Kiczyński: Ustawa o połączeniach autobusowych to PRL-bis
POWIAT BIALSKI „To wielki bzdet i gniot polityczny!” – tak ostro przewodniczący Rady Powiatu Bialskiego Mariusz Kiczyński skrytykował rządową ustawę, na podstawie której radni musieli przyjąć plan połączeń autobusowych. Wytknął, że nowe linie nie odpowiadają rzeczywistym potrzebom komunikacyjnym powiatu, a zamiast łączyć podlaskie wioski ze światem, tak naprawdę wykluczają mieszkańców wielu gmin. Bo trasy zostały wytyczone w pośpiechu i na podstawie ankiety, w której wypowiedziało się… 11 osób.
Poszło o szumnie zapowiadaną przez rząd PiS Ustawę o Funduszu rozwoju połączeń autobusowych, dzięki której samorządy ma być stać na przywracanie lokalnych linii przewozowych. Do programu przystąpi także powiat bialski. Rada Powiatu 23 sierpnia podjęła uchwałę o wyrażeniu zgody na zawarcie jeszcze w tym roku umowy na świadczenie usług w zakresie publicznego transportu zbiorowego.
Populizm wyborczy
W powiecie wyznaczono trzy linie, które kursować będą na krótkich trasach: Drelów-Międzyrzec Podlaski przez Aleksandrówkę i Berezę, z Międzyrzeca do Strzakł, a także pomiędzy Janowem Podlaskim, Terespolem i Kodniem. Na uruchomienie tych połączeń potrzeba 45 tys. zł, z czego 25 tys. zł dołoży powiat, gdyż tak nakazał ustawodawca.
– Jesteśmy w systemie patologii politycznej, bo ta ustawa, a następnie projekt naszej uchwały, to wielki bzdet i gniot polityczny. Narzuca się kolejne zadania urzędnikom, którzy nie są niczemu winni i muszą się tym zająć, poświęcić wiele czasu, bo inaczej grozi im odpowiedzialność. To typowy populizm wyborczy. Ustawa była proponowana i uchwalana tuż przed wyborami do Europarlamentu, kiedy obiecywano wszystko – mówi Mariusz Kiczyński, przewodniczący Rady Powiatu Bialskiego.
W jego opinii program zamiast walczyć z trudnościami dostępu mieszkańców niewielkich miejscowości do publicznego transportu, cofa nasz kraj do czasów sprzed 1989 roku. A pieniądze, które powiat włoży w uruchomienie połączeń, może się okazać, że zostaną wyrzucone w błoto, z powodu nierentowności linii.
– Ta uchwała to w prostej linii komunizm. Wracamy do czasów sprzed 1989 roku, kiedy budowali nam drogi tam, gdzie oni chcą, a nie tam, gdzie my chcemy! Będą robić komunikację tam, gdzie oni chcą, a nie gdzie są potrzeby. Wracamy do głupoty! PRL-bis to mało powiedziane! Są połączenia miejskie, międzymiejskie, podmiejskie, dalekobieżne, a dzisiaj wprowadzamy międzywiejskie! Może jeszcze międzyzagrodowe i sąsiedzkie. Ludzie, opanujcie się! A dlaczego by nie z Leniuszek do Wólki Zabłockiej zrobić linię trolejbusową?! Bo tam mieszka 30 osób i chcą się odwiedzać… Ta uchwała to kpina z każdego z nas – denerwował się Kiczyński.
Zerowe zainteresowanie projektem
Na opracowanej przez autorów programu mapie nowych połączeń autobusowych pominiętych zostało większość gmin, zwłaszcza tych z południowych krańców powiatu bialskiego: Wisznic, Rossosza, Tucznej, Sławatycz czy Sosnówki, w której publiczne przewozy nie funkcjonują już od przeszło dekady. I zapewne na rządowe autobusy przyjdzie mieszkańcom jeszcze poczekać. Bulwersujący w kontekście wytyczenia nowych linii wydaje się fakt, że w przygotowanej przez Starostwo Powiatowe ankiecie potrzeb komunikacyjnych wzięło udział zaledwie 11 osób.
– Cały system transportu powiatu został oparty na opiniach 11 osób. Powiat bialski ma 111 tys. mieszkańców, powiat grodzki ma 58 tys., razem to jest 170 tys. A tylko 11 osób zadecydowało! To pokazuje, że zainteresowanie projektem jest zerowe. Mądrzy ludzie, wójtowie i mieszkańcy, pokazali, że nie chcieli spotkań, konsultacji i pchać tego dalej, bo to jest bzdura i kompletny idiotyzm. 11 osób to jest 0,01 procenta, i decyduje o wielkim projekcie rządu PiS na terenie naszego powiatu! Plan wyklucza 99,99 proc. mieszkańców – punktował przewodniczący.
Jest jeszcze jeden problem. Żadna z linii nie prowadzi do Białej Podlaskiej. – Ten projekt bez naszej zgody zakazuje wjazdu autobusów z rządowych połączeń do miasta Biała Podlaska. Trzeba porozumieć się z powiatem grodzkim. Ale tylko powiaty ziemskie są dofinansowane jeden do jednego, grodzki musi dopłacić. A my, mieszkańcy, mamy swoje interesy w siedzibie powiatu: rejestracja samochodów, lekarz, i tutaj nie ma żadnego połączenia. Dzisiaj miasto Biała Podlaska to miasto trędowate i zamknięte, do którego nie mogą wjechać autobusy dofinansowane z rządowego projektu! Niech tę bzdurę ktoś powstrzyma… – apelował Kiczyński.
Na próbę
Wicestarosta bialski, który nadzoruje tworzenie projektu komunikacyjnego, uważa, że konsultacje zostały przeprowadzone właściwie i dały odpowiedź, gdzie potrzebne są autobusy. I to mimo tak nikłego zainteresowania… – To jest program pilotażowy i na razie tak go traktujemy. To plan na cztery miesiące. Zobaczmy, czy zda egzamin. Chcieliśmy skomunikować, jeśli nie z miastem powiatowym, to chociażby do drogi, która wiedzie do tego miasta. A takie szyderstwa nie przystoją co niektórym. Myślę, że w najbliższym czasie organizatorem tego transportu może być także marszałek. I myślę, że przychyli się do naszego wniosku i wprowadzi komunikację także do Białej Podlaskiej – odpowiedział wicestarosta Janusz Skólimowski.
Radni, podejmując uchwałę, w większości nie obawiali się o nierentowność nowych kursów. – Pan przewodniczący zaatakował rząd i ustawodawców w sposób wściekły! Często autobusy i busy jeżdżą puste lub w połowie wypełnione. Ale nie wszyscy mają samochody, zwłaszcza osoby starsze. Idea jest jak najbardziej słuszna. W następnych latach możemy to rozwijać. Pan przewodniczący powiedział, że 11 osób zdecydowało o potrzebach komunikacyjnych powiatu. To jest kompletna bzdura! 11 osób odpowiedziało na ankietę. Konsultowani byli wójtowie, radni. Jest możliwość podpisania z miastem stosownej umowy i zorganizowania tych połączeń. Nie znam tej ustawy, nie twierdzę, że jest najlepsza, ale jest godna poparcia, żeby wyciągnąć rękę do tych zapomnianych w powiecie – uważa radny Marian Tomkowicz, który całe wystąpienie przewodniczącego nagrywał telefonem komórkowym.
Radni muszą wiedzieć, za czym głosują
Ostatecznie za uchwałą zagłosowało 13 radnych, dwóch się wstrzymało, a jedynie przewodniczący Mariusz Kiczyński był przeciwko.
– Jeżeli rząd chce pomagać, to niech się zaangażuje na sto procent, a nie narzuca zadania samorządowcom. Przecież każdy urzędnik, który nie realizuje ustaw uchwalonych przez Sejm, podlega odpowiedzialności karnej. Rzadko zabieram głos, tylko w wyjątkowych sytuacjach. To przebrało czarę goryczy. Żeby taki stek bzdur i gniot polityczny pchać, używając jako tarcz mieszkańców, za którymi zawsze jestem. Ludzie mówią, że moje wystąpienie było emocjonalne. Nie, gdyż do emocji tam było jeszcze daleko, ja emocje hamowałem – mówi w rozmowie z „Podlasiakiem” Mariusz Kiczyński.
Cały artykuł do przeczytania w papierowym wydaniu tygodnika „Podlasiak” nr 35 z 27 sierpnia lub na https://eprasa.pl/news/podlasiak
Monika Pawluk
Komentarze
Brak komentarzy