Punkt, który należy szanować

Punkt, który należy szanować

Częściej gorąco było pod bramką Macieja Wrzoska z Podlasia

PODLASIE Biała Podlaska – SOKÓŁ Sieniawa  0:0.

Podlasie: Wrzosek, Renkowski, Chyła, Konaszewski, Leśniak (65 Komar), Andrzejuk, Tkaczuk (86 Martynek), Kaznocha (65 Nieścieruk), Dmowski, Kosieradzki (71 Kruczyk), Syryjczyk (75 Chmielewski).

Sokół: Korziewicz, Skała (77 Ochał), Padiasek, Kapuściński, Drelich, Broda (71 Kardyś), Purcha, Kądziołka (63 Lis), Surmiak, Brocki (90 Wilusz), Nalepka (63 M. Jędryas).

Sędzia: Ł. Szczołko (Lublin).

Kartki-żółte: Komar (Podlasie) oraz Purcha i Kapuściński (Sokół).

Po dwóch wygranych, a szczególnie tej z Hutnikiem w Krakowie, zgromadzeni w Piszczacu kibice liczyli na trzeci z rzędu komplet punktów Podlasia. Nic takiego nie nastąpiło, ale wywalczony remis należy szanować, choć w dwumeczu to Sokół ma lepszy bilans bezpośrednich spotkań (w Sieniawie zwyciężył 3:1). Goście prezentowali się tego dnia po prostu lepiej.

Już po pierwszej akcji nasi piłkarze mogli wyjść na prowadzenie, ale Jarosław Kosieradzki niedokładnie dograł piłkę Jakubowi Syryjczykowi. Później grę opanowali, niestety, rywale i tylko oni wypracowali do przerwy okazje do zdobycia gola. Pierwszy przed szansą stanął Sebastian Brocki, lecz po dośrodkowaniu z prawej strony, którą goście przeprowadzali większość groźnych akcji, główkował nad poprzeczką. Ten sam zawodnik otrzymał później piłkę od Kacpra Drelicha, ale spudłował z dystansu, by po chwili zagrać wzdłuż bramki Macieja Wrzoska, na szczęście jego klubowi koledzy spóźnili się z zamknięciem akcji. Najlepszą szansę zmarnował w 33. minucie, kiedy w szeregi bialskiej defensywy wkradł się chaos, Przemysław Nalepka, przenosząc z kilkunastu metrów piłkę nad poprzeczką.

Zaraz po przerwie Wrzosek w ostatniej chwili uprzedził szarżującego Kądziołkę, a Podlasie dopiero po blisko godzinie oddało pierwszy celny strzał na bramkę Sokoła. Uczynił to z półobrotu Bartłomiej Tkaczuk, ale Matthew Korziewicz wprawdzie na raty, lecz zdołał złapać piłkę. W tym okresie gospodarze częściej atakowali, czego efektem były rzuty rożne, jednak dośrodkowania z nich były niedokładne. Na kwadrans przed końcem uśmiechnęło się do nich szczęście, kiedy po wrzutce Bartłomiej Purchy głową z siedmiu metrów spudłował Jarosław Lis. Z kolei po fatalnej stracie Kamila Dmowskiego tylko dzięki ofiarnej interwencji Mateusza Konaszewskiego piłka nie znalazła drogi do siatki po strzale Purchy. Bialczan stać jedynie było na uderzenia Dmowskiego i Pawła Komara z rzutów wolnych, w obu przypadkach niecelnych.

Roman Laszuk

Dodaj komentarz

Komentarze

    Brak komentarzy