80. rocznica bestialskiego mordu 30 Polaków w Wisznicach

80. rocznica bestialskiego mordu 30 Polaków w Wisznicach
fot. FB Urząd Gminy Wisznice

2 marca minęła osiemdziesiąta rocznica bestialskiego mordu 30 Polaków przez okupanta hitlerowskiego. W 1944 roku hitlerowcy rozstrzelali mieszkańców okolicznych miejscowości, którzy zginęli w imię walki o wolną Polskę. W miejscu tej publicznej egzekucji stoi pomnik, przy którym w sobotę kwiaty złożyli: wójt gminy Wisznice Piotr Dragan i zastępca wójta Krzysztof Biełuszka oraz przedstawiciel samorządu gminy Jabłoń – dyrektor Gminnego Ośrodka Kultury w Jabłoniu Katarzyna Matczuk.

Przypomnijmy, że uroczyste odsłonięcie tego pomnika w Wisznicach odbyło się 28 października 2018 roku. Zawiera on tablicę z nazwiskami rozstrzelanych Polaków.

Ten tragiczny dzień szczegółowo opisany został przez księdza Mariana Romanowicza, wówczas 17-letniego gimnazjalisty z Dubicy, który postanowił w dniu wybuchu wojny pisać każdego dnia pamiętnik. Pisał go w zeszytach szkolnych, które zakupił do nauki w gimnazjum. Pamiętnik został opublikowany jako „Dziennik z II wojny światowej”. Ksiądz Romanowicz o tym dniu pisał tak:

„2 III.

Wszyscy chodzą przygnębieni, spodziewając się najgorszego. Przytaczają słowa Hitlera, że „świat się zdziwi tym, co on uczyni w Polsce”. Domyślają się też publicznej egzekucji.

W Wisznicach ma zebrać się ludność z trzech gmin Wisznice, Romanów, Opole, a potem jeszcze gmin Rossosz i Łomazy. Wczoraj pod wieczór jechały 4 samochody z wojskiem i dwa osobowe. Podobno w Motwicy była partyzantka ponad 100-osobowa, w nocy Niemcy wracali z powrotem.

Około godziny dwunastej zaczęły z Rossosza i Łomaz jechać furmanki z ludźmi. Jadą przeważnie starsi, mało młodzieży do 20 lat. Poszliśmy piechotą. Na drogach prowadzących do Wisznic stała warta z policji, Ukraińców i żandarmów. Na rynku zgromadziło się dużo ludzi, ale chyba 1/10 tego co miało być. Ludzie grupami rozmawiali, przechadzali się po rynku z niecierpliwością. Do Wisznic wszystkich wpuszczają, ale wyjść już nie można. Wszyscy jak błędni chodzą pomiędzy domami.

Dopiero kilkanaście minut przed godzina trzecią przyjechały z Białej dwa ciężarowe samochody, zatrzymały się na rynku. Wtedy ze szkoły wyszli starsi ranga żandarmi i skierowali się na rynek. Jeden z nich podszedł do wójta z Opola, zapytał: czy jest pańska żona? Niech idzie do domu, będzie źle. Pod szkołą zgromadził się oddział wojska, założyli hełmy, zarepetowali broń i poszli w stronę rynku. Jeden ze starszych rangą zabrał głos i powiedział, że będą rozstrzelani ludzie, około 30 osób, za to, że w Opolu została spalona gmina, za to, że pomagali bandom, że nie meldowali, ale współpracowali z nimi. Powiedział: „… nie żądamy, abyście nam pomagali w wojnie, tak jak na froncie Sowietom kobiety i dzieci donoszą amunicję, lecz żebyście tylko wykonywali swoje obowiązki. Nasi żołnierze przelewają krew, ludność w innych okolicach cierpi głód, a u was u każdego jest chleb na stole i mówicie, że jest źle”. Wspominał jeszcze o tajniaku Kowalskim, którego zabili, o sołtysie z Motwicy, który ostatniej nocy uciekł z domu, gdy przyjechało wojsko niemieckie. Przestrzegł, że gdy jeszcze raz to się powtórzy, to nie 30, nie 60, ale 300, 400, 500 ludzi zostanie zastrzelonych.

Ostatnio aresztowali z okolic Opola 74 osoby. Przywieźli 30, a reszta została do ułaskawienia, jeżeli w ciągu dwóch miesięcy nie zdarzy się nic podobnego. Potem zaczęli wyprowadzać z samochodów po 10 osób na raz. Byli przeważnie młodzi, tylko jeden miał 65 lat, niektórzy mieli niewiele ponad 14 lat. Byli skuci w kajdanki, na oczach mieli opaski. Zaprowadzali ich pojedynczo za kołnierz pod mur i całą grupę rozstrzelali, potem dobijali. Niektórzy krzyczeli: „My niewinnie idziemy na śmierć”, inni: „Za Ojczyznę”, jeszcze inni „Niech żyje Polska”, ale tego, który krzyknął, od razu zabijali. Jeden rozkuł się, zerwał opaskę i chciał się wyrwać żandarmom, ale nie miał siły, bo trzymało go czterech. Jeden uciekł, odbiegł kilka kroków, ale go zabili. Gdy wszystkich zabili, ludzie zaczęli się rozchodzić. Podjechały furmanki i najbliższej stojący zostali zmuszeni do układania trupów na wozach. Odwieźli ich na tzw. glinki i tam ich pogrzebali. Ks. Proboszcz Bronisław Turski udzielił absolucji rozstrzeliwanym, na odległość. Powracający do domu byli przerażeni tym, co przeżyli, byli bardzo smutni. Jak wracaliśmy, na Horycach, pod lasem wybuchł granat. Samochody z wojskiem pojechały dalej za Wisznice, a wracały wieczorem, żołnierze śpiewali.

Podobno tylko 7 osób było rozstrzelanych z gminy opolskiej, pozostali z innych stron (miejscowości).”

zdjęcia FB Urząd Gminy Wisznice

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Komentarze

    Brak komentarzy