Pokazać dzieciom, że radość kryje się w prostych rzeczach

Pokazać dzieciom, że radość kryje się w prostych rzeczach

JANÓW PODLASKI W zabieganym świecie znajdują czas, by spędzać go w pełni z dziećmi. Grupa kreatywnych rodziców z Janowa Podlaskiego organizuje wspólne zabawy, wycieczki i rajdy rowerowe. Podczas rodzinnych spotkań pokazują swoim pociechom, że istnieje świat poza telefonem komórkowym i portalami społecznościowymi. A przy okazji uwrażliwiają dzieci na pomoc drugiemu człowiekowi. 

Zaczęło się od tego, że państwo Magdalena i Ireneusz postanowili zorganizować wolny czas dla swoich dwóch synów. Zabierali ich na piesze i rowerowe wycieczki po okolicy. Pokazywali chłopcom świat taki, jaki pamiętają ze swojego dzieciństwa, w którym radość sprawiały proste rzeczy. Gdzie dzieci spędzały czas bawiąc się z rówieśnikami na podwórku, kopiąc piłkę, grając w klasy czy podchody. Przy czym nikt się nie bał, że dziecko się pobrudzi czy zmęczy. Świat bez wszechobecnych telefonów i komputerów. Z czasem pomysł spodobał się ich znajomym i sąsiadom. I tak do wspólnych wypraw i zabawy dołączali kolejni rodzice i dzieci z Janowa Podlaskiego.

– Działamy w naszej grupie rodziców totalnie społecznie. Nie jesteśmy żadnym stowarzyszeniem. Irek jako emerytowany strażnik graniczny ma dużo czasu, ja mimo tego, że jestem czynnym funkcjonariuszem PSG w Terespolu, mam luźny grafik. Postanowiliśmy ten czas poświęcać dzieciom. Zaczynaliśmy od kilku osób, a w tym roku urosło to do grupy około 50 osób – mówi Magdalena Kłusek.

Zainteresować dzieci

Tak samo pokaźna jest lista działań, w które z inicjatywy i pod opieką kreatywnych rodziców udało się zaangażować dzieci z Janowa. – Były wycieczki rowerowe i piesze, ogniska, kino letnie. Zwiedzamy, korzystamy z tego wszystkiego, co daje nam okolica. Jeżeli mamy wydmy w lesie, to na nie idziemy. Po drodze opowiadamy dzieciom historię danego miejsca. To sport i rekreacja połączone z poznawaniem lokalnej historii, tradycji. To, o czym my wiemy, one niekoniecznie. Chcemy zainteresować dzieci i przekazać im naszą wiedzę – opowiada pani Magdalena.

W spotkaniach, wyprawach, biwakach uczestniczą dzieci w różnym wieku. Najmłodsze mają trzy lata, najstarsze 13. Wszyscy traktują się tutaj tak jak w rodzinie. – Przedział wiekowy jest duży. Ale nie stanowi to dla nich żadnego problemu. Fajne jest to, że starsze dzieci opiekują się tymi młodszymi. Na przykład idziemy na wycieczkę, po kilku kilometrach jakiś maluch się zmęczy, to starszak bierze go na barana i niesie na plecach – dodaje.

Wszystko odbywa się pod czujnym okiem rodziców. Jedną z podstawowych zasad przestrzeganych podczas tych spotkań jest zakaz używania telefonów. – Korzystanie z telefonu jest tylko na zasadzie zrobienia zdjęcia i schowania do kieszeni. Uciekamy od całej elektroniki, konsoli, laptopów i gier. Ale z tym nie ma problemów, bo dzieci potrafią znaleźć sobie zajęcie. Byliśmy na ognisku, to bawiły się patykami. Irek naciął brzozę, z której zaczął lecieć sok. Dzieci piły i były zachwycone. Zorganizowaliśmy też dzieciom biwak. Wymyśliliśmy, że zrobimy im coś, z czego my w dzieciństwie korzystaliśmy. Dzieci teraz jeżdżą do ekskluzywnych pensjonatów, schronisk, a chcieliśmy, żeby poczuły smak wakacji, jakie my mieliśmy, pod namiotem – opowiada pani Magda.

Mleko prosto od krowy

Rodzice sięgają po pomoc znajomych, lokalnych przedsiębiorców i instytucji. Przy czym wsparcie nie jest finansowe, odbywa się jedynie na zasadzie pomocy w zorganizowaniu rodzinnego biwaku czy rajdu rowerowego. Czyli poprzez zakup kiełbasek na ognisko, zgrzewek wody, chleba czy kamizelek odblaskowych dla bezpieczeństwa na drodze małych cyklistów.

– Wykorzystujemy potencjał ludzki. Poprosiliśmy jednego z rodziców, Łukasza Kuźmińskiego, który jest kierownikiem gospodarstwa rolnego w Stadninie Koni, żeby nam pokazał stadninę. Zobaczyliśmy ją od zupełnie innej strony, bo od gospodarstwa rolnego. Obora, setki krów, cielętnik, dojarnia, ujeżdżalnia i powozownia. Później dostaliśmy zaproszenie od Basi Orłosiowej na pomidorówkę do Gościńca Wygoda. Dzieci były zachwycone. Zawsze staramy się tak robić wycieczkę, żeby też była dla nich jakaś dodatkowa atrakcja. Na przykład jedziemy na wycieczkę i w stajni w Werchlisiu jeździmy na koniach. Niektóre dzieci nie jeździły nigdy konno. Innym razem jedziemy rowerami i po drodze mijamy znajomą, która ma krowę. Dzieci piją mleko prosto od krowy, odcedzone i jeszcze ciepłe. To też jest szał. Mój 12-letni syn mówił, że to mleko było cudowne. To są proste rzeczy. Fajne jest przede wszystkim to, że ci rodzice chcą się w to angażować – stwierdza Kłusek.

Spotkanie z Gortatem

W czasie wakacji wspólne rodzinne wypady czy spotkania, spędzone chociażby na oglądaniu filmów wyświetlanych projektorem na ścianie domu, odbywają się dwa razy w tygodniu. – Często jeździmy do Werchlisia na plac zabaw dla dzieci. Jest tam przyjazna pani sołtys, która pomaga zorganizować ognisko. Wiosną byliśmy w piekarni Bama w Rokitnie. Małgorzata Sylwesiuk umożliwiła nam wejście i pokazała moment zagniatania chleba, wykładania go do formy i wypiekania. Najpyszniejszy był cieplutki chleb prosto z pieca. Później mieliśmy rajd rodzinny. Zrobiliśmy 16 kilometrów. Zakończyliśmy ogniskiem na tzw. bocianiarni, czyli działce Zespołu Lubelskich Parków Krajobrazowych, Ośrodka Zamiejscowego w Janowie Podlaskim. Dzięki uprzejmości Zamku w Janowie Podlaskim dostaliśmy również zgodę, żeby nasze dzieci z rodzicami weszły nieodpłatnie na basen. Byliśmy szczęśliwi, to było uwieńczenie naszych wakacji – dodaje Ireneusz Starostka.

Osób, które wspierają inicjatywy rodziców z Janowa, jest znacznie więcej. Dzięki uprzejmości lokalnego fotografa dzieci miały okazję w wakacje spotkać się ze znanym koszykarzem Marcinem Gortatem. – Nasza jednostka OSP robi nam pokaz pierwszej pomocy, policja opowiada dzieciom o tym, jak bezpiecznie spędzać wakacje. Zwiedziliśmy także placówkę Straży Granicznej w Janowie. Kibicuje nam lokalny fotograf Artur Bieńkowski, który pewnego razu zadzwonił i zapytał, czy podczas aukcji w Stadninie chcielibyśmy się spotkać z Marcinem Gortatem. Pan Marcin do nas wyszedł, dał nam autografy, zdjęcia, gadżety. Było super – wspomina pani Magda.

Nie zawsze drogie zabawki dają szczęście

Dzieci uczestniczą także w warsztatach. Każdego roku przed świętami Bożego Narodzenia spotykają się w domu Magdaleny i Ireneusza i przygotowują świąteczne kartki i stroiki. – Będą przekazane dla Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej, bo w naszej gminie jest 11 osób starszych, które samotnie spędzają święta. Kartki umilą im czas świąteczny, pozwolą pomyśleć, że ktoś o nich pamięta – uważa Kłusek.

Cały artykuł przeczytasz w papierowym i cyfrowym wydaniu „Podlasianina” od 17 grudnia.

Monika Pawluk

Dodaj komentarz

Komentarze

    Brak komentarzy