W modzie lubię szaleństwo, ale w szafie mam wszystko poukładane
MIĘDZYRZEC PODLASKI O pełnym kolorów, energii i inspiracji dalekimi kulturami świecie mody, stylu boho oraz ekologii, z Aleksandrą Majczyną – mieszkającą w Międzyrzecu Podlaskim projektantką i stylistką oraz twórczynią marki odzieżowej Maiko – rozmawia Monika Pawluk.
Jak zaczęła się pani przygoda z modą?
– Tak naprawdę już w dzieciństwie. Moja babcia śpiewała, mama z kolei bardzo kochała fotografię i pasjonowała się sztuką kinematografii. W domu wiele działań oscylowało również wokół robótek ręcznych i mody. A że czasy były trudne, to kobiety same musiały szyć ubrania, bądź chodziły do modystek. Z powodu pustek na sklepowych półkach doceniane było rękodzielnictwo. Wychowywałam się w tej rzeczywistości i pamiętam, że jako mała dziewczynka stałam przy maszynie do szycia i tak bardzo chciałam móc na niej pracować. Niestety, nigdy się tego nie nauczyłam. Ukochałam sobie za to sztuki wizualne i modę, jako sposób na wyrażanie siebie. Choć miałam i taki czas, że chciałam zostać piosenkarką. Niestety szybko zeszłam na ziemię, bo mój głos bardzo na tym cierpiał. Wtedy też odłożyłam na pewien czas to swoje raczkowanie w modzie. Nie spodziewałam się, że dziewczyna z takiego miasta jak Częstochowa, bo tam się urodziłam i wychowałam, może mieć takie marzenia. Ale już wiem, że jeśli ktoś czegoś pragnie, to ma prawo realizować marzenia.
I starała się pani krok po kroku spełniać swoje marzenia.
– Bardzo lubię poznawać ciekawych ludzi. Dzięki takim osobom można realizować swoje pragnienia, które od 2013 roku usilnie spełniam. Kiedy w 2008 roku przyjechałam do Lublina, zaczął się proces powstawania mojej wizji sztuki, mody i człowieka. W Lublinie czułam, że oddycham. Bo rodzinna Częstochowa to miasto, w którym brakowało perspektyw. Stwierdziłam, że to nie jest miejsce dla mnie. Chodziłam wtedy na zajęcia z fotografii i pamiętam jedną sesję. Stoję na składowisku odpadów, w przygotowanej stylizacji: nastroszone włosy, w ręce mikrofon i militarny strój. I to był taki moment przełomowy, kiedy już wiedziałam, że wyjadę z Częstochowy i będę zajmowała się stylizacjami i fotografią. A w Lublinie poczułam, że to jest mój czas. Wtedy powstała moja galeria sztuki użytkowej OPIUM Art&Fashion. Niepozorna galeryjka mieściła w sobie prace ponad 40 artystów. Spotykałam tam ciekawe osoby. Galeria tętniła życiem i było to miejsce, gdzie człowiek, rękodzieło, sztuka i muzyka łączą się. Może teraz w Międzyrzecu Podlaskim, gdzie mieszkam od sześciu lat, uda się też coś fajnego zrobić. Jestem otwarta na różne przedsięwzięcia.
Wraz z innymi mieszkankami Międzyrzeca Podlaskiego zorganizowałyście pierwszą edycję akcji Uwolnij Szafę. Wydarzenie cieszyło się dużym zainteresowaniem, udało się również wesprzeć będącą w śpiączce panią Magdalenę. Jak to się stało, że postanowiły panie zainteresować lokalną społeczność ideą zero waste, czyli ograniczaj śmieci, albo po prostu: nie marnuj?
– Z mojej strony to był totalny impuls. Wychodząc z busa po powrocie z Białej Podlaskiej stwierdziłam, że muszę coś zrobić, bo jeśli nie wykonam pierwszego kroku, to będę żałować. Pomyślałam, że wejdę do Urzędu Miasta, i jakimś dziwnym trafem okazało się, że w takim mieście jak Międzyrzec Podlaski jest dużo kreatywnych osób. Dzięki wewnętrznej odwadze poznałam Martę Muszyńską z Urzędu Miasta, i to był jej pomysł, żeby zorganizować taką imprezę. Doszło między nami do silnego porozumienia i zaproponowała mi współpracę. Ogromnie się cieszę, że Marta zaprosiła mnie do tego projektu. To wydarzenie miało naprawdę duży oddźwięk. A akcja charytatywna w jakimś stopniu zdominowała tę imprezę. To tylko dobrze świadczy o tym, że mieszkańcy Międzyrzeca i okolic chcieli pomóc. Wszystko pięknie połączyło się z akcją modową, która niosła silne przesłanie bycia ekologicznym, oszczędniejszym i bardziej rozsądnym. Nasza akcja wskazywała, ale nie narzucała, jak można ciekawie żyć, i przy okazji zrobić też coś dobrego dla środowiska. Kiedy sytuacja z epidemią zmieni się i poczujemy grunt pod nogami, to powinniśmy dalej działać.
Jakie są najważniejsze zasady, do których możemy stosować się w modzie i na co dzień, żeby chronić środowisko?
– Ograniczyć się w zakupach, albo przynajmniej kupować rozsądnie. Wiadomo, że nie można zmusić nikogo do tego, żeby chodził tylko po second-handach, czyli szmateksach, bo tak wypada i jest najbardziej ekologicznie. Ale ograniczenie zakupów i usystematyzowanie potrzeb, a także spojrzenie, czy naprawdę potrzebuję danej rzeczy, jest pierwszym krokiem do tego, żeby być zerowastowcem. Także uporządkowanie swojej szafy ma znaczenie. Są portale, na których można ubrania sprzedawać, wymieniać oraz przerabiać. To jest krok do tego, aby być osobą, która myśli logicznie, a nie kupuje kolejne rzeczy, wkłada je do szafy i tak naprawdę nie ma w co się ubrać. Poukładanie jest ważne.
Mimo że w modzie lubię szaleństwo i moje stylizacje są bardzo eklektyczne, w szafie mam wszystko poukładane tematycznie, żebym jako matka dwójki dzieci mogła w kilka minut stworzyć daną stylizację. Nie potrzebuję wielu rzeczy, bo wiem, że mam swoją strefę komfortu. Ostatnio zaczęłam współpracować z rękodzielnikami, prowadzę bloga. I wolę kupić ręcznie wykonany pierścionek, niż kolejną sztukę spodni czy spódnic w sieciówkach. Bo uporządkowanie szafy to w dużej mierze uporządkowanie myślenia ekologicznego.
Jaki styl lubi pani najbardziej?
– Minimalistką to ja na pewno nie jestem. Gdy mieszkałam w Lublinie, bardzo lubiłam nosić indyjskie elementy, kolorowe szarawary. Ale w momencie, kiedy stałam się matką, to potrzebowałam jeszcze dodatkowo zaakcentować kobiecość. Dlatego lubię nosić spódnice i sukienki. Kocham ten styl, bo czuję się wtedy kobieco i naturalnie. Mam trochę spodni, ale rzadko po nie sięgam. Styl boho chyba zawładnął moją szafą na dobre. Jestem trochę taką małą dziewczynką ukrytą w ciele kobiety, która kocha kwiatki i błyskotki. I wbrew tej szarzyźnie, którą czasami widzę na ulicach, nie boję się wyjść poza ramy. Od czasów liceum lubiłam się ubierać troszkę inaczej. Źle wspominam, gdy w szkole przy okazji akademii kazali nam założyć granatową spódnicę i białą bluzkę. Jakby ktoś na siłę mi to narzucił. A jak założę te swoje kolorowe rzeczy, czuję się najlepiej. Mój styl to takie przełamanie. Lubię wziąć szczyptę z tego stylu, trochę z innego. I jeśli założę białą bluzkę, to ona na pewno będzie z czymś pomieszana, by czuć się komfortowo.
Z której swojej kolekcji jest pani najbardziej dumna?
– Nie popełniłam wielu kolekcji, z czego też jestem bardzo dumna. Założenie mojej marki Maiko było proste: mało i ciekawie. Wiedziałam, że to, co tworzę, musi być niszowe. Miała być to krótka seria rzeczy, które odbiorca będzie chciał posiadać na lata, a nie tylko na chwilę. Z pierwszej kolekcji jestem bardzo zadowolona, ale teraz pewnie z tych afrykańskich tkanin zrobiłabym coś zupełnie innego. Wtedy miałam tak naprawdę mało czasu na stworzenie tej marki.
A druga kolekcja była już bardziej przemyślana, bardziej moja. Zawierała cygańskie i indyjskie akcenty oraz ukłon ku ekologii. Najbardziej jestem zadowolona z tych kurtek. Kolekcja się bardzo dobrze przyjęła. Gdy zaszłam w drugą ciążę, musiałam projektowanie na pewien czas odłożyć. Ale ja już mam taką osobowość, że ciągnie mnie do działania. W pierwszym wywiadzie, jakiego w życiu udzieliłam, powiedziałam, że nie czuję się artystą. Teraz wręcz odwrotnie, drzemie we mnie pokład tworzenia. Działania artystyczne są moją drogą i będę się starała iść dalej w tym kierunku.
Raczej unika pani wielkiego świata, celebrytów. Czy miała pani okazję współpracować i tworzyć stylizacje dla znanych artystów?
– Zostałam zaproszona do sesji z Kasią Kowalską, która wtedy po długim czasie nieobecności wracała na polski rynek. To było bardzo miłe wyróżnienie. Projektowałam dla niej kurtkę. Zadzwonił do mnie fotograf, powiedział, że motywem sesji ma być styl boho, więc tylko ja mogę to zaprojektować. Co prawda artystka miała dla nas niewiele czasu, bo wróciła wtedy ze Stanów, była zmęczona i miała wiele innych obowiązków, ale cieszę się, że udało mi się zrealizować ten projekt. Teraz mogę się pochwalić w moim skromnym portfolio, że Kowalska wystąpiła w moich projektach i byłam współtwórcą jej sesji zdjęciowej. Ubierałam też kilku artystów sceny folkowej, stylizowałam ich na potrzeby projektu polsko-ukraińskiego. Tworzyłam też stroje na scenę, co było dla mnie dużym wyróżnieniem.
Dlaczego nie odnajduję się w mainstreamie? Może to nie jest ta droga. Sława wiąże się ze strasznymi kosztami. Tak wiele jest hejtu i chamstwa w internecie, co mnie drażni. Ja ze swoją wrażliwością chyba nie do końca byłabym na coś takiego gotowa.
Jak jest z poczuciem stylu u naszych rodaków. Czy Polki i Polacy znają się na modzie, lubią z nią eksperymentować?
– Potrafią. Co prawda mają dużo zachowawczości. Wszystko zależy od tego, na ile jesteśmy otwarci. Jeżeli człowiek jest otwarty, to chce eksperymentować. Nie każdy tego potrzebuje i nie każdemu to wyjdzie. Ja jestem bardzo specyficzną stylistką, gdyż uważam, że nie można komuś mówić, jak ma się ubierać. Człowiek ma prawo sam decydować, jak ma wyglądać. Stylista może tylko poradzić, wskazać kierunek, w którym ta osoba powinna iść. Ale zmienianie kogoś na siłę jest złe. Jeżeli ta osoba zakocha się w danej stylistyce, to pójdzie w tę stronę. Ale jeżeli nie będzie miała pewności siebie, nic się na to nie poradzi. Trendy trendami, ale nie można za nimi ślepo podążać. No bo dlaczego mam się zmieniać? Bo ktoś wymyślił jakieś trendy?
Jakie ma pani plany związane z modą?
– Prowadzony przeze mnie blog OPIUM Art&Fashion jest dla mnie punktem wyjścia z sytuacji, w jakiej się wszyscy ostatnio znaleźliśmy. Kiedy zostaliśmy uwięzieni w domach, tworzyłam stylizacje, a ich fotografie prezentowałam właśnie w internecie, na swoim blogu. Nie lubię zagłębiać się w politykę i inne trudne tematy. Lubię sobie odpływać w strefę bezpiecznego komfortu. O swoim blogu zaczęłam myśleć bardziej poważnie. Będzie miejscem do spotkania się i pogadania o modzie, sztuce i rękodziele. Chcę również pokazywać ludzi, którzy zajmują się tworzeniem.
Jestem otwarta na propozycje, chętnie nawiążę współpracę z lokalnymi rękodzielnikami. Wiem, że jest bardzo wiele zdolnych osób, które często nie mają czasu na promocję, i chciałabym się z takimi osobami zaprzyjaźnić. Jeżeli są na naszym terenie ludzie, którzy zajmują się rękodziełem, na przykład dziergają, malują, haftują, szyją, i chciałyby ze mną współpracować, mogą się do mnie odezwać poprzez bloga OPIUM Art&Fashion lub Facebooka. Mam kilka pomysłów. Może też osoby, które piszą projekty, chciałyby coś wspólnie zrobić. Bo życie nie lubi pustki i człowiek szuka odpowiedniej drogi dla siebie.
Cały wywiad dostępny jest w aktualnym – papierowym i cyfrowym wydaniu „Podlasianina” od 30 czerwca na: https://eprasa.pl/news/podlasianin.
Komentarze
Brak komentarzy