Radny na emigracji: Nie wrócę, dopóki oni będą rządzić Polską!
POWIAT BIALSKI Jestem załamany, ale staram się walczyć o rodzinę, żeby jakoś przetrwać ten ciężki czas. Mam nadzieję, że przyjdą lepsze czasy, że zmieni się to dziadostwo i zaczniemy znowu normalnie żyć – mówi Marek Sulima, radny powiatu bialskiego. Dwa miesiące temu najbardziej rozpoznawalny rolnik z naszego regionu, będący twarzą chłopskich protestów, wyjechał do pracy za granicę, żeby mogło przetrwać jego gospodarstwo.
Od jakiegoś czasu mieszkańcy powiatu bialskiego, oglądający transmisje z sesji Rady Powiatu Bialskiego, mogli się zastanawiać, gdzie podział się Marek Sulima (PSL), bardzo aktywny dotąd radny powiatowy, a jednocześnie rolnik z gminy Międzyrzec Podlaski. Po wielu tygodniach nieobecności dopiero podczas sesji Rady Powiatu 13 stycznia radnemu udało się wziąć udział w posiedzeniu w trybie zdalnym. Okazało się, że od dwóch miesięcy Sulima przebywa w Niemczech, gdzie wyjechał do pracy.
– Znajduję się teraz 1500 kilometrów od was i jestem wyrzutem tego narodu. Chciałbym pogratulować, że podpisaliście umowę w sprawie zakupu budynku, że pan starosta dotrzymuje słowa, odwrotnie niż ta cała łobuzeria rządząca dziś Polską. Cieszę się, że powiat idzie w dobrym kierunku. Życzę wszystkim lepszego życia niż to, które mi zgotowało nasze państwo, do którego nie wrócę, dopóki oni będą rządzić. Nie będę na nich robić. Bo pracowałem ciężko prawie całe życie i widzicie, do czego doszło – płakał Sulima.
Od wielu lat prowadzi rodzinne gospodarstwo rolne w Maniach pod Międzyrzecem Podlaskim, zajmujące się obecnie hodowlą indyków. Od jakiegoś czasu podczas sesji Rady Powiatu i rolniczych protestów alarmował o bardzo trudnej sytuacji lokalnych gospodarzy. Podkreślał, że produkcja jest mało opłacalna z powodu niskich cen żywca i zboża w skupach. A epidemia koronawirusa dodatkowo pogłębiła te problemy. Wielokrotnie mówił, że rolnikom potrzebna jest natychmiastowa pomoc rządu. – Jestem załamany tym wszystkim, ale staram się walczyć o rodzinę, żeby jakoś przetrwać ten ciężki czas. Mam nadzieję, że przyjdą lepsze czasy, że zmieni się to dziadostwo i zaczniemy znowu normalnie żyć. Zobaczymy, jak dalej będzie z moją pracą w radzie. Jeśli nie będę się wywiązywał z obowiązków, podejmę decyzję o rezygnacji z mandatu radnego. Ale najbardziej nie mogę przeżyć tego, że aby utrzymać swoje gospodarstwo, muszę pracować tutaj, a nie w swoim kraju – mówił.
Pozostali radni czekają na powrót Sulimy do ojczyzny. – Przyjdzie dzień, że wrócisz do Polski i znowu będziesz czuł się jak u siebie. Każdy teraz walczy o swój los. Czekamy na ciebie jak na każdego z radnych w naszym wspólnym powiatowym teamie – powiedział Mariusz Kiczyński, przewodniczący Rady Powiatu Bialskiego (PSL).
Jednak nie wszystkim odpowiadał ostry ton, w jakim radny wypowiadał się na temat aktualnej sytuacji w kraju i powodów swojej emigracji za chlebem. – Bardzo bym prosił, żeby pan przewodniczący rady reagował, gdy padają słowa powszechnie obraźliwe. Nie możemy pozwolić, żeby dawać upust emocjom w tak gwałtowny sposób. Życzę radnemu Markowi, żeby ta praca mu się układała. Ale pilnujmy, żeby normy na sesji zostały zachowane – stwierdził wicestarosta Janusz Skólimowski (PiS).
Przewodniczący rady odparł, że każdy radny ponosi odpowiedzialność za swoje słowa. – Dyskusja jest żywa, a ja cenzorem nigdy nie byłem. Gdy będą padały słowa wprost obraźliwe, oczywiście będę reagował. Ale sposób ekspresji każdego z radnych jest inny i każdy ma różne ku temu powody – powiedział Kiczyński.
Więcej na ten temat w aktualnym – papierowym i cyfrowym wydaniu „Podlasianina” na eprasa.pl.
Monika Pawluk
Komentarze
Brak komentarzy