psychoterapeutyczne, to jest to proces „w czasie”. Wynosi minimum od trzech do sześciu miesięcy.
Czy tego typu schorzenia da się wyleczyć metodami domowymi?
– Nie sądzę, by była taka możliwość. Po pierwsze, być może pacjenci potrafią nazwać objawy, ale czym faktycznie są, to nie wiedzą. Oczywiście bywają pacjenci, którzy przeczytali w internecie, że mają objawy depresji, nerwicy lub psychozy. Próbują się „samozdiagnozować”, i w moim odczuciu to też nakręca spiralę niepewności, że jest źle i będzie tylko gorzej. Nie, w warunkach domowych nie robimy żadnej diagnozy. Nie sądzę, żeby pacjent chory psychicznie był w stanie sam sobie pomóc. Do tego jest potrzebna perspektywa drugiej osoby.
Cały artykuł przeczytać można w aktualnym – papierowym i cyfrowym wydaniu „Podlasianina” nr 13 na: eprasa.pl
Komentarze
Brak komentarzy